Rosnące koszty i problemy nawarstwiające się od początku pandemii powodują, że hotelarze i gastronomia nie wychodzą na swoje. Właściciele restauracji chcą nawet pakietu ratunkowego.
Po chudym 2020 r. ubiegły rok przyniósł odbicie w sektorze gastronomicznym i noclegowym. Klienci wrócili na rynek, a wraz z nimi powróciły inwestycje. Widać to na przykładzie hoteli. W 2019 r. działało ich 2635. W pierwszym roku pandemii liczba spadła do 2498, by w ubiegłym roku odbić do 2521. Teraz jednak wracają obawy branży porównywalne z tymi z czasu lockdownu.
- 2019 r. był szczytem hossy na hotelowym rynku, która załamała się z chwilą wybuchu pandemii. Wówczas wiele inwestycji - zarówno sieciowych, jak i indywidualnych - wstrzymano. Ten stan zawieszenia nie mógł jednak trwać w nieskończoność. W efekcie wzrost, jaki obserwowaliśmy w zeszłym roku, wynikał z tego, że wiele inwestycji zostało wznowionych i finalnie oddanych do użytku - opisuje Joanna Ostrowska, zarządzająca rodzinną siecią Osti-hotele w Krakowie.
Pozostało
90%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama