Dla małych graczy inwestycje zagraniczne są za drogie i ryzykowne
Fundusze emerytalne mają poważne powody, by inwestować za granicą. Najważniejszym jest płynność. – Jeśli szukamy możliwości szybkiego zajęcia pozycji lub wyjścia z inwestycji, pozostaje tylko zagranica – podkreśla Marcin Żółtek, dyrektor inwestycyjny Aviva PTE. Bo polski rynek jest zbyt płytki. To efekt mniejszego napływu pieniędzy na naszą giełdę i braku wzrostów aktywów OFE porównywalnych z tymi z poprzednich lat.
Fundusze emerytalne mają poważne powody, by inwestować za granicą. Najważniejszym jest płynność. – Jeśli szukamy możliwości szybkiego zajęcia pozycji lub wyjścia z inwestycji, pozostaje tylko zagranica – podkreśla Marcin Żółtek, dyrektor inwestycyjny Aviva PTE. Bo polski rynek jest zbyt płytki. To efekt mniejszego napływu pieniędzy na naszą giełdę i braku wzrostów aktywów OFE porównywalnych z tymi z poprzednich lat.
/>
Kolejny powód to kwestia rentowności. – Kapitał towarzystw emerytalnych pozostał bez zmian, natomiast aktywa OFE, którymi zarządzają, bardzo się skurczyły. Dochody z opłat za zarządzanie też się zmniejszyły. Wzrosła więc presja na stopy zwrotu, dlatego część towarzystw może wykorzystywać wyższy limit dla inwestycji zagranicznych, by zmniejszyć zaangażowanie na polskiej giełdzie – podkreśla Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole. Marcin Żółtek zauważa, że stopa zwrotu za granicą jest zróżnicowana, jeśli spojrzymy na indeksy giełdowe, to tegoroczne inwestycje w Europie, np. w DAX, dawały jednoprocentową stopę zysku, podczas gdy na giełdzie nowojorskiej indeks S&P dawał 23 proc. Kolejnym argumentem za szukaniem wyższych zysków za granicą może być spodziewana zmiana polityki Fed. Ekonomiści zakładają, że to amerykański bank centralny jako pierwszy będzie odchodził od luźnej polityki pieniężnej i podnosił stopy procentowe. Taki scenariusz może oznaczać, że ucierpią rynki wschodzące i ich waluty, rynki długu i akcji. Do tej pory, gdy Fed prowadził bardzo luźną politykę monetarną, zyskiwały one, bo to tam były większe rentowności dla taniego kapitału. – Jeśli tak się stanie, część inwestorów z OFE może uznać, że w okresie zwiększonej zmienności lepiej przebudować portfele w kierunku wzrostu aktywów w krajach rozwiniętych, czyli indeksów giełdowych głównych rynków akcji – podkreśla Borowski.
Jak wynika z naszych rozmów z zarządzającymi OFE, ten trend raczej nie będzie dotyczył wszystkich. – Dysponujemy niezbyt wielką kwotą, więc choć mamy trochę inwestycji zagranicznych, to poruszamy się głównie po rynku lokalnym. Lepiej robić to, na czym się lepiej znamy i co jest bliżej. Inną sytuację mają duże fundusze, które zarządzają dziesiątkami miliardów, one w pewien sposób mogą być zmuszone do wychodzenia na zewnątrz – mówi prezes PTE Pocztylion Tomasz Frontczak.
Są trzy powody mogące powodować niechęć do znaczącego wyjścia za granicę. Jeden to koszty zarządzania portfelem. Działanie za granicą na większą skalę oznacza konieczność stworzenia pionu analitycznego, zakupu źródeł informacji, rozeznania rynku. To istotna bariera dla najmniejszych graczy. Kolejny powód to ryzyko kursowe. – Nie ma na przykład mechanizmu, który zabezpieczałby przed nim fundusze. Do tego dochodzi ryzyko prawne i operacyjne. Jedynie mocne przekonanie, że zakup akcji za granicą będzie bardziej opłacalny niż kupno akcji w kraju, może skłaniać do takich operacji – uważa Marek Sakowski, wiceprezes PTE Pioneer Pekao. Zwraca także uwagę, że zwiększenie udziału zagranicznych akcji w portfelach może spowodować, że wyniki funduszy będą odbiegały od punktu odniesienia, jakim dla rynku jest okresowa porównawcza stopa zwrotu publikowana przez KNF.
Dlatego zarządzający i ekonomiści oceniają, że OFE nie wykorzystają dopuszczalnego limitu w całości. – Ryzyko inwestycyjne przy dużej zmienności rynku jest dosyć istotnym czynnikiem, który zarządzający biorą pod uwagę. Dlatego należy się spodziewać, że jakaś część tego zwiększonego limitu zostanie wykorzystana. Na pewno zostanie przekroczona granica 10 proc., ale do 20 proc. nie dociągniemy – uważa Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.
Ale i tak, jeśli ok. 10 mld zł trafi za granicę, odbije się to na giełdzie. – Jej sytuacja będzie zależała od tego, czy napłyną w miejsce OFE instytucjonalni inwestorzy zagraniczni. Nie sądzę, by to miało masowy charakter, ale na pewno nie jest czynnik pozytywny dla GPW – dodaje Jankowiak.
Limity inwestycji zagranicznych funduszy podwyższono przy okazji uchwalania przez koalicję zmian w OFE, które przenosiły część aktywów funduszy do ZUS i wprowadzały możliwość wyboru między OFE a ZUS. W tym roku fundusze emerytalne mogły ulokować za granicą 10 proc., w przyszłym 20 proc., a od 2016 r. będzie to docelowe 30 proc. aktywów. Poluzowanie limitów inwestycji zagranicznych jest efektem orzeczenia Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, który zakwestionował poprzedni niewielki limit 5 proc.
Poza początkowym okresem działania OFE korzystały z większych możliwości inwestycji za granicą w umiarkowany sposób. Choć limit wynosił faktycznie ok. 15 mld zł, to na koniec października wszystkie fundusze miały za granicą niepełne 6,3 mld zł. Więcej, około 7 mld, było w połowie roku, ale potem fundusze zmniejszyły zaangażowanie za granicą.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama