Branża rafineryjna w Europie w ciągu ostatnich dziesięciu lat przeszła dużą przemianę. Jeszcze dekadę temu rafinerie były uznawane za zakłady świadczące o sile danej gospodarki. Dziś są to aktywa, które coraz częściej stanowią problem dla ich właścicieli. Świat stawia już na odnawialne źródła energii i atom, a ropa będzie traciła na znaczeniu. Rafinerie, jeśli nie znikają z rynku w ogóle, to są wchłaniane przez koncerny energetyczne.

Na przestrzeni lat zmianie uległa definicja bezpieczeństwa energetycznego. Nie chodzi jedynie, jak w przeszłości, o zagwarantowanie nieprzerwanych dostaw energii. Bezpieczeństwo energetyczne zyskało również wymiar ekonomiczny - koszt dostarczanej energii musi być akceptowalny i powinien napędzać rozwój gospodarczy, o czym boleśnie się przekonujemy przy okazji bezprecedensowych podwyżek cen gazu; wymiar środowiskowy - energia powinna być wytwarzana przy jak najmniejszym negatywnym wpływie na otoczenie; wymiar społeczny - sposób wytwarzania energii powinien być zbieżny z oczekiwaniami i preferencjami społecznymi i gwarantować obywatelom poczucie bezpieczeństwa; wymiar geopolityczny - polityka energetyczna kraju powinna być realizowana z uwzględnieniem szeroko rozumianego narodowego interesu i stabilności państwa.

Przyszłość to atom

Bezpieczeństwo energetyczne musi bazować na nowoczesnych technologiach: OZE, gazie i atomie. W to należy inwestować. Eksperci z całego świata zgodnie wskazują, że najbezpieczniejszym źródłem energii dla ludzi jest atom. Energetyka jądrowa jest prawie dwukrotnie bardziej bezpieczna niż energetyka wiatrowa i prawie pięciokrotnie bardziej bezpieczna niż energetyka słoneczna. Co ważne, aż 74 proc. Polaków popiera budowę elektrowni jądrowych w Polsce - tak wynika z badania przeprowadzonego na zlecenie Ministerstwa Klimatu i Środowiska w listopadzie 2021 r. Z kolei z ogólnopolskich badań dla Instytutu Staszica z września ubiegłego roku jasno wynika, że zdecydowana większość Polaków jest za energetyczną rewolucją i chce, żeby tych zmian dokonywały polskie firmy - tak zadeklarowało aż 70 proc. badanych.
Rafinerie nie świadczą więc już o bezpieczeństwie energetycznym. Co więcej, z punktu widzenia polskiej gospodarki i długoterminowej pozycji Grupy Orlen w tym kraju oddanie Saudi Aramco, strategicznemu partnerowi do środków zaradczych przy połączeniu Orlenu z Lotosem, mniejszościowego udziału w rafinerii w Gdańsku przy zachowaniu kontroli operacyjnej nie stanowi zagrożenia.

Dekarbonizacja wymusza zmiany

Zgodnie z obecną tendencją rafinerie są przecież zamykane - od 2008 r. w Europie zamkniętych zostało ponad 30 rafinerii, w tym pięć od początku pandemii, czyli od 2020 r. Na to nałożyła się jeszcze trudna sytuacja związana z globalną pandemią, która w pierwszym okresie spowodowała zatrzymanie światowych gospodarek i spadek popytu na paliwa płynne. Dodatkowo w kontekście powszechnej dekarbonizacji rafinerie stają się więc aktywami schyłkowymi: albo się je zamyka, albo przerabia na huby energetyczne czy wchłania do koncernów.
Także Lotos należy przygotować do funkcjonowania w gospodarce, w której dekarbonizacja będzie priorytetem. Współpraca z takim partnerem jak Saudi Aramco, a więc posiadającym podobne wyzwania co PKN Orlen (obie spółki ogłosiły plan osiągnięcia zeroemisyjności), z pewnością tutaj pomoże.

Transformacja to konieczność

W przyszłości europejskie rafinerie staną w obliczu malejącego popytu na paliwa płynne w Europie. Prognozy wskazują, że udział ropy naftowej w miksie energetycznym UE ma dynamicznie spadać - z obecnego poziomu 35 proc. do niespełna 30 proc. w perspektywie najbliższych kilkunastu lat i około 24 proc. w 2050 r.
Eksperci prognozują, że w 2022 r. popyt na produkty naftowe w Europie będzie wynosił około 13 mln baryłek dziennie. W 2040 r. ma to być niewiele ponad 10 mln baryłek. Oznacza to, że każdego roku rynek ten będzie kurczył się o około 1,5 proc.
To wynik zmian technologicznych oraz coraz większej presji regulacyjnej na redukcję emisji. Nowe technologie, jak np. dynamicznie rozwijające się odnawialne źródła energii, coraz częściej zastępują energię pozyskiwaną z węglowodorów - ropy i gazu. Z kolei rosnąca presja regulacyjna przedstawiona w założeniach pakietu „Fit For 55” Unii Europejskiej wymusza na spółkach paliwowo-energetycznych przyspieszenie zmian i zwiększenie znaczenia paliw alternatywnych, takich jak np. energia elektryczna czy wodór.
Europejscy gracze aktywni w sektorze rafineryjnym mierzą się zatem z koniecznością transformacji swoich biznesów w kierunku koncernów multienergetycznych przy równoczesnym maksymalizowaniu wyników i przepływów pieniężnych z dotychczasowej działalności. W konsekwencji w Europie próżno szukać firmy inwestującej w rozbudowę mocy rafineryjnych, natomiast gracze zgodnie realizują programy służące pogłębieniu przerobu i poprawie efektywności swoich instalacji. Tego typu inwestycji jest nawet kilkanaście.

Ostatni moment na konsolidację

Teraz jest więc ostatni moment na partnerstwo w rafinerii. Na europejskim rynku od lat dochodzi do koncentracji w tym segmencie. A dzieje się to za sprawą nowych megarafinerii budowanych w Azji i na Bliskim Wschodzie z myślą o eksporcie paliw, w tym m.in. na rynek europejski. Przewaga megarafinerii oparta jest na dostępie do taniej ropy, ich efektywności technologicznej oraz skali produkcji, przekraczającej wielokrotnie potencjał największych europejskich rafinerii. Odpowiedzią na ten trend była konsolidacja europejskiego rynku rafineryjnego, skutkująca wygaszaniem najmniej rentownych rafinerii. W 2010 r. w Europie działalność prowadziło 115 rafinerii, podczas gdy w 2020 r. było ich już tylko 94. W konsekwencji sumaryczne dostępne w regionie moce przetwórcze spadły z poziomu okiło 800 mln ton rocznie w 2010 r. do około 670 mln ton rocznie w roku 2020. Stanowi to spadek o ponad 15 proc. w przeciągu dekady. Analitycy rynkowi przewidują, że w latach 2020-2025 w Europie wygaszone mogą zostać rafinerie o mocach przetwórczych ok. 70 mln ton rocznie.
Nie dziwi więc rosnący sceptycyzm inwestorów wobec europejskich spółek działających w sektorze przetwórstwa ropy naftowej. Rynek dostrzega wyzwania stojące przed tym sektorem, co znajduje odzwierciedlenie w niższych wycenach podmiotów.
Fuzja Grupy ORLEN i Lotos jest zatem zgodna z powszechnym w Europie trendem konsolidacji aktywów i niewykluczone, że odbywa się w ostatnim możliwym momencie. Gdyby nie została przeprowadzona teraz, to w perspektywie kolejnych lat wartość rafinerii Lotosu systematycznie by malała, podobnie jak zainteresowanie nią potencjalnych partnerów. Jednym aspektem są zatem pogarszające się prognozy dla sektora, a w szczególności dla niezintegrowanych aktywów produkujących tylko paliwa (takich jak rafineria w Gdańsku), drugim natomiast, że w takiej sytuacji transakcja nie mogłaby zostać wykorzystana jako kanał do zawiązania kluczowego aliansu strategicznego z tak znaczącym partnerem jak Aramco, ani do ekspansji geograficznej PKN Orlen i wejścia na nowe rynki w segmencie sprzedaży detalicznej.