Zdjęcia z kosmosu to nie tylko pomoc w nawigacji samochodowej – to prawdziwy i bardzo perspektywiczny biznes. Chce na nim zarabiać SatRevolution, jedna z firm biorących udział w projekcie „Dolnośląskie Innovation Rocket”

Prawie każdy wie, że Elon Musk chce mieć na orbicie konstelację satelitów liczącą dziesiątki tysięcy sztuk. Znacznie mniej osób wie jednak, że we Wrocławiu działa firma, która też chce mieć własną konstelację urządzeń na orbicie. I chociaż nie ma być tak duża jak ta, którą buduje należący do amerykańskiego biznesmena Starlink, to plany i tak robią wrażenie.
- Chcielibyśmy do 2026 r. mieć na orbicie półtora tysiąca satelitów – mówi Bartosz Lanc, dyrektor ds. marketingu w SatRevolution. Po co komuś aż tyle sprzętu na orbicie? Najprostsza odpowiedź brzmi: żeby robić pieniądze. Duże pieniądze. Musk pomyślał Starlink jako sposób na budowę dodatkowego źródła dochodu dla swoich kosmicznych wojaży – jest w końcu pewien globalny limit zamówień, jakie może zrealizować SpaceX. W przypadku SatRevolution jest podobnie: im większa będzie konstelacja własnych satelitów, tym lepsze usługi można oferować swoim klientom. A im lepsze te usługi będą, tym więcej przychodu będą generować.
Tym bardziej, że kosmicznych voyeurystów – podmiotów chętnych spojrzeć na sprawy ziemskie z niebiańskiej perspektywy (czytaj: potencjalnych klientów), jest coraz więcej. SatRevolution już teraz obsługuje samorządy, a nawet amerykańskich rolników. Wszyscy potrzebują zdjęć z kosmosu, każdy do czegoś innego.
Coraz więcej jest też biznesów, które te zdjęcia chcą im dostarczyć. Sprzyja im rozwój technologii: o ile kiedyś satelity były duże i drogie, o tyle teraz jest dokładnie na odwrót: są małe i tanie, a do tego sporo potrafią. Dla przykładu satelity wrocławskiej spółki to kostki o wielkości 10x10x30 cm. Niby niewiele, ale do robienia zdjęć Ziemi wystarczy. Nie rozpoznamy na nich twarzy oficjeli przechadzających się po kremlowskich ogrodach, ale do celów komercyjnych są jak znalazł.
Dwa takie satelity, pod nazwą STORK-4 i STORK-5 już są na orbicie. W czerwcu wyniosła je tam należąca do Richarda Bransona (to ten brytyjski dżentelmen, który parę tygodni temu został pierwszym turystą w kosmosie) firma Virgin Orbit. – Satelity aktualnie przechodzą tzw. commissioning phase [czyli są przygotowywane do użytku – przyp. red.]. Pierwszych zdjęć możemy spodziewać się pod koniec września albo w pierwszej połowie października – mówi Bartosz Lanc.
Ale to nie wszystko. Do końca tego roku wrocławska firma chce posłać w kosmos jeszcze trzy STORKi o numerach 1, 2 i 3 (a także trzy inne konstrukcje). Dwa pierwsze polecą z Bransonem w listopadzie; kto wyniesie w przestworza kolejnego – spółka na razie nie chce mówić. Pewne jest jedno: swój sprzęt budują sami (firma posiada tzw. clean room, czyli pomieszczenie o podwyższonej czystości), w pełni korzystając z dobrodziejstw, jakie przyniósł rozwój sektora na przestrzeni ostatni kilkunastu lat.
- Satelity są tańsze niż kiedyś nie tylko dlatego, że są mniejsze, ale też dlatego, że ich części się standaryzują. Nie trzeba wszystkiego budować od zera; wystarczy sięgnąć po komponenty dostępne na rynku – tłumaczy Lanc.
No dobrze, a na co komu tysiąc takich samych, małych satelitów? Po pierwsze chodzi o to, że kosmiczne „oczy” – choć są wysoko – nie widzą wszystkiego. Do pokrycia powierzchni całego globu potrzeba więcej niż jednego (znamy tą zasadę już z systemu GPS obsługiwanego przez całą konstelację).
Po drugie – im więcej takich oczu mamy, z tym większą częstotliwością możemy fotografować ten sam obszar, co pozwala obserwować także szybciej zachodzące zjawiska. Samorząd, który za pomocą zdjęć satelitarnych pilnuje granic działek budowlanych, może nie potrzebować zdjęć robionych codziennie – ale już inny klient i owszem.
Do tego wiele satelitów minimalizuje ryzyko. Jeśli w konstelacji składającej się z 10 zepsują się trzy, to jest problem. Jeśli zepsują się 3 z kilkuset – problemu nie ma. Budowa tak dużej konstelacji to jednak poważny wydatek, w związku z czym SatRevolution wybiera się na giełdę. – Ostatnio dużo się dzieje – przyznaje Bartosz Lanc.
W dalszym rozwoju firmie ma również pomóc projekt „Dolnośląskie Innovatuon Rocket” (DIR). To program akceleracyjny, którego głównym elementem jest umożliwienie zakwalifikowanym firmom udziału w najbardziej prestiżowych imprezach targowych na świecie. Ale nie tylko: beneficjentów DIR, w tym SatRevolution będzie można również spotkać na Forum Ekonomicznym w Karpaczu. Zarówno DIR, jak i sudeckie Davos organizowane są przez Fundację Instytut Studiów Wschodnich.
- Dzięki projektowi liczymy na wsparcie w rozwoju. Firmy z branży kosmicznej muszą zapewnić sobie nie tylko finansowanie, ale też budować wśród potencjalnych klientów świadomość swoich rozwiązań. Nie bez znaczenia jest również budowa rozpoznawalności naszej marki – mówi Lanc.
Projekt „Dolnośląskie Innovation Rocket” jest dofinansowany z Funduszy Europejskich w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Dolnośląskiego 2014-2020.
ikona lupy />
foto: materiały prasowe