Ograniczenia w eksporcie na Wschód wkrótce spowodują dużą nadpodaż na polskim rynku. Nabiał, owoce i warzywa mogą stanieć o 10–15 proc., a jabłka nawet o 50 proc. Za przetwory owocowe zapłacimy niedługo o kilka procent mniej.
Bruksela zdecydowała się wypłacić pierwsze rekompensaty związane z sankcjami na eksport do Rosji. 125 mln euro trafi do producentów rolnych w UE. Komisja Europejska nie będzie jednak w stanie powstrzymać czekającego nas zalewu żywności, zarówno z kraju, jak i z Zachodu. – Z krajów UE do Rosji eksportowano owoce i warzywa za 10 mld euro rocznie. Kwota rekompensaty nie jest więc duża. Pieniądze mają być rozdysponowane między rolników z całej Europy. Przede wszystkim wśród tych, którzy produkują szybko psujące się produkty, jak ogórki czy pomidory – komentuje Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności.
Eksperci sądzą, że potanieją nie tylko same owoce i warzywa, ale również przetwory z nich. – To produkty, które w dużym stopniu były eksportowane. Sprzedaż zagraniczna generowała jedną trzecią obrotów tego rynku, wynoszących ok. 3 mld zł rocznie – informuje Robert Monarski, wiceprezes zarządu Unii Owocowej.
Obniżki staną się widoczne wraz z nadchodzącym jesiennym zbiorem jabłek. Letni zwykle jest niewielki, do tego dotyczy specyficznych odmian. Takich, które na rynku są krótko, w związku z czym cena ich jest wyższa. Na duże spadki cen narażone są też śliwki, gruszki oraz warzywa gruntowe, takie jak ogórki, marchew, cebula, kapusta, które również były w dużym stopniu eksportowane na Wschód. To z kolei, zdaniem producentów, odbije się na kosztach wyrobów z nich wytwarzanych.
– Obniżka będzie tym wyższa, im większy jest udział surowca w gotowym wyrobie. A ten wynosi od kilku do nawet kilkudziesięciu procent. Można przyjąć, że przetwory stanieją średnio o 3–5 proc. Na to przyjdzie jednak poczekać jeszcze 2–3 miesiące – tłumaczy Mariusz Mstowski z firmy F.P.H.U. AGMAR.
Tyle czasu potrzeba też, by zobaczyć pierwsze obniżki przetworów z nabiału czy mięsa. W przypadku tych pierwszych producenci nie wykluczają nawet 10-proc. spadku cen. W przypadku drugich – o połowę mniejsze. – Spodziewamy się wzmożonego eksportu wyrobów mleczarskich z krajów UE do Polski. Jeśli do tego dojdzie, trzeba będzie walczyć o klienta ceną. W pewnym stopniu już to ma miejsce w związku z tym, że na rynek wewnętrzny trafiają produkty, które do tej pory były wysyłane do Rosji – komentuje Grzegorz Kapusta, wiceprezes Spółdzielni Mleczarskiej Ryki.
Na razie obniżki nie mają charakteru trwałego. Odbywają się na zasadzie promocji organizowanych przez sieci handlowe. Jednak na przełomie trzeciego i czwartego kwartału należy oczekiwać, że będą zjawiskiem stałym. Sieci, które obecnie nie chcą zejść ze swojej marży, będą musiały zmienić strategię. Wymuszą to nie tylko producenci, ale i rosnąca im pod bokiem konkurencja w postaci bazarów, targów, na które rolnicy coraz chętniej dostarczać będą swoje wyroby.
W to, że żywność będzie tańsza, nie wątpią ekonomiści. Skutki? Najważniejszy to balansowanie wskaźnika wzrostu cen na granicy deflacji przez dłuższy okres niż prognozowane wcześniej miesiąc, dwa. Bo żywność to główny składnik inflacyjnego koszyka. Obecnie jej ceny mają w nim prawie 25-proc. udział. – Trudno dokładnie oszacować wpływ sankcji na inflację. My wierzymy, że będzie ona na minimalnym plusie na koniec roku – mówi Piotr Bujak, ekonomista PKO BP.
Według Adama Antoniaka z Pekao trudno będzie znaleźć zbyt dla krajowych nadwyżek na innych rynkach europejskich, bo one również są objęte embargiem i same będą borykały się z nadpodażą. Piotr Bujak jest zdania, że eksport będzie musiał wyjść poza granice UE albo producenci powinni próbować sprzedawać towar na Wschód za pośrednictwem innych krajów, które do sankcji nie przystąpiły. Na przykład Białorusi lub Turcji.
Nowych rynków nie podbija się jednak od razu. Potrzeba na to przynajmniej 6–12 miesięcy. Zatem obecna sytuacja będzie miała wpływ na wyniki finansowe producentów. Najbardziej stracą ci, którzy mocno przerabiają surowce w celu wytworzenia gotowego produktu. Pozostali zrekompensują sobie straty powstałe z powodu konieczności walki ceną niższymi kosztami zakupu surowców. Można oczekiwać fali bankructw. Najbardziej mogą być widoczne wśród mleczarni, których obecnie na polskim rynku działa 200. – Mniejsze podmioty nie wytrzymają po prostu nasilającej się walki cenowej. Szczególnie że ceny mleka będą spadać także w latach kolejnych w związku z uwolnieniem kwot mlecznych w 2015 r. – uważa Andrzej Gantner. – Od kilku do kilkunastu podmiotów może wypaść z rynku już na początku przyszłego roku – dodaje.
Co najmniej kilka mleczarni nie przetrwa wojny cenowej
OPINIE
Krystyna Świetlik, Instytut Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej
Od 2009 r. popyt na żywność sukcesywnie malał. Rok 2014 jest pierwszym, w którym widać ożywienie. W pierwszych sześciu miesiącach tego roku sprzedaż detaliczna żywności, napojów i wyrobów tytoniowych w cenach stałych zwiększyła się o 3,3 proc. w porównaniu do roku ubiegłego. W 2013 r. w tym czasie widoczna była stagnacja.
To może być powód, dla którego ceny żywności w sklepach nie będą tak bardzo spadały. Producenci i handlowcy mogą bowiem dojść do wniosku, że nie warto stymulować popytu dodatkowymi obniżkami. A przynajmniej dopóty, dopóki przed straganami i sklepami ustawiają się kolejki chętnych. Trzeba jednak pamiętać, że konsumpcja żywności ma swoje ograniczenia. Nie kupimy jej więcej, niż jesteśmy w stanie zjeść. Zatem nie należy oczekiwać już dużych wzrostów popytu w kolejnych miesiącach roku.
Chyba że nastąpi wyraźny wzrost dochodów osób średnio i mniej zamożnych, które ciągle ograniczają comiesięczne zakupy. Większe dochody i spadek bezrobocia mogą się przyczynić także do większej konsumpcji poza domem, a jeśli do tego dojdzie, restauracje i bary zaczną składać większe zamówienia na artykuły spożywcze. I znowu nie będzie konieczności walczenia o klientów niższymi cenami. Chyba że nastąpi to, czego najbardziej się w tej chwili obawiają producenci. A mianowicie Polskę zacznie zalewać żywność z innych krajów Unii Europejskiej, w których producenci już borykają się ze spadkami cen żywności. Wtedy rodzimi wytwórcy, by utrzymać przy sobie klientów, będą musieli dostosować się pod względem poziomu cen do zagranicznej konkurencji, czyli zastosować obniżki. Szacuje się, że obecnie żywność w UE jest tańsza o blisko 1 proc. w porównaniu z 2013 r. Do końca roku spadki mogą przekroczyć kolejny 1 proc. Najbardziej tanieją nabiał, owoce, warzywa i cukier.
Michał Koleśnikow, ekonomista banku BGŻ
Ciągle mamy mało informacji, a sytuacja jest bardzo dynamiczna. Stąd bardzo szerokie widełki prognoz. Na dziś nasze szacunki to spadek cen żywności w grudniu o 1–3 proc. w porównaniu do grudnia ubiegłego roku. Będzie on wynikał przede wszystkim z dużych obniżek cen warzyw i owoców. Ale trzeba sobie powiedzieć, że te ceny i tak byłyby niższe niezależnie od embarga. Bo dochodzą do tego inne czynniki, jak np. duże zbiory niektórych warzyw i owoców.
Tańszy będzie też nabiał. On również by potaniał niezależnie od skutków kryzysu ukraińsko-rosyjskiego. Embargo jest tylko dodatkowym impulsem do głębszego spadku cen.
Wydaje się, że tej zwiększonej podaży żywności na rynku krajowym wynikającej z zablokowania eksportu do Rosji, nie da się w całości przekierować na inne rynki zagraniczne. Będzie ją musiał w dużej części wchłonąć rynek krajowy lub szerzej – rynek wspólnotowy, stąd spadki cen. Brany pod uwagę jest również wariant, że część zbiorów zostanie zniszczona. Byłaby to jednak smutna ostateczność.
Nie odważę się podać dokładnych prognoz spadków cen poszczególnych produktów. Sytuacja zmienia się na tyle szybko, że bardzo trudno precyzyjnie wyliczyć i trafić z prognozą spadków poszczególnych rodzajów owoców i warzyw. Dodatkowo wszelkie tego typu przewidywania, szczególnie w przypadku produktów, których podaż w krótkim okresie jest dana, może mieć charakter samospełniającej się przepowiedni: sugerując, że coś może być tańsze o 20–30 proc., tylko nakręcimy spiralę spadków.
Żywność tańsza o 1–3 proc. rok do roku będzie oczywiście miała wpływ na inflację, jak łatwo policzyć, obniży ją o 0,25–0,75 pkt proc. Wynika to z dużego udziału cen żywności w koszyku inflacyjnym. Tym samym zwiększa się prawdopodobieństwo, że rok zakończymy deflacją.