- Pandemiczne tąpnięcie w liczbie urodzeń odczujemy za 20 lat. Dziś ważniejsze dla gospodarki jest to, ilu Polaków wróci z zagranicy i ilu imigrantów zarobkowych do nas przyjedzie – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole
- Pandemiczne tąpnięcie w liczbie urodzeń odczujemy za 20 lat. Dziś ważniejsze dla gospodarki jest to, ilu Polaków wróci z zagranicy i ilu imigrantów zarobkowych do nas przyjedzie – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole
W 2020 r. mieliśmy 355 tys. urodzeń i 122 tys. więcej zgonów. Pisaliśmy o tej zapaści w DGP. Czy mamy się bać tych danych w gospodarce?
Dla oceny sytuacji w średniej perspektywie, czyli najbliższych kilku lat, decydująca jest podaż pracy, a więc liczba osób w wieku 20–64 lata i ich aktywność zawodowa. A demograficzny efekt pandemii i spadek urodzeń w roku 2020 na rynku pracy zobaczymy za jakieś 20 lat. I wydaje się, że on będzie krótkookresowy. Zapewne zobaczymy wynikające z tego wahnięcie w urodzeniach. Decyzje prokreacyjne podejmowano w zeszłym i w tym roku ostrożnie. Już dane grudniowe pokazują 9-proc. spadek w porównaniu z 2019 r.
Możemy się spodziewać pandemicznego tąpnięcia, które i tak mieści się w negatywnym trendzie z ostatnich lat?
Mieliśmy dużo urodzeń w roku 2017, nastąpiło wtedy przyspieszenie decyzji prokreacyjnych, a potem widzieliśmy powrót do wcześniejszych tendencji. 500 plus nie wpłynęło w istotny i trwały sposób na dzietność. Natomiast efekt pandemii może przejawić się czasowym głębszym spadkiem liczby urodzeń. Jednak później nastąpi kumulacja decyzji prokreacyjnych, które zapadałyby tak czy inaczej – z tymi odłożonymi na skutek pandemicznego poczucia niepewności.
Jak to się odbije na gospodarce?
Długofalowo gdzieś za 20 lat będziemy mieć tąpnięcie. Na rynek pracy wejdzie jeden czy dwa roczniki mniej liczne. To będą roczniki pandemiczne, co pewnie potem zostanie skompensowane przez te nieco liczniejsze urodzone w 2022 r.
A krótkofalowo?
Ponieważ dla gospodarki liczy się głównie podaż pracy, to w najbliższych kilku latach takiego efektu nie zobaczymy. Mogą za to pojawić się inne skutki pandemii. Nie wiemy, ilu Polaków wróci w najbliższych latach z krajów, do których wyemigrowali za pracą. Ten potencjał jest bardzo duży. Skoro w krajach dotkniętych lockdownem ucierpiały głównie usługi, w których pracowało sporo Polaków, to gdy wrócą, sporo z nich zostanie. Na razie mamy o tym procesie incydentalne sygnały. Kolejna kwestia to imigracja do Polski. Spadek liczby pracowników z zagranicy wystąpił w II kwartale, ale został nadrobiony w III. Połączenie tych efektów może się okazać pozytywne dla podaży pracy w krótkim i średnim terminie.
Mówimy o urodzeniach, ale rekordowa jest liczba zgonów. Na ile to wpłynie np. na wydatki na ochronę zdrowia? Widać, że wiele z nich to efekt jej przeciążenia?
Faktycznie widzimy spowodowane COVID-19 odkładanie zabiegów planowych czy pogorszenie jakości usług medycznych, więc widać potencjał do wzrostu wydatków. Ale nie spodziewam się dużego i ponadplanowego ich zwiększania w kolejnych latach z powodu presji na ograniczanie wydatków sektora publicznego i jego długu po minięciu pandemii. Koszt pandemii dla finansów publicznych jest bardzo duży – w relacji długu do PKB przesuniemy się z 46 proc. do 64 proc. Dlatego nie oczekuję, by to był jakiś finansowy game changer, choć pewnie intencje rządu pokazane w Nowym Ładzie będą szły w tym kierunku.
To dość niewdzięczna kwestia, ale większa liczba zgonów to mniej wydatków z FUS?
Można szacować, że duża ponadprzeciętna liczba zgonów w latach 2020–2021 obniży wydatki na świadczenia emerytalne i rentowe o ok. 2 mld zł. Pandemia nie wpłynie zatem znacząco na sytuację FUS w długim terminie. Z kolei jeśli chodzi o długoterminowe prognozy FUS, to one są umiarkowanie optymistyczne. Ujemne saldo FUS w relacji do PKB nawet w wariancie pesymistycznym między latami 2020 a 2030 ulega pogłębieniu o 0,8 proc. PKB. To obciążenie, które polska gospodarka jest w stanie udźwignąć. Problemem jest natomiast silny wzrost długu publicznego. Od 2022 r. trzeba będzie go stopniowo obniżać, by stworzyć bufor na kolejne trudne do przewidzenia wstrząsy. W warunkach malejącej skuteczności polityki pieniężnej rola polityki fiskalnej jako narzędzia przeciwdziałania negatywnym skutkom globalnych wstrząsów rośnie.
Niższy poziom urodzeń wpłynie na niższe koszty 500 plus?
Wpływ na 500 plus nie będzie znaczący w krótkim okresie, bo będzie dotyczył jednego roku. A 500 plus to 18 roczników, ponad 6 mln dzieci i młodzieży. Przy założeniu, że negatywny wpływ pandemii to roczny spadek liczby urodzeń o 10 proc., wydatki na 500 plus obniżą się o ok. 200 mln zł rocznie. Ale w kolejnym roku pojawią się już zapewne nadwyżkowe urodzenia będące efektem odłożenia w czasie decyzji prokreacyjnych. Z punktu widzenia finansów publicznych to zaburzenie nie będzie istotne. W najbliższych latach większy i trwały wpływ na realny koszt programu 500 plus będzie miał fakt, że są to wydatki zamrożone nominalnie i ich relacja do PKB systematycznie spada.
Widząc tendencje, rząd powinien zastanowić się nad jakimś nowym 500 plus, impulsem prodemograficznym?
To wielki temat, który jest przed nami. Niezależnie od tego, co wywołała pandemia, czeka nas dyskusja, w jaki sposób stworzyć nowe bodźce do tego, by dzietność rosła w długim okresie. Zwolennicy 500 plus będą zapewne argumentować, że to jest program, który z założenia miał przynieść efekty długofalowe. A ponieważ przyszła pandemia i nie wypełnił się jeszcze 5-letni okres od wprowadzenia programu, to wskazywane będzie, że mamy do czynienia z zakłóceniem procesu i że nie czas na ocenę, czy 500 plus zwiększyło dzietność w Polsce. Ale moim zdaniem jeszcze przed pandemią było widać, że tego efektu nie ma.
Była jednorazowa odpowiedź rodzin na 500 plus w 2017 r. Pytanie brzmi: czy obserwowaliśmy w trendzie znaczący i szybki wzrost dzietności? Nie. Jestem konsekwentny, jeśli chodzi o poglądy dotyczące wspierania dzietności – to wymaga zmian w otoczeniu prawnym, które zrównają sytuację kobiet i mężczyzn na rynku pracy, takich jak wprowadzenie obowiązkowego urlopu macierzyńskiego dla mężczyzn oraz upowszechnienie wśród mężczyzn zwolnień od pracy z tytułu opieki nad dzieckiem. Godzenie macierzyństwa z pracą zawodową nie może być dla kobiety codzienną udręką. Moim zdaniem w zakresie zwiększania dzietności doszliśmy do ściany, jeśli chodzi o politykę transferów. Trzeba szukać innych rozwiązań.
Artykuł partnerski
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama