Urząd antymonopolowy sprawdza kolejne sieci sklepów, czy nie stosują praktyk, za które Jeronimo Martins zostało surowo ukarane. Ale na zmianę sytuacji na rynku się nie zanosi
Urząd antymonopolowy sprawdza kolejne sieci sklepów, czy nie stosują praktyk, za które Jeronimo Martins zostało surowo ukarane. Ale na zmianę sytuacji na rynku się nie zanosi
Kara 723 mln zł nałożona przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów na Biedronkę za stosowanie wstecznych rabatów miała doprowadzić do zmiany warunków współpracy między sieciami a dostawcami. Prezes UOKiK mówi wprost, że celem interwencji jest wyeliminowanie praktyk polegających na wykorzystywaniu przewagi kontraktowej na rynku rolno-spożywczym i zapewnienie uczciwych relacji handlowych na linii sieci handlowe i ich mniejsi kontrahenci.
Urząd przyjrzał się nie tylko Biedronce, ale, jak dowiedział się DGP, prowadzi również działania wyjaśniające dotyczące praktyk kilkunastu innych sieci. Przeciwko trzem – Kaufland Polska Markety, Eurocash i SCA PR Polska (Intermarche) – wszczął już postępowanie. Jak tłumaczy UOKiK, kara nałożona na Jeronimo Martins Polska, właściciela Biedronki, to przestroga dla innych, że takie praktyki spotkają się z surową i konsekwentną reakcją ze strony urzędu. Szansą na ich uniknięcie, jak dodaje UOKiK, jest jedynie natychmiastowa zmiana nieuczciwych praktyk.
Biedronka zapytana o to, czy planuje modyfikację umów, odpowiada jednak, że stanowczo sprzeciwia się stronniczej, pozbawionej podstaw prawnych i faktycznych, decyzji UOKiK. Jak tłumaczy, jej wydanie świadczy o niezrozumieniu przez urząd charakteru prowadzenia działalności gospodarczej oraz dynamiki negocjacji. „Podkreślamy, że zastosowane zostały odpowiednie środki odwoławcze. Jednocześnie sprawiedliwości dochodzić będziemy na drodze sądowej” – zapowiada biuro prasowe Jeronimo Martins Polska.
Przedstawiciele producentów podkreślają, że choć konieczna jest zmiana stosunku marketów do dostawców, to sama kara niewiele im pomoże. – Na pewno współpraca powinna opierać się na bardziej partnerskich zasadach. Nieprawidłowości należy eliminować, sama kara jednak nas nie cieszy. Można podejrzewać, że dodatkowe koszty sieci przerzucą na konsumentów, pracowników czy właśnie dostawców – mówi Witold Boguta, prezes Krajowego Związku Grup Producentów Owoców i Warzyw (KZGPOiW). – Na pewno tak będzie. Większość sklepowych promocji odbywa się właśnie kosztem dostawców – dodaje nieoficjalnie jeden z producentów.
Producenci i dostawcy, zwłaszcza ci mniejsi, co prawda zyskali żelazny argument w walce o swoje prawa z sieciami, jednak obawiają się, że do czasu zakończenia sporu na linii Biedronka – UOKiK raczej niewiele się zmieni. Uważają też, że wystąpienie teraz z jakąkolwiek inicjatywą mogłoby wiązać się z ryzykiem utraty kontraktu. Dlatego odmawiają komentowania pod nazwiskiem. – Nie możemy iść na wojnę z sieciami, bo staliśmy się ich zakładnikami. To one dyktują nam warunki. Sama jednorazowa, nawet wysoka kara UOKiK też nie załatwi sprawy, bo takie praktyki są bardzo częste. Mamy tylko nadzieję, że urząd wnikliwie przeanalizuje umowy i rabaty, które markety zawierają z dostawcami, a także korygowane później faktury – mówi DGP jeden z dostawców. Jego zdaniem protestujący rolnicy powinni wyrażać swoje niezadowolenie nie pod adresem rządu, ale właśnie dużych sieci handlowych.
Tak już się dzieje w wielu państwach Europy Zachodniej. We Francji lepsze warunki rolników stały się jednym z ważnych tematów prezydenckiej kampanii wyborczej w 2017 r. W efekcie krótko po wyborach dostawcy i odbiorcy podpisali tzw. kartę zobowiązania, w której deklarowali uwzględnienie w cenach rzeczywistych kosztów produkcji rolnej i większą transparentność w negocjacjach. W grudniu z kolei niemieccy rolnicy protestowali pod marketami i blokowali wejścia do magazynów. W reakcji grupa Schwarz (do której należą m.in. Kaufland i Lidl) przeznaczyła 50 mln euro na podwyższenie dobrostanu zwierząt. Rolnicy jednak oczekują długofalowych zmian w regułach współpracy.
Eksperci dodają, że duzi producenci znanych marek nie muszą się martwić o to, że zostaną wykorzystani, bo mają często silniejszą pozycję negocjacyjną niż same sklepy. Część z nich, jak Mlekovita, nie chce zdradzać swoich planów, tłumacząc, że w ten sposób ujawniono by tajemnicę przedsiębiorstwa. Inni mówią, że nie mieli do czynienia z taką sytuacją. – Z pewnością sprawa nas nie dotyczy. Z ogólnych informacji wynika, iż jest to związane ze specyfiką handlu świeżymi płodami rolnymi prosto od wytwórców. Nie znamy mechanizmów tego typu współpracy – mówi Tomasz Lasota z Develey Polska.
Zdaniem Lecha Obary z Kancelarii Radców Prawnych i Adwokatów „Lech Obara i Współpracownicy” nie ma co czekać na ruch po stronie sieci. Przypomina, że to Biedronka jako pierwsza wycofała się przed laty z pobierania opłat półkowych. Zrobiła to po przegranych przez sieci procesach w tej sprawie. Teraz, jak podkreśla, również potrzebna jest inicjatywa w tej sprawie ze strony dostawców. – Wejście na drogę sądową wiąże się jednak z ryzykiem utraty kontraktu z siecią. Być może więc spraw będzie przybywać, gdy producenci nie będą już współpracować z sieciami. Wtedy będą dochodzić wstecz swoich praw – tłumaczy. – Droga sądowa to ostateczność, bo praktycznie kończy współpracę. A komu mamy sprzedawać, jak nie sklepom, które docierają do konsumentów? Realnej alternatywy brak – ocenia Witold Boguta.
Polscy producenci wskazują też, że ustawa o przeciwdziałaniu nieuczciwemu wykorzystywaniu przewagi kontraktowej obowiązuje już od ponad trzech lat. – Do tej pory niewiele zmieniła. Mam obawy, że bez zmiany przepisów nie można liczyć na więcej – twierdzi jeden z producentów owoców.
Zdaniem Andrzej Gantnera, dyrektora Polskiej Federacji Producentów Żywności, jest natomiast szansa, że w nowych umowach przedsiębiorcy nie będą już zaskakiwani koniecznością udzielenia rabatu na koniec okresu rozliczeniowego, czyli po zrealizowaniu dostaw. – Ich żądanie na skutek decyzji UOKiK staje się bardziej ryzykowne – uważa.
Tomasz Chróstny, prezes UOKiK, w wywiadzie dla DGP przyznał natomiast, że jeśli faktycznie nic się nie zmieni, to niewykluczona jest zmiana obowiązujących przepisów.
– Już na etapie ich uchwalania postulowaliśmy, by stworzyć katalog niedozwolonych zapisów w umowie. Wówczas każda ze stron miałaby pewność, co jest dozwolone, a co zabronione. Ułatwiłoby to też wyciąganie konsekwencji wobec nieuczciwie postępujących podmiotów – dodaje Andrzej Gantner. ©℗
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama