Nowa polityka przemysłowa, którą proponujemy w raporcie „Konkurencyjna Polska. Jak awansować w światowej lidze gospodarczej?”, ze względu na nazwę może wywoływać reakcję alergiczną, szczególnie u osób nastawionych wolnorynkowo. Aby uniknąć jałowego sporu, zanim przejdziemy do tego, co i dlaczego proponujemy, krótko o tym, czego nie rekomendujemy. Szczególnie że semantycznie „polityka przemysłowa” odnosi się do konkretnych polityk z okresu II połowy XX w., które dziś są całkowicie anachroniczne. Nie proponujemy, aby państwo występowało w roli właściciela. Nie proponujemy protekcjonizmu gospodarczego i ochrony interesów dominujących grup przemysłowych i pracowniczych.
Nowa polityka przemysłowa, którą proponujemy w raporcie „Konkurencyjna Polska. Jak awansować w światowej lidze gospodarczej?”, ze względu na nazwę może wywoływać reakcję alergiczną, szczególnie u osób nastawionych wolnorynkowo. Aby uniknąć jałowego sporu, zanim przejdziemy do tego, co i dlaczego proponujemy, krótko o tym, czego nie rekomendujemy. Szczególnie że semantycznie „polityka przemysłowa” odnosi się do konkretnych polityk z okresu II połowy XX w., które dziś są całkowicie anachroniczne. Nie proponujemy, aby państwo występowało w roli właściciela. Nie proponujemy protekcjonizmu gospodarczego i ochrony interesów dominujących grup przemysłowych i pracowniczych.
Nowa polityka przemysłowa ma na celu wspieranie zdolności przedsiębiorstw do podjęcia międzynarodowej konkurencji w warunkach gospodarki globalnej. Dlaczego jej potrzebujemy? Polska stoi wobec zagrożenia utknięcia w pułapce średniego dochodu. Było to udziałem większości gospodarek w II połowie XX w. Zgodnie z analizą Banku Światowego jedynie 13 ze 111 państw, które 50 lat temu znajdowały się na średnim poziomie rozwoju, udało się wejść do światowej ekstraklasy. Dzisiaj widać, że polska gospodarka wznosi się po coraz niższej trajektorii i realne staje się zagrożenie, że nigdy nie dościgniemy państw wysoko rozwiniętych. Utkniemy w miejscu, które w debacie nad omawianym raportem Ryszard Petru scharakteryzował obrazowo: jesteśmy za drodzy, aby móc konkurować z Chinami i za mało innowacyjni, aby móc rywalizować z Niemcami.
Cechą nowej polityki przemysłowej musi być oddziaływanie na sektory z punktu widzenia konkurencyjności państwa, a nie odnoszenie się do poszczególnych sektorów dla nich samych. Tu przykładem może być polityka energetyczna, która powinna mieć na względzie szeroko rozumiane bezpieczeństwo energetyczne całej gospodarki, w tym zwłaszcza zapewnienie podmiotom gospodarczym dostaw energii po cenie umożliwiającej uzyskanie lub utrzymanie przewagi konkurencyjnej w stosunku do zagranicznych rywali. Zasadnicze jest także, aby polityka ta była selektywna, czyli skoncentrowana w pierwszej kolejności na sektorach o wysokiej wartości dodanej eksportu. To bowiem określa w szczególności naszą siłę konkurencyjną. Eksportując nawet dużo, ale o niskiej wartości dodanej, nie tworzymy u siebie wystarczającej liczby miejsc pracy i nie uzyskujemy wysokich dochodów, tak prywatnych, jak publicznych. Niestety struktura polskiego eksportu jest skoncentrowana na działach wytwarzających produkty o wysokiej importochłonności i niskim udziale wartości dodanej. Z przywoływanej w raporcie analizy wynika, że działami przemysłu wytwórczego o jednocześnie znaczącym udziale w eksporcie i dużej wartości dodanej eksportu są przykładowo: artykuły spożywcze i napoje, drewno i wyroby z drewna czy wyroby z surowców niemetalicznych.
Władze państwowe (rząd) muszą być świadome pozycji gospodarki krajowej w globalnym łańcuchu wytwarzania wartości dodanej oraz realnych możliwości jej podniesienia. Ta wiedza musi wynikać z dialogu z reprezentacjami krajowego biznesu. Sens nowej polityki przemysłowej w tym, aby podjąć działania zorientowane na przesunięcie Polski na wyższą pozycję w światowej lidze gospodarczej, czyli w globalnym łańcuchu tworzenia wartości. I to należy uznać za pokoleniowe wyzwanie i kolejny kamień milowy naszego rozwoju. Tego typu polityka nie może w żaden sposób hurtowo kopiować działań i doświadczeń innych państw (np. Niemiec, Chile, Korei, Singapuru, Tajwanu, Izraela, USA). Musi być od początku świadomie kształtowana z myślą o danej gospodarce, w naszym przypadku polskiej, z uwzględnieniem jej specyfiki – słabości i przewag, ale także tego, w jakim otoczeniu działa, a więc z kim i o co faktycznie konkuruje.
Warto się jednak przyglądać temu, co państwa odnoszące sukcesy robią. Nie musimy nawet szukać zbyt daleko. W minionej dekadzie Niemcy przeprowadzili gruntowne reformy rynku pracy. Dzisiaj mają jedną z najbardziej konkurencyjnych gospodarek. Nam się takich reform proponowanych w tym samym czasie nie udało wprowadzić z powodów politycznej blokady. Przy czym silna pozycja Niemiec w handlu światowym wynika także i z tego, że tamtejsze firmy mają dobrze rozwinięte zaplecze wytwórcze w krajach Europy Środkowej. Mocne powiązanie naszej gospodarki z silną gospodarką niemiecką niewątpliwie pomaga nam, ale nie powinniśmy naszej roli w handlu światowym sprowadzić do bycia tanim poddostawcą. Dziś w Niemczech debatuje się o przełomie energetycznym (Energiewende), co ma zapewnić im konkurencyjność w następnej dekadzie. Ten problem dotyczy także nas i powinniśmy inicjować działania, które obniżą przynajmniej o 20 proc. wysokość rachunku energetycznego płaconego przez przedsiębiorstwa. Niestety w naszym rządzie jakoś nie udaje się ustalić, kto ma za problemy energetyczne personalnie odpowiadać.
Politykę przemysłową, której potrzebujemy, można określić jako selektywną i zorientowaną strategicznie. Nie należy ukrywać, że taka polityka nie jest łatwa i może zostać łatwo sprowadzona na manowce etatyzmu. Także z tego powodu konieczne jest systematyczne monitorowanie jej realizacji, z udziałem niezależnych ekspertów, a nie jedynie produkowanie kolejnych dokumentów rządowych. Jednakże brak takiej polityki prowadzi do peryferyzacji naszej gospodarki i rozwoju podporządkowanego.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama