Optymizmu, związanego z zatwierdzeniem przez grecki parlament w nocy z niedzieli na poniedziałek pakietu reform oszczędnościowych warunkujących uzyskanie kolejnej transzy pomocy wystarczyło raptem na kilka godzin. Europejska waluta umacniała się wtedy do amerykańskiego dolara zbliżając się do poziomu 1,33. Zyskała, podążając za euro także nasza rodzima waluta. Jednakże już w drugiej połowie dnia nastroje na rynku pogorszyły się powodując ponownie sukcesywny spadek kursu EUR/USD, a w ślad za nim deprecjację walut z regionu, w tym naszej. Powróciły bowiem obawy co do realnej wartości zatwierdzonego w Atenach programu oszczędnościowego w kontekście braku określonych szczegółów naprawy greckich finansów. Wątpliwości te podzielili także decydenci europejscy, decydując się na odłożenie na bliżej nieokreślony termin przewidzianego na środę spotkania szefów finansów eurolandu. Miało się na nim odbyć głosowanie za przyznaniem Grecji 130 mld EUR środków w ramach drugiego programu pomocowego. Generalnie uwidacznia się coraz większy brak zaufania do co do możliwości i chęci Grecji do przeprowadzenia skutecznej naprawy finansów publicznych. Coraz częściej, i to nawet z ust prominentnych polityków europejskich, słyszymy też o bankructwie tego kraju jako możliwym i wcale nie najgorszym scenariuszu rozwiązania greckiego problemu.
Moody’s obniża
Dodatkowo na pogorszenie się sentymentu na rynku nałożyła się decyzja agencji ratingowej Moody's o obniżeniu poziomu wiarygodności kilku krajom europejskim, m.in. Włochom, Hiszpanii, czy Portugalii oraz zmiany z neutralnych na negatywne perspektywy ratingów Wielkiej Brytanii, Francji i Austrii. Agencja Moody’s nie poprzestała jednak na tym i w czwartek poinformowała, iż rozważa w najbliższym czasie obniżenie ratingów, tym razem banków europejskich jako efekt trwającego kryzysu finansowego. Zdaje się jednak że rynki już z większym spokojem reagują na takie informacji i nie powoduje to gwałtownych reakcji.
Przez kolejne dni obserwowaliśmy więc sukcesywne osłabianie się europejskiej waluty, której kurs do dolara zanotował poziom poniżej granicy 1,30. Nasiliło to awersję do inwestowania w bardziej ryzykowne waluty co pociągnęło w dół także złotego, który swój dołek osiągnął w trakcie czwartkowej sesji. Za euro na rynku międzybankowym płacono wtedy powyżej 4,23 zł, a za dolara 3,24 zł. Na osłabienie się naszej waluty w bardzo ograniczonym stopniu mogły mieć wpływ opublikowane w środę przez GUS dane o inflacji konsumenckiej, która wyhamowała w styczniu do 4,1 proc. r/r z 4,6 proc. w grudniu 2011. Takie dane oddalają perspektywę podwyższenia stóp procentowych w tym półroczu. Również informacja, że w II i III kwartale część otrzymanych przez Polskę środków z Unii Europejskiej będzie wymieniona w NBP (a nie na rynku) nie sprzyjała umocnieniu się złotego.
Pozytywne dane makro
Dla przeciwwagi, publikowane dane makroekonomiczne, zarówno te dotyczące Europy jak i te z za oceanu były przeważnie dobre, co zdaje się częściowo uspokoiło inwestorów na rynku. We wtorek poznaliśmy wartość niemieckiego indeksu ZEW. Osiągnął on w lutym silny wzrost do poziomu 5,4 pkt z -21,6 pkt, przy oczekiwaniach na poziomie -11. Jest to wyraźny symptom ożywienia w pierwszej gospodarce Europy. Wszyscy liczą na to, że przełoży się to na całą strefę euro. Z kolei w USA po raz kolejny spadła liczba bezrobotnych, co w połączeniu z innymi dobrymi danymi z tego kraju (m.in. dotyczącymi rynku nieruchomości) spowodowało w czwartek po południu powrót optymizmu i wzrost kursu eurodolara.
Końcówka tygodnia przyniosła poprawę nastrojów. Po części było to wynikiem wspomnianych wcześniej dobrych danych makroekonomicznych. Na piątkowej sesji na rynku walutowym powrócił apetyt na ryzyko. Euro odrabiało poniesione w ciąg tygodnia straty do dolara kończąc na poziomie ponad 1,31.Również złoty zaczął dynamicznie zyskiwać na wartości w stosunku do euro i dolara. W tym wyścigu jedynie węgierski forint był lepszy wśród walut regionu.
Ostatecznie złoty zamknął tydzień na poziomie 4,1925 do euro i 3,1875 do dolara.