Tańsze kolekcje, własne sklepy firmowe, ekspansja na zagraniczne rynki. Polscy przedsiębiorcy nie śpią, nie czekają, aż zaskoczy ich spowolnienie. Wychodzą mu naprzeciw i przejmują inicjatywę.
Rząd zakłada w tym roku spowolnienie wzrostu gospodarczego z 4,3 do 2,5 proc. oraz konsumpcji prywatnej z ponad 3 proc. do 2,9 proc. Do tego ekonomiści są przekonani, że założenia dotyczące konsumpcji mogą być zbyt optymistyczne. A to ona ratowała polskie firmy w ostatnich kryzysowych latach. Dlatego przedsiębiorcy opracowują strategię na spowolnienie. To innowacyjność, poszukiwanie nowych rynków zbytu, w końcu przestawienie produkcji na tańsze wyroby.
– Zaciskanie pasa widać w koncernach międzynarodowych, mocno odczuwających spowolnienie gospodarcze w Europie Zachodniej – mówi Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. – Natomiast polskie przedsiębiorstwa produkujące na polski rynek nie panikują, widać już u nich zmiany zachowań, akumulowanie kapitału, brak inwestycji – dodaje.
Jak wynika z analizy firmy doradczej PwC, większość polskich przedsiębiorstw w ciężkich czasach zamierza postawić na innowacyjność. Tłumaczą, że to jeden z najbardziej efektywnych sposobów dostosowywania się do zmieniających się warunków gospodarczych. Jednak 76 proc. zbadanych firm przyznało, że postawi na takie innowacje, które zaowocują redukcją kosztów w prowadzonej działalności. Mogą to być na przykład nowe linie technologiczne w zakładach produkcyjnych. Stawia na nie Indykpol, który przeznaczy na ten cel 25 mln zł.
Z kolei Piekarnie Putka zamierzają wydać na inwestycje podobną kwotę co w 2011 r., w sumie kilka milionów złotych. Pieniądze te posłużyły nie tylko do uruchomienia nowych sklepów firmowych, lecz także do unowocześnienia produkcji i wprowadzenia na rynek nowych produktów.
Bo innowacje mają też służyć przedsiębiorcom do opracowywania nowych produktów i usług. Tak przynajmniej deklaruje w raporcie PwC 56 proc. firm.
Scandic Food, marka dżemów i marmolad Owocowa Rozkosz, zdecydowała się na przykład poszerzyć, mimo spowolnienia gospodarczego, swoją ofertę o pięć smaków konfitur, i to klasy premium. Ma to wypełnić niszę na rynku, jaka jest widoczna w tym segmencie.
Na nowe produkty stawia w bardzo szerokim zakresie branża piwna. Dużym powodzeniem cieszą się piwa regionalne, popyt na nie rośnie o 20 – 30 proc. w skali roku. Producenci zaczęli więc mocniej inwestować w tego rodzaju piwa lub rozszerzać dystrybucję lokalnych perełek.
Przykładem może być Grupa Żywiec, której niepasteryzowany wariant regionalnego Specjala stał się dostępny w większości z prawie 2000 hiper- i supermarketów oraz na stacjach paliw. Natomiast dzięki współpracy z Tesco piwo Kujawiak można już kupić w całej Polsce. Teraz, jak poinformował Sebastian Tołwiński, rzecznik Grupy Żywiec, firma ma w planach zdobycie nowego kanału. Mowa o wagonach restauracyjnych i barach obsługiwanych przez Wars. Grupa zamierza wprowadzić tam dwa nowe z ponad 30 piw znajdujących się w jej ofercie.

Salon firmowy

W utrzymaniu dobrej sprzedaży, mimo oczekiwanego spowolnienia gospodarczego, mają producentom pomóc ich firmowe salony sprzedaży. Stawia na to głównie branża mięsna i piekarniczo-cukiernicza.
Nic dziwnego, własne sklepy specjalistyczne, jak informuje pracownik marki Wawel, pracują na wizerunek firmy. Dzięki nim można zaprezentować w jednym miejscu konsumentom całą ofertę, o co trudno w super- i hipermarkecie. Przekłada się to na rozpoznawalność marki, a tym samym na zyski. – Planujemy otwarcie od 5 do 25 nowych sklepów w tym roku. Oznacza to utrzymanie dynamiki rozwoju z ubiegłego roku – wyjaśnia Wojciech Dunikowski, dyrektor operacyjny sieci Delikatesy Mięsne U Rzeźnika.

Na eksport

Jak wynika z raportu o sytuacji mikro i małych firm przygotowanego na zlecenie Banku Pekao, wiele polskich przedsiębiorstw będzie też szukało w tym roku nowych rynków zbytu, by w ten sposób zrekompensować sobie ewentualne spadki w sprzedaży w Polsce. W 2011 r. tylko 10 mikro i małych firm eksportowało swoje produkty. W tym sprzedaż na zagranicznych rynkach przewiduje nawet 5 proc. firm.
Wśród nich jest polski producent lodów – Grycan – który dotychczas koncentrował się na wewnętrznym rynku. W tej chwili firma jest na etapie tworzenia struktur, które pozwolą na profesjonalną działalność eksportową.
Na eksport stawiają też producenci alkoholu. Szczególnie że na krajowym rynku sprzedaż wódki jest coraz mniejsza. W 2011 r. sięgnęła według wstępnych szacunków branży 5 proc. Dlatego producenci szukają krajów, w których mogliby rozpocząć sprzedaż swoich sztandarowych marek.
– Coraz większego tempa nabiera eksport Sobieskiego do Indii i Chin – mówi Maciej Meyer, rzecznik prasowy grupy Sobieski. Do szturmu na Azję przygotowuję się też CEDC. Polskie marki mają szansę na sukces w Brazylii, Kolumbii, Meksyku. To dziewicze rynki, można tam kupić jedynie lokalne trunki.
Do podboju zagranicznych rynków szykują się też producenci mebli i odzieży. Obie branże chcą wykorzystać modę i renomę naszych produktów. W 2011 r. firma Vox zwiększyła eksport do Niemiec o 9 proc. – W przyszłym spodziewamy się wzrostu o 25 proc. – mówi Tomasz Walczak, menedżer ds. eksportu w polskiej spółce.
Z kolei producenci odzieży zapowiadają dalszą ekspansję na rynek czeski, ukraiński i rosyjski. Taki plan ma Grupa Redan. Do końca 2014 roku zamierza otworzyć 82 sklepy w Rosji w systemie franczyzowym marki Top Secret. O tym, że eksport to dobry kierunek rozwoju dla polskich firm, jest przekonany Jeremi Mordasewicz, ekspert PKPP Lewiatan. Szczególnie że do tej pory dwie trzecie eksportu wysyłamy do krajów Unii Europejskiej, a blisko są rynki, które rozwijają się dużo szybciej, przez co są bardziej chłonne i otwarte na nowości. – To np. Turcja, której kompletnie nasze firmy nie doceniają jako kierunku eksportu – uważa Mordasewicz. – Można by także znacznie zwiększyć naszą wymianę handlową z krajami regionu, czyli Rumunią, Bułgarią. Nieco dalej na Wschód są Kazachstan i Azerbejdżan. Oba bogate w złoża ropy naftowej, czyli z ogromnym potencjałem wzrostu, ale też z rosnącymi potrzebami konsumpcyjnymi. Oczywiście to rynki trudniejsze niż państwa naszego regionu, ale jeszcze nie aż tak trudne jak Chiny – wylicza ekspert.
Jedno jest pewne – polskie przedsiębiorstwa produkcyjne muszą wyjść za granicę. Nasz rynek jest zbyt mały, by dało się przeżyć, produkując tylko dla odbiorców w Polsce.



Elastyczność

Spowolnienie wymaga nowego podejścia do biznesu, zdecydowanie większej elastyczności.
– Skoro klienci najbardziej odczuwają wzrost cen w segmencie podstawowym, to firmy powinny nastawić się na większą produkcję tańszych wyrobów – mówi Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. W uproszczeniu – trzeba produkować więcej sera żółtego po 19 zł za kilogram, a mniej tego za 40 zł. – Takie przejście odbędzie się kosztem jakości, ale wpłynie pozytywnie na wysokość obrotów – dodaje Kaźmierczak. Przedsiębiorstwa produkcyjne i handlowe powinny, jego zdaniem, dokonać także większej segmentacji klientów, stosując zasadę: nie we wszystkich sklepach te same produkty. – Sieci handlowe powinny wprowadzać najtańsze produkty do sklepów w biedniejszych dzielnicach czy miastach o największej liczbie bezrobotnych, a droższe do galerii, gdzie przyjeżdżają bogatsi klienci – tłumaczy. Działając w regionach, warto poszukać też regionalnych dostawców, zmniejszy to koszty transportu. Nieznane marki liczą sobie też mniej za produkty. Ten model biznesu można zastosować nie tylko do handlu spożywczego, czy odzieżowego. Dotyczy on także produkcji samochodów, mebli, wszelkiego rodzaju dóbr. Da się go nawet wprowadzić w restauracjach, które powinny w obecnych czasach nastawić się na sprzedaż większej liczby tańszych dań, może nawet takich, które da się zabrać do biura na lunch. Sieci odzieżowe i obuwnicze planują wprowadzanie tańszych kolekcji, bo z powodu spowolnienia gospodarczego zaczęła zanikać średnia półka cenowa. Klienci przerzucili się albo na droższe, ale trwalsze ubrania, albo – jak mówi Jerzy Mazgaj, założyciel spółki Paradise Group – Hugo Bossa i Armaniego zamienili na Vistulę.
Nowy trend zauważa Grupa Redan, właściciel marek odzieżowych Top Secret, Troll i Drywach. W tym roku zamierza otworzyć 60 dyskontowych marketów pod logo Textilmarket, co oznacza, że będzie ich ponad 300.
Jeremi Mordasewicz podpowiada, że polskie firmy powinny na naszym krajowym rynku bardziej też konkurować z zagranicznymi. Daje przykład. Producenci kosmetyków, wprowadzając wysokiej jakości preparaty po niższej cenie, wypierają z rynku firmy francuskie. Teraz ta konkurencyjność powinna się nasilić.
OPINIA
Bez obaw – będzie lepiej, niż prognozuje rząd
Marcin Mrowiec, główny ekonomista Pekao SA
Czy w tym roku czeka nas łagodniejsze lądowanie, niż to prognozuje rząd?
Prawdopodobnie łagodniejsze, niż do tej pory sądziliśmy. Europejski Bank Centralny dorzuca pieniędzy do systemu finansowego, a to poprawia nastroje w gospodarkach.
W efekcie PMI dla polskiego sektora finansowego jest nadspodziewanie wysokie. Świetnie sprzedają się polskie obligacje.
Przede wszystkim polskim firmom rosną nowe zamówienia eksportowe. A to jest to, na co najbardziej narzekały w ostatnim kwartale 2011 r. – na odczuwalny spadek nowych zamówień. Najwyraźniej z opóźnieniem napłyną efekty osłabienia złotego z ostatniego okresu ubiegłego roku. Inna sprawa, że złoty akurat się umacnia, co w kolejnych miesiącach może spowodować, że wzrost zamówień eksportowych nie będzie aż tak wysoki. Jednak w wyniku powrotu optymizmu firmy deklarują, że nie będą tak wielu zwalniać pracowników, jak wcześniej planowały. Pozwala to prognozować, że wzrost zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw utrzyma się, choć będzie bardzo wolny.
I nadal główne zagrożenia naszego rozwoju w tym roku płyną ze strefy euro?
Tak. Europejski Bank Centralny dosypuje pieniędzy do systemu finansowego i przez to udrażnia krwiobieg – spadają rentowności obligacji Portugalii, Hiszpanii czy Włoch. Ale to tylko doraźne działanie. Obrazuje to przykład Grecji. Czeka ona na kolejny pakiet pomocowy o wartości 130 mld euro. Mówi się o odpisie greckiego długu na poziomie 100 mld. A już premier tego kraju sugeruje, że to nie wystarczy. Gdyby Grecja miała drachmę, to waluta ta zostałaby przewartościowana o 50 proc. i kraj odzyskałby konkurencyjność. Euro jest dla Grecji przewartościowane. Dlatego potrzeba rozwiązań fundamentalnych. Doraźne a pomoc uśmierza objawy choroby, ale jej nie leczy.

.linkms {text-decoration: none; Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: 12px; color: #666; width: 450px;} .linkms a {text-decoration: none; color: #666; font-weight:bold} .linkms a:hover {text-decoration: underline; color: #666} .linkms a:visited {text-decoration: none; color: #666} .linkms a:active {text-decoration: none; color: #666}