Wielu ekspertów politycznych ostrzega jednak, że nadzieje te mogą się okazać płonne i OWS raczej zaszkodzi Obamie i Demokratom, utrudniając prezydentowi ponowny wybór.
Demonstracje, rozpoczęte w połowie września w Nowym Jorku, ostatnio rozszerzyły się na inne kraje Zachodu. Są skierowane przeciw nadużyciom sektora finansowego, który nie poniósł odpowiedzialności za wywołanie kryzysu w 2008 roku i recesji oraz przeciwko rosnącym dysproporcjom majątkowym i bezrobociu, dotykającemu szczególnie młodych Amerykanów.
Postrzegany jako "lewicowa Tea Party", ruch OWS uważany jest przez wielu komentatorów za naturalną przeciwwagę dla powstałego na początku rządów Obamy libertariańsko-prawicowego ruchu protestu przeciw rozbudowie rządu, regulacjom państwowym, podnoszeniu podatków i powiększaniu deficytu budżetowego.
Zdaniem publicystów takich jak Paul Krugman, laureata Nagrody Nobla z ekonomii piszącego w "New York Timesie", narodzenie się oddolnego ruchu sprawiedliwości społecznej stwarza Demokratom i Obamie okazję do nasilenia kampanii, mającej na celu przeforsowanie w Kongresie planu zmniejszenia bezrobocia poprzez inwestycje rządowe, sfinansowane z podwyższonych podatków od najzamożniejszych Amerykanów. Według sondażu tygodnika Time", protesty popiera większość Amerykanów.
Politycy demokratyczni poparli ruch "Okupuj Wall Street" - wypowiedzieli się w tym duchu m.in. wiceprezydent Joe Biden i przywódczyni mniejszości w Izbie Reprezentantów Nancy Pelosi. Sam Obama powiedział, że ruch jest wyrazem uzasadnionej frustracji Amerykanów poszkodowanych przez kryzys i recesję i oświadczył, że solidaryzuje się z "99 procentami", czyli z przytłaczającą większością społeczeństwa potraktowaną nie fair przez 1 procent bogaczy.
W czasie uroczystości odsłonięcia pomnika Martina Luthera Kinga w niedzielę Obama powiedział, że przywódca walki Afroamerykanów o prawa obywatelskie poparłby protestujących przeciw Wall Street. Zaznaczył też jednak, że "nie powinno się demonizować" bankierów.
Na początku października kierownictwo Partii Demokratycznej rozesłało do swoich działaczy okólnik z instrukcją, by w publicznych wystąpieniach chwalili demonstrantów.
Niektórzy stratedzy i publicyści ostrzegają przed głębszym angażowaniem się Demokratów w poparcie OWS
Wskazują na słabości ruchu: brak konkretnych postulatów, obfitość nierealistycznych i ekstremistycznych haseł, np. żądania likwidacji Rezerwy Federalnej, a przede wszystkim obecne w protestach nurty anarchistyczne i lewackie.
"Ruch zostaje opanowywany przez skrajne lewicowe ugrupowania, które rozmywają najbardziej przekonywujące przesłanie okupantów Wall Street, że Ameryka przestaje być krajem równych szans życiowych" - pisze na łamach tygodnika "New Republic" przewodniczący Progressive Policy Institute, Will Marshall.
Inni wskazują, że ruch ma charakter bardziej skomplikowany niż się zwykle sądzi
Według publicysty "Wall Street Journal" Holmana W. Jenkinsa protest jest wyrazem nie tyle podziału klasowego - klasa średnia kontra bogaci - lecz konfliktu pokoleń. Wśród demonstrantów - zauważa - dominują młodzi ludzie (co m.in. odróżnia OWS od Tea Party), którzy nie mają pracy, a po jej otrzymaniu są coraz bardziej obciążeni ciężarem utrzymania państwa opiekuńczego - systemu osłony socjalnej - wskutek starzenia się społeczeństwa amerykańskiego. Młodzież więc - argumentuje autor - jest naturalnym sojusznikiem sił domagających cięć wydatków rządowych, a więc konserwatystów fiskalnych.
Wszystkie te cechy OWS sprawiają, że - zdaniem krytycznych wobec niego komentatorów - Demokraci i Obama powinni się trzymać od tego ruchu na dystans. Popieranie żądań opodatkowania bogaczy i ukarania bankierów wystawia prezydenta na zarzuty, że roznieca w USA "walkę klas", a w każdym razie na oskarżenia, że "dzieli Amerykanów".
Według krytyków OWS, jak Will Marshall, Obama powinien raczej stawiać na centrowych, niezależnych wyborców, którzy - zwłaszcza na prowincji - nieufnie odnoszą się do lewicy. Przypomina się też prezydentowi, że popieranie protestów przeciw Wall Street może mu zaszkodzić w staraniach o reelekcję.
W kampanii wyborczej w 2008 roku sektor finansowy był jednym z jego poważniejszych sponsorów. Obecnie większość funduszy zaczyna płynąć na konto głównego kandydata Republikanów Mitta Romneya.