Instytucje finansowe liczą na kokosy, które zarobią dzięki modzie na produkcję gazu ekologicznego. Kredytami na to interesuje się wielu właścicieli gospodarstw rolnych. Oczekują jednak wsparcia publicznego.
A jeszcze do niedawna – jak opowiada Joanna Wojcieszek-Lewandowska z PKO BP – biogazownie nie cieszyły się dużym zainteresowaniem. Problemem była procedura zatwierdzania takiej inwestycji, znacznie bardziej skomplikowana niż w przypadku farm wiatrowych.

Popyt rośnie

Zainteresowanie poszło w górę, kiedy zostały rozstrzygnięte konkursy na dotacje unijne dla budowy biogazowi. Rzecz w tym, iż osoby, które je dostają, potrzebują najpierw kredytów na sfinansowanie inwestycji.
Joanna Wojcieszek-Lewandowska przyznaje, że banki liczą również na nowe rozdanie funduszy po 2013 r., ponieważ Komisja Europejska planuje większe nakłady na dotacje do energii odnawialnej. Ponadto na rynku realizowanych jest wiele projektów komercyjnych, które po fazie przygotowania wchodzą w proces wykonania. Średnia wielkość kredytu na projekt o mocy ok.1 MW to ponad 10 mln zł.
Większego zainteresowania kredytami na biogazownie spodziewa się również jeden z największych graczy na tym rynku, BGŻ. Pierwsze sygnały ożywienia pojawiły się już pod koniec ubiegłego roku, ale rynek wciąż czeka na hossę.
– Prawdziwego boomu spodziewamy się od 2012 r. Inwestorzy wciąż kompletują dokumentację – mówi Maciej Majewski z BGŻ. Jego zdaniem na korzyść inwestorów działają teraz spadające ceny ofertowe na budowę biogazowni, w szczególności tych opartych na najprostszych substratach.
Michał Ćwil, dyrektor Polskiej Izby Gospodarczej Energii Odnawialnej, nie jest zaskoczony wzrostem zainteresowania banków finansowaniem biogazowni. Uważa, że to efekt cyklu inwestycyjnego. Od trzech lat mówi się o rządowych planach wsparcia tego typu inwestycji („Biogazownia w każdej gminie”). Efektem było rozpoczęcie przez inwestorów przygotowania takich projektów do realizacji.
– Pozyskiwanie niezbędnych zezwoleń trwa nawet dwa lata. To oznacza, że w tym momencie projekty biogazowe są już przygotowane i inwestorzy, szukając finansowania na rynku, zgłaszają się do banków – mówi Michał Ćwil.
Według Szymona Żółcińskiego z firmy doradczej Accreo Taxand dodatkowym czynnikiem są problemy, które napotykają inwestorzy zainteresowani farmami wiatrowymi. Po kilku latach boomu na energetykę wiatrową coraz trudniej znaleźć dobrą lokalizację pod wiatraki. Tak samo jest z warunkami przyłączenia do sieci. Z biogazowniami nie ma takich problemów.

Bez euforii

Mimo to Michał Ćwil studzi zapał bankowców. Już za kilka miesięcy może się okazać, że spora część projektów biogazowych zniknie. – Bez publicznych dotacji w obecnym systemie wsparcia OZE w Polsce biogazownie są nierentowne – wyjaśnia. Według niego sytuację mogłaby rozwiązać nowa ustawa o OZE. Jednak resort gospodarki ma już ponad rok opóźnienia w pracach nad nią.
– Farmy wiatrowe będą nadal dużo bardziej atrakcyjne dla dużego kapitału, bo praktycznie nie wymagają obsługi. Tymczasem proces technologiczny w biogazowniach wymaga stałej kontroli i stałych dostaw surowców – mówi Szymon Żółciński.
PRAWO
System certyfikatów
Wsparcie produkcji zielonej energii jest oparte na certyfikatach, które umożliwiają właścicielom instalacji OZE czerpanie dodatkowych przychodów ze sprzedaży energii. Biogazownie mogą dostać za wytwarzany prąd nawet trzy razy więcej niż producenci czarnej energii. Za produkcję energii elektrycznej przysługuje im wart 270 – 280 zł za megawat zielony certyfikat. Dodatkowo mogą one otrzymać żółty lub fioletowy certyfikat za kogenerację. W przypadku produkcji samego gazu przysługują brązowe certyfikaty.