Kontrolowane bankructwo jest szansą na uzdrowienie firmy, a nawet państwa. Ta biznesowa prawda nie ma jednak zastosowania do Grecji.
Albert Einstein powiedział, że szaleństwo polega na wielokrotnym wykonywaniu tej samej czynności i oczekiwaniu, że za każdym razem otrzymamy inny rezultat. Rozumując w ten sposób, europejska pomoc dla Grecji jest szaleństwem. Jedynym usprawiedliwieniem dla UE może być konieczność gry na zwłokę. Ale to zła strategia. Potrzebne są radykalne rozwiązania.
Najważniejsze pytanie dotyczące Grecji nie brzmi już, czy to państwo zbankrutuje. To niemal pewne. Problem polega na tym, czy bankructwo wystarczy, by uzdrowić gospodarkę. Bardzo w to wątpię, bo Ateny nie są pod żadnym względem konkurencyjne.
Koszmar stał się jeszcze gorszy
Dokonania Grecji w ramach programu uzgodnionego z MFW w maju 2010 roku są imponujące. Deficyt sektora instytucji rządowych był zapowiadany na poziomie 8,1 proc. PKB dla 2010 roku i 7,6 proc. dla 2011.Te wskaźniki wyniosły odpowiednio tylko 9,6 proc. i 7,5 proc. w marcu tego roku. Udało się nawet zmniejszyć deficyt na rachunku bieżącym: z 10,5 proc. w 2010 roku do 8,2 proc. w marcu 2011 r. Ale mimo tego Ateny nie zdołały odzyskać wypłacalności. Od maja ubiegłego roku różnica w cenie niemieckich oraz greckich obligacji 10-letnich zwiększyła się z 460 pkt bazowych (4,6 pkt proc.) aż do 1460 pkt bazowych. Kraj w przewidywalnej przyszłości nie ma szans na zaciąganie kredytów po stawkach, na które go stać.
Przeprowadzane reformy są niewystarczające z czterech powodów. Po pierwsze, profil zadłużenia zmienił się z koszmarnego na jeszcze gorszy. Początkowy program ratunkowy MFW zakładał stosunek zadłużenia brutto do PKB na maksymalnym poziomie 149 proc. PKB w 2012 roku. W marcowym przeglądzie ten wskaźnik już wzrósł do 159 proc. Po drugie, gospodarka jest ciągle wyjątkowo niekonkurencyjna. Najbardziej wymownym wskaźnikiem jest połączenie nadal potężnego deficytu na rachunku bieżącym z głęboką recesją. Po trzecie, prognozy dla deficytu na rachunku bieżącym gwałtownie się pogarszają – początkowo MFW przewidywał, że wyniesie on 2,8 proc. PKB w 2014 roku, w marcowym przeglądzie prognozuje się już 5,5 proc. PKB. Po czwarte, bez znaczącego zwiększenia eksportu nie uda się wrócić do wzrostu. Ale zwiększenie będzie wymagało cięcia kosztów nominalnych. Jeśli uda się to wykonać – w co zresztą wątpię – to jeszcze bardziej zwiększy stosunek zadłużenia do PKB.
Sceptycyzm rynku w stosunku do zdolności kredytowej Grecji jest jak najbardziej uzasadniony i bazuje na dwóch faktach: dużego zadłużenia i braku konkurencyjności. Na dodatek to, że greckie społeczeństwo nie chce bolesnych cięć, tylko powoduje, że coś, co już jest niewiarygodne, staje się niewyobrażalne. Gdyby podobny kryzys uderzył w, powiedzmy, Finlandię, jej moglibyśmy uwierzyć na słowo. Ale Grecja nie jest drugą Finlandią.
Jakie korzyści może dać przyzwolenie ze strony UE na dalsze zadłużanie się Grecji? Widzę cztery argumenty. Po pierwsze, ta strategia ukrywa stan prywatnych pożyczkodawców. Dla państwa jest o wiele mniej krępująca, kiedy pomoc jest okazywana Grecji, kiedy w rzeczywistości płynie do jej własnych banków. Jeśli prywatni pożyczkodawcy mają wystarczająco dużo czasu, mogą sprzedać swoje długi sektorowi publicznemu. Po drugie, ta strategia daje innym krajom czas na zrobienie porządku we własnych finansach, zanim Ateny zbankrutują i być może zostaną wyrzucone ze strefy euro. Po trzecie, jest możliwe, że Grecji się uda. Okazanie krajowi maksymalnego wsparcia powoduje, że to staje się co najmniej możliwe. Czwarty powód to to, że prognoza pierwotnego deficytu budżetowego Grecji (przed spłaceniem odsetek) według MFW wyniesie w tym roku 0,9 proc. PKB. A zatem transfer środków netto idzie do sektora publicznego. Póki tak jest, bankructwo nie ma sensu.
Te argumenty są przekonujące. Pierwszego używano do usprawiedliwienia polityki odmowy, która była przyczyną straconej dekady w Ameryce Łacińskiej w latach 80. ubiegłego wieku. Wtedy wydawało się to niemoralne i równie niemoralne wydaje się teraz. Drugi argument zakłada, że sytuacja Grecji nadal jest tajemnicą. Wiadomo jednak, że w niestabilnych krajach (Irlandia, Portugalia, Hiszpania) już trwa wycofywanie wkładów. Trzeci argument nie jest niedorzeczny, ale szczęśliwe zakończenie wydaje się mało wiarygodne, biorąc pod uwagę sytuację, w jakiej znajdują się Ateny. Czwarty argument jest sprawiedliwy. Ale w przypadku krótkiej zwłoki, nie walki w nieskończoność.
Pogodzić się z nieuniknionym
Kiedy wynik jest nieunikniony, trzeba się do niego przygotować. Najlepszym rozwiązaniem byłaby polityka prewencyjna. UE powinna wzmocnić inne niestabilne państwa i systemy finansowe strefy euro. Przynajmniej w jednym przypadku, Irlandii, może to wymagać restrukturyzacji długu. To również będzie się wiązało ze zrobieniem kolejnego kroku w stronę wspólnego dla strefy euro systemu finansowego z odpowiednim wsparciem fiskalnym.
Jednak najważniejsze teraz jest uznanie nieprzyjemnej rzeczywistości. Unikanie tego spowoduje tylko, że przebudzenie będzie jeszcze bardziej bolesne. Na pewno nadszedł czas uznać kłopotliwe położenie Grecji i podjąć natychmiastowe działania związane z konsekwencjami dla jej partnerów.