Sprzedaż państwowych firm przyniesie budżetowi w tym roku 15 mld zł, jednak w trzech kolejnych latach łącznie ma dać tylko 20 mld zł. Spadek tempa prywatyzacji można byłoby akceptować, gdyby lista firm na sprzedaż była już pusta. Ale wciąż jest przepełniona
Strefa wpływów państwa w gospodarce to ponad 505 czynnych spółek nadzorowanych przez Ministerstwo Skarbu Państwa. Wśród nich znajdują się koncerny z kluczowych sektorów, takich jak banki, ubezpieczenia, energetyka i chemia. KGHM, Orlen, PGE, PZU, PKO BP to tylko kilku potentatów, którzy zarówno przychody, jak i zyski liczą w miliardach złotych. Świetne wyniki zawdzięczają jednak raczej dominującej pozycji na rynku i koniunkturze niż menedżerskim umiejętnościom kolejnych zarządów.
Przeszkody
Prywatyzacja wyhamowuje, mimo że jej tempo nie jest już uzależnione od zmian ustawowych. Od czasów transformacji na szybkość i zakres sprzedaży państwowego majątku największy wpływ miała
polityka. Tak jest nadal, choć katastrofalny stan finansów publicznych nakazywałby rządowi jak najszybsze zbywanie przedsiębiorstw. Jednak wpływy do budżetu z prywatyzacji w kolejnych latach będą malały. W tym roku będzie to jeszcze 15 mld zł. W 2012 r. 10 mld zł, a w dwóch kolejnych po 5 mld zł rocznie.
Teoretycznie strumień środków ze sprzedaży państwowego majątku mógłby być większy. Związana z Leszkiem Balcerowiczem Fundacja Forum Obywatelskiego Rozwoju policzyła, że rynkowa wartość tylko największych spółek będących w posiadaniu Ministerstwa Skarbu Państwa i Banku Gospodarstwa Krajowego (bez kolejowych spółek transportowych,
nieruchomości, kopalni) wynosiła w lutym 110 – 120 mld zł. – To dobry moment, by z prywatyzacją nie zwalniać. Tym bardziej że sytuacja na giełdzie i w gospodarce jest znacznie korzystniejsza teraz niż w zeszłym roku – uważa Wiktor Wojciechowski, ekspert FOR.
Minister skarbu Aleksander Grad tłumaczy jednak, że będzie prywatyzować ostrożnie, bo
sprzedaż najlepszych spółek w krótkim czasie nie byłaby przychylnie odebrana przez inwestorów.
Największą przeszkodą w prywatyzowaniu przedsiębiorstw są politycy. Ostatni przykład to rezygnacja ze sprzedaży większościowego pakietu akcji Lotosu. Rząd wystraszył się zainteresowaniem Rosjan i decyzję o losach rafinerii woli przesunąć na czas po jesiennych wyborach. Pod znakiem zapytania stanęła także sprzedaż na giełdzie Jastrzębskiej Spółki Węglowej, szykowanej do debiutu od 2005 r. To największy w
UE producent węgla koksowego. Może pochwalić się przeszło 1 mld zł zysków, choć jeszcze przed rokiem stracił kilkaset milionów złotych. Passę pozwoliła odmienić znakomita koniunktura, która od 2010 r. napędza ceny surowców. Ta poprawa kondycji JSW i to bez restrukturyzacji to powód do szybkiego zbycia firmy. Na drodze do tego stają jednak związki zawodowe.
Identyczna sytuacja ma miejsce w PKP Cargo, które miało być sprzedane już sześć lat temu. Polski przewoźnik pod względem wielkości w Unii Europejskiej ustępuje tylko niemieckiemu DB Schenker. Dziś jest na plusie, a przewozy towarów ciągle rosną. To idealny moment na sprzedaż. Jeśli
transakcji nie uda się zamknąć w tym roku, okazja może się nie powtórzyć. Jednak i tu „nie” powiedziały związki. Takiego lobby nie ma w przemyśle farmaceutycznym, ale dalsze zwlekanie ze sprzedażą Polf produkujących leki nie ma większego sensu, bo branża farmaceutyczna nie straciła wiele na kryzysie i może dać dobrą cenę.
Nie bez znaczenia dla losów prywatyzacji pozostaje też to, że politycy niechętnie dają zielone światło sprzedaży należącego do państwa majątku, bo w ten sposób pozbywają się strefy wpływów. Dziesiątki miejsc w zarządach i radach nadzorczych spółek to polityczna waluta, którą rozlicza się wiele transakcji.
Na zawsze państwowe
Obecna strategia rządu zakłada, że niektóre sektory gospodarki właściciela nie zmienią nigdy, a pod jego kontrolą pozostanie 20 – 25 spółek kluczowych dla państwa. Niezależnie od koniunktury w rękach polityków pozostanie przesył energii elektrycznej, gazu i ropy. Co najmniej do 2020 r. również Polska Grupa Energetyczna PGE, największa firma produkująca i sprzedająca prąd w Polsce. Powód – potentat skupiający blisko 40 proc. rynku energii zobowiązany został przez rząd do wybudowania pierwszych dwóch w naszym kraju elektrowni atomowych. W powołanym do tego celu konsorcjum firm PGE obejmie 51-proc. pakiet. W kontekście ostatnich wydarzeń w Japonii, gdzie wychodzi na jaw, że oddana w prywatne ręce elektrownia jądrowa nie była należycie utrzymywana, decyzja wydaje się dobra.
Przesądzone wydaje się też, że w rękach państwa pozostanie zarządca infrastruktury kolejowej, któremu podlega dziś ponad 19 tys. km linii kolejowych. Lekcją dla całej Europy była prywatyzacja torów w Wielkiej Brytanii na początku lat 90. XX. I tym razem prywatny właściciel się nie sprawdził i wzrosła liczba wypadków na kolei. Efekt – tory na Wyspach znowu są państwowe.
Sprzedawać jak najwięcej
Na drugim biegunie znajduje się sektor bankowy. Ze sprzedażą tego majątku Polska poradziła sobie najszybciej. Zagraniczny kapitał kontroluje łącznie ponad 70 proc. aktywów w tej branży. Eksperci podkreślają, że decyzja była słuszna, bo dzięki temu bankowość rozwinęła się, korzystając z zagranicznego know-how. Poziom usług i jakość obsługi nie odbiega dziś od zachodnich standardów.
Kwestią oceny pozostaje sposób przeprowadzenia sprzedaży banków, bo towarzyszył jej pośpiech, a wraz z nim wybór inwestorów w dołku. Kontrowersje do dziś wzbudza też prywatyzacja Telekomunikacji Polskiej. W zgodnej ocenie obserwatorów oddanie jej w ręce kontrolowanego przez francuski rząd koncernu wcale nie przyspieszyło telekomunikacyjnej rewolucji, jak sobie wszyscy wyobrażali. TP SA, do której należała infrastruktura, niechętnie dzieliła się nią z konkurencją. Monopol zaczął kruszeć dopiero pod naporem Urzędu Komunikacji Elektronicznej.
Błędy nie ominęły również prywatyzacji PZU sprzed dziesięciu laty. Zbyt duża uległość w negocjacjach z holenderskim inwestorem zaowocowała wieloletnim patem między Eureko a kolejnymi rządami, które nie chciały respektować postanowień umowy prywatyzacyjnej.
Giełda czy inwestor
Powyższe przykłady pokazują, że dyskusja nad sposobem prywatyzowania państwowych firm wciąż jest aktualna. Wybierać inwestora strategicznego czy może akcjonariuszy z giełdy papierów wartościowych? Ten pierwszy bierze na siebie odpowiedzialność za kupowaną spółkę i można go do czegoś zobowiązać, np. do inwestycji czy pakietów pracowniczych. Jest też partnerem do rozmów dla rządu i związków zawodowych.
Innym rozwiązaniem jest rynek kapitałowy. Jeśli firma pójdzie na giełdę, własność jest rozproszona, a poszczególni akcjonariusze mogą mieć sprzeczne interesy. W efekcie wyniki finansowe tak prywatyzowanych firm mogą się okazać gorsze. Za tym drugim sposobem przemawia jednak łatwość przeprowadzenia operacji, zwłaszcza jeśli spółka już jest notowana na giełdzie. Inwestorzy niechętnie jednak biorą udział w takich prywatyzacjach. Z tego względu giełda nie jest dobrym miejscem na znalezienie inwestora strategicznego dla energetyki. Powód – to bardzo kosztowny biznes, dlatego nowy właściciel zawsze chce mieć decydujący wpływ na losy firmy, w którą inwestuje. Spory na walnym mu w tym nie pomogą.
Ogólna ocena dotychczasowych osiągnięć polskiej prywatyzacji wydaje się jednak pozytywna. Choćby dlatego, że inwestorzy, którzy kupili majątek, wywiązali się z podjętych zobowiązań. Ostatnio Aleksander Grad, minister skarbu państwa, przypominał, że zadeklarowane nakłady inwestycyjne w wysokości 40 mld zł zostały przekroczone o blisko 8 mld zł, a takie elementy, jak: wzrost zatrudnienia, transfer nowoczesnych technologii i wzrost konkurencyjności firm, zostały również zrealizowane.
Prywatyzacja państwowego majątku budzi emocje nie tylko w Polsce. W dawnych krajach socjalistycznych w pierwszej kolejności pod młotek poszły banki. Na Węgrzech, w Czechach i na Słowacji ponad 90 proc. aktywów tego sektora jest w rękach zagranicznego kapitału.
Zróżnicowane jest podejście rządów poszczególnych krajów do prywatyzacji energetyki. Węgrzy chętnie wpuszczają do siebie firmy zagraniczne, ale pod warunkiem że nie są kontrolowane przez rządy innych krajów. Nie zdecydowali się na to Czesi i zamiast sprzedawać, przeprowadzili konsolidację sektora wokół koncernu CEZ. Co ciekawe, dwaj najwięksi producenci energii w Niemczech – E.ON i RWE – są w pełni kontrolowani przez prywatny kapitał.
Wprowadzenie państwowej spółki na giełdę nie zmienia struktury właścicielskiej
Maciej Grelowski, przewodniczący Rady Głównej BCC
Dyskusja o tempie sprzedaży państwowego majątku jest bezcelowa, bo rząd nie prowadzi prawdziwej prywatyzacji polegającej na sprzedawaniu spółek inwestorom strategicznym. Zamiast tego wprowadza spółki na giełdę, nie zmieniając w sposób fundamentalny struktury właścicielskiej, bo na parkiet trafiają mniejszościowe pakiety akcji.
Żeby ratować finanse publiczne, zdecydowano, że w sprzedaży państwowych firm kupcem będą spółki kontrolowane przez państwo. Jeżeli jednak po obu stronach transakcji stoi państwo, jest to transakcja udawana, decyzje zapadają w rządowych gabinetach. Żaden prywatny podmiot nie będzie w stanie wygrać rywalizacji z państwowym, bo ten pierwszy kieruje się racjonalnymi zasadami ekonomii, a drugi realizuje cele polityczne, bez względu na koszty. Odbudowa zaufania inwestorów może ten lub kolejne rządy wiele kosztować. Funkcja państwa w gospodarce powinna ograniczać się do regulacji najważniejszych jej sektorów oraz stanowienia dobrego prawa.