"Argumentacja szefa NBP oraz ministra finansów jest wyjątkowo przejrzysta i przekonująca. Zauważmy, że kurs złotego jest ciągle dość słaby w stosunku do poziomu sprzed 2-3 lat i wobec tego sprzedaż (...) części środków dewizowych MF ma ewidentny sens zarówno z punktu widzenia finansów publicznych, jak i ograniczenia inflacji oraz oczekiwań inflacyjnych. Tak się składa, że wysoka inflacja jest też kosztowna politycznie, więc skuteczne działanie na rzecz jej zmniejszenia leży także w interesie rządu i obecnej parlamentarnej koalicji.
Polska formalnie od wielu lat stosuje politykę nieinterweniowania na rynku walutowym. Rezerwy walutowe NBP miały być mniej więcej stałe. Tymczasem faktycznie stosowana polityka była inna: systematycznego powiększania rezerw, głównie poprzez kupowanie (...) euro przekazywanych Polsce, czyli MF, przez Unię Europejską. Te środki powinny były trafiać na rynek, być kupowane przez importerów, a następnie wykorzystywane na finansowanie dodatkowego importu z racji projektów unijnych w Polsce. Nawet, jeśli resort finansów sprzedawał euro NBP, to polski bank centralny powinien był lokować je na rynku. Dzisiejszą decyzję interpretuję, zatem jako potrzebną korektę dotychczasowej polityki kursowej.
Umocnienie złotego, gdyby było znaczne, byłoby teraz dużo bardziej efektywnym instrumentem obniżania inflacji niż stopy procentowe. Oczywiście silniejszy złoty obniża nieco zyskowność przedsiębiorstw, które są eksporterami netto, co może mieć negatywny wpływ na inwestycje. Z drugiej jednak strony, wolniejszy wzrost stóp procentowych te inwestycje podtrzymuje.
Sprzedaż euro na rynku zmniejsza także nadpłynność w systemie bankowym. Jeśli chcemy wymusić wzrost rynkowych stóp procentowych, to tę nadpłynność trzeba ograniczyć. Alternatywną metodą takiego zmniejszania nadpłynności byłyby operacje otwartego rynku NBP, polegające na sprzedaży bankom większej ilości papierów dłużnych NBP, ale oprocentowanie od tych papierów obniża zysk NBP, a to oznaczałoby mniejszy transfer środków do budżetu państwa".