W ciągu dwóch pierwszych miesięcy tego roku ujemne saldo obrotów handlowych wyniosło 3,6 mld zł. Przed rokiem było o 3 mld zł wyższe.
W styczniu i lutym nasz eksport wyniósł 76,7 mld zł. Był o 11 proc. wyższy niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Import rósł zdecydowanie wolniej. Był większy 6 proc. niż rok wcześniej i wyniósł 80,3 mld zł – podał wczoraj GUS.
Nadal naszym głównym partnerem handlowym pozostają Niemcy. Eksportujemy tam 26 proc. towarów i usług, które wysyłamy za granicę. Importujemy natomiast 20,6 proc. Do Niemiec, jak i innych wysoko rozwiniętych państw Europy, np. Wielkiej Brytanii czy Francji, zdecydowanie więcej towarów wysyłamy, niż z nich przywozimy. – Polska jest producentem podzespołów dla zakładów w krajach wysoko rozwiniętych. Natomiast przywozimy z nich produkty wysoko przetworzone, drogie, ale w niewielkich ilościach – mówi Marcin Mazurek, analityk w Biurze Analiz Ekonomicznych BRE Banku.
Masowe wyroby – odzież, obuwie, żywność – sprowadzamy z Chin, a także z Włoch. Te kraje są odpowiednio trzecim i czwartym krajem, z którego sprowadzamy najwięcej. Jednak ich udział przez rok spadł odpowiednio o 1,1 pkt proc. i 10,5 pkt proc. Zyskali Rosjanie. Wartość importu z tego kraju wzrosła przez rok o 27,6 proc. i wyniosła 10,5 mld zł. Jednak ekonomiści nie mają wątpliwości, że nie jest to efekt wzmożonych zakupów Polaków w Rosji, tylko efekt wzrostu cen surowców energetycznych. Gdy ceny ropy i gazu spadną, znów spadnie wartość naszego importu z tego kraju. Niestety może również spaść eksport. Wartość wyrobów wysyłanych do tego kraju przez rok zwiększyła się o 20 proc.