Ćwierć miliarda złotych – to roczne przychody klubów ekstraklasy. I choć nasza liga do najbogatszych nie należy, to pracodawcy są zaskakująco hojni dla piłkarzy.
Ranking klubów ekstraklasy i I ligi jak co roku przygotowała firma Deloitte. Wynika z niego, że tak dobrze jak w Polsce swoim piłkarzom płacą tylko we Włoszech. W Serie A jest najwyższy wskaźnik wynagrodzeń w stosunku do przychodów i wynosi on 73 proc. Polska ekstraklasa z wynikiem 72 proc. zajmuje drugie miejsce. Nie jest to jednak powód do dumy. Wzorcowa pod tym względem niemiecka Bundesliga ma ten wskaźnik na poziomie 51 proc. Średnia europejska to 64 proc.

Wzorcowy Ruch Chorzów

W polskiej ekstraklasie wskaźnik wynagrodzeń w stosunku do przychodów na poziomie 60 proc. udało się uzyskać Cracovii, Polonii Bytom, Jagiellonii Białystok i Podbeskidziu Bielsko-Biała. Najniższy zanotował Ruch Chorzów – 46 proc. Biorąc pod uwagę fakt, że zajmując trzecie miejsce w rozgrywkach odniósł też sukces sportowy, można stawiać go za wzór. Na drugim biegunie jest Korona Kielce, gdzie wydatki przekroczyły przychody i wskaźnik wynosił aż 173 proc. Równie hojne dla swoich zawodników były Widzew Łódź – 163 proc. – i Legia Warszawa – 111 proc.
Tak jak rok temu największe przychody – 40,3 mln zł – zanotował Lech Poznań. Kolejne miejsca na liście zajęły: Wisła Kraków – 30,1 mln zł – i Legia Warszawa – 23,8 mln zł. W porównaniu z poprzednim rokiem Lech zwiększył swoje przychody o 1,2 mln zł, a Legia o 2,7. Przychody Wisły spadły o 3,5 mln zł.
– Lech ma bez wątpienia najlepszy marketing w ekstraklasie – przyznaje Jacek Bochenek, dyrektor grupy sportowej Deloitte. – W związku z tym, że większą cześć poprzedniego sezonu poznaniacy musieli grać na małym stadionie we Wronkach, spadł im przychód z dnia meczowego. Jednak 8 mln zł to i tak kwota większa niż w przypadku innych klubów. Jeśli Lechowi uda się przebić do fazy grupowej Ligi Mistrzów, to jego przychody mogą przekroczyć magiczną barierę 100 mln zł – dodaje Bochenek.

Wykorzystać nowe stadiony

Według autorów raportu przed polskimi klubami w nowym sezonie stoi trudne zadanie efektywnego zarządzania stadionem w dniu meczu.
Biorąc pod uwagę doświadczania angielskie, wiadomo, że istnieje takie zjawisko, jak efekt nowego stadionu. Kluby dzięki niemu notują 50-, 60-procentowy wzrost przychodów. Przykładem perfekcyjnego zarządzania stadionem w dniu meczu jest Bundesliga. – Kiedy w Hamburgu wybudowano nowy stadion, to ceny biletów wzrosły o 100 proc. Mimo to kibice spędzali tam więcej czasu niż wcześniej, bo zapełniali go już na 1,5 godziny przed meczem. Nasze kluby stoją przed wielką szansą – wygenerować jak największe przychody z nie swojego obiektu, bo niemal wszystkie nowe stadiony będą należeć do miast. Główne zadanie to przyciągnąć nowych widzów i już ich nie wypuścić. Skoro 10 mln widzów oglądało w TVP finał mistrzostw świata, to znaczy, że zapotrzebowanie na sport w naszym kraju istnieje – przyznaje Grzegorz Sencio, menedżer z Deloitte.
Ciekawie wyglądają porównania polskich klubów do Zachodu. Kilkunastoprocentowy wzrost wartości ligi jest dużo dynamiczniejszy niż w innych krajach Europy, gdzie wynosi kilka procent. Pieniądze w ligach wielkiej piątki – Anglii, Francji, Hiszpanii, Niemiec i Włoch – są jednak nieporównywalnie większe. Przychody polskich klubów są 38 razy mniejsze niż Premier League i prawie siedem razy mniejsze niż samego Realu Madryt.
Deloitte interesowała się trzema rodzajami przychodów – dniem meczowym (sprzedaż biletów, gadżetów), transmisjami TV i dochodami komercyjnymi (np. umowami sponsorskimi). Nie uwzględniała przychodów z transferów. Wszystkie dane pochodziły od klubów i nie były weryfikowane.