Szef nadzoru finansowego pyta bankowców, czy ci aby nie przesadzają z wynagradzaniem swoich kluczowych menedżerów pensjami liczonymi w milionach złotych.
I to w czasach kryzysu, gdy banki, by ratować topniejące zyski, tną premie zwykłych pracowników, nie boją się masowych zwolnień i – co najboleśniejsze dla nas wszystkich, klientów – coraz drożej każą sobie płacić za swoje usługi. Oczywiście można się żachnąć, że nadzór powinien pilnować prawidłowego funkcjonowania rynku, a nie mieszać się w politykę płacową prywatnych w większości banków. Ale czy to rzeczywiście tylko mieszanie się? KNF musi mieć na uwadze bezpieczeństwo klientów banków (i ich pieniędzy) i nic dziwnego, że nadzór interesuje się, czy sposoby premiowania naszych bankowców nie skłaniają ich do podejmowania zbyt wysokiego ryzyka, a tym samym narażania naszych, klientów, pieniędzy na niebezpieczeństwo. Wystarczy tylko wciąż żywy problem opcji walutowych, by przynajmniej mieć wątpliwości, odpowiadając na to pytanie. Więc może dobrze, że nadzór dmucha na zimne.