Rząd planuje zmniejszenie dochodów w tegorocznym budżecie o 37 mld zł, wydatków o 22,7 mld zł i zwiększenie deficytu budżetowego do 27 mld zł - poinformował we wtorek minister finansów Jacek Rostowski. Ekonomiści uważają, że rządowe założenia do nowelizacji ustawy budżetowej są realistyczne.

We wtorek szef resortu finansów przedstawił założenia do nowelizacji tegorocznej ustawy budżetowej. Rząd oczekuje dodatkowych 3 mld zł oszczędności w resortach oraz nie wyklucza podniesienia podatków w przyszłym roku.

"Oszczędności, które wprowadziliśmy w styczniu opiewają na 19,7 mld zł i stanowią więcej niż połowę oszczędności, które będziemy wprowadzali w nowelizacji" - mówił szef resortu finansów. Ponadto rząd zamierza zwiększyć przychody z dywidend o 5,3 mld zł.

Minister nie wykluczył również, że w przyszłym roku mogą zostać podniesione podatki. "W tym roku nie przewidujemy wzrostu podatków, ale jest jasne, że w sytuacji, w której mamy do czynienia z poważnym kryzysem, będziemy musieli na rok 2010 i 2011 zakreślić ścieżkę poprawy finansów publicznych" - powiedział.

Według prognoz rządu wzrost gospodarczy w tym roku wyniesie 0,2 proc. PKB. Minister finansów podkreślił, że to założenie jest "konserwatywne". Międzynarodowy Fundusz Walutowy przewiduje spadek polskiego PKB w 2009 roku o 0,5 proc., a w 2010 roku wzrost o około 1 proc.

Ekonomiści, z którymi rozmawiała PAP, oceniają rządowe założenia do nowelizacji tegorocznego budżetu jako realistyczne.

Według głównego ekonomisty Business Centre Club prof. Stanisława Gomułki dochody budżetowe w skali całego roku powinny zmniejszyć się o 35-40 mld zł. Ekspert zgodził się również z rządową prognozą dotyczącą wzrostu gospodarczego. "Wzrost gospodarczy w tym roku może wynieść między 0 a 1 proc." - powiedział PAP Gomułka.

Dla ekonomisty Ryszarda Petru nie jest zaskoczeniem, że rząd chce zwiększyć deficyt budżetowy. "Te 27 mld zł jest realne pod warunkiem, że sumaryczne oszczędności w wydatkach będą powyżej 20 mld zł, a to może być trudne. Istnieje ryzyko, że będzie trzeba podnieść akcyzę" - powiedział PAP Petru.

Doradca ekonomiczny prezydenta RP prof. Ryszard Bugaj uznał rządowe założenia do nowelizacji budżetu za optymistyczne. Jego zdaniem, jeśli kryzys gospodarczy przybierze na sile, może spowodować dalszy wzrost bezrobocia w Polsce i oprowadzić nawet do recesji.

Pytany przez PAP, czego spodziewa się po uruchomieniu przez Komisję Europejską procedury nadmiernego deficytu wobec Polski, Bugaj powiedział, że w tym roku aż 21 spośród 27 państw UE przekroczy określony w traktacie z Maastricht poziom deficytu finansów publicznych. "Polska nie będzie rekordzistą (przekroczenia budżetu - PAP)" - powiedziała Bugaj. "Wszystko wskazuje na to, że większy deficyt będą miała prawdopodobnie Wielka Brytania i Irlandia" - dodał.

KE potwierdziła w poniedziałek, że podejmie w środę decyzję o otwarciu procedury nadmiernego deficytu wobec Polski, za który odpowiedzialnością obarcza nie tylko kryzys, ale i polskie władze. Decyzja KE wynika z tego, że deficyt finansów publicznych Polski wyniósł 3,9 proc. PKB w 2008 roku, czyli powyżej dopuszczonej w Traktacie z Maastricht wartości referencyjnej 3 proc.

Zdaniem szefa klubu PO, jednocześnie przewodniczącego sejmowej komisji finansów Zbigniewa Chlebowskiego, rzeczywistość gospodarcza zmusza rząd do takich decyzji jak nowelizacja budżetu. Chlebowski z optymizmem patrzy na zapowiedź znalezienia 3 mld zł oszczędności. Uważa, że pieniądze te uda się uzyskać nie tylko poprzez cięcia w ministerstwach, ale także w agencjach, funduszach i rezerwach celowych budżetu państwa. Odnosząc się do zapowiedzi odprowadzenia dywidendy ze spółek, w których udział ma Skarb Państwa powiedział, że nie wyobraża sobie, żeby "całkowicie drenować" te spółki.

Słów krytyki pod adresem rządu nie szczędzi opozycja. Szef SLD Grzegorz Napieralski uważa, że ze względu na kampanię wyborczą do europarlamentu rząd udawał, że nic się nie dzieje i nie robił nic w sprawie budżetu. Wyraził niepokój o to, gdzie rząd będzie poszukiwał dodatkowych dochodów.

Według wiceszefowej PiS Aleksandry Natalli-Świat, w sprawie budżetu potrzebne były wcześniejsze działania rządu. Wyjaśniła, że jej partia mówiła od dawna o tym, że założenia do obecnie obowiązującej ustawy są niemożliwe do zrealizowania. "Tak też mówiła większość ekspertów (...) Nie należało mówić jesienią ubiegłego roku, że opozycja "trzyma się kryzysu jak pijany płotu", tylko zacząć działać" - podkreśliła. Natalli-Świat "niedobrą rzeczą" nazwała propozycję, żeby "zasypywać dziurę budżetową metodą drenażu dywidendowego spółek". "To oczywiście na krótką metę daje wpływy do budżetu, ale jest to najbardziej kosztowny sposób pozyskania pieniądza przez państwo" - zaznaczyła.

Również PSL krytykuje zwiększenie dochodów z dywidend o 5,3 mld zł. Przewodniczący klubu parlamentarnego PSL Stanisław Żelichowski ocenił, że wypłata dywidend ze spółek Skarbu Państwa, w tym z PKO BP, to dla PSL najtrudniejszy do zaakceptowania element w rządowym planie nowelizacji budżetu. Zaznaczył, że kwestia wypłaty dywidend będzie jeszcze dyskutowana w ramach koalicji rządowej.