Po pięciodniowym strajku personelu naziemnego i kabinowego niemieckiej Lufthansy nadal nie wszystkie rejsy zostały wznowione. Do poniedziałku włącznie odwołanych będzie około stu lotów dziennie. Jest to spowodowane koniecznością sprawdzenia maszyn, które podczas strajku były unieruchomione.

Zgodnie z wczorajszymi ustaleniami dyrekcji Lufthansy i związków zawodowych Verdi, pracownicy otrzymają podwyżkę w wysokości 7,4 procent, rozłożoną na dwie raty. Będzie to kosztować niemieckie linie lotnicze 100 milionów euro rocznie. Wynegocjowane decyzje budzą kontrowersje.

Jeden z szefów Deutsche Banku - Norbert Walter ostro skrytykował ugodę. Jego zdaniem, Lufthansa poniesie zbyt wysokie koszty. Eksperci dodają, że niemieckie linie psują w ten sposób rynek, nie zważając na to, że linie lotnicze już niedługo mogą się znaleźć w kryzysie z powodu rosnących cen paliwa.

Związkowcy, zwłaszcza mechanicy Lufthansy, również krytykują uzgodnienia, lecz z odmiennych powodów

Ich zdaniem, związek zawodowy wywalczył za mało i zapowiadają dalszą walkę o większe podwyżki.

Natomiast niemieckich dziennikarzy najbardziej zainteresowało postępowanie szefa związku zawodowego Verdi. Frank Bsirskes w czasie strajku udał się na pięciotygodniowy urlop. Poleciał Lufthansą, pierwszą klasą. Media określiły to jako brak politycznego instynktu i dobrego stylu.