Polska wkrótce może utracić szansę szybkiego przystąpienia do strefy euro. Powodem jest wysoka inflacja i trudności z opanowaniem nadmiernych wydatków publicznych. Instytucje publiczne pracują nieefektywnie.

Polska w Eurolandzie

Jakie są perspektywy przystąpienia Polski do strefy euro? Jakie musiałyby zostać spełnione warunki?
JANUSZ JANKOWIAK
- Zasadnicze problemy są dwa - groźba niespełnienia kryterium inflacyjnego oraz groźba niespełnienia kryterium budżetowego. Wątpię w możliwość utrzymania się trendu wyraźnego wzmocnienia złotego i uważam, że nie można liczyć, iż będzie to czynnik wspierający w przyszłości spadek inflacji. Dla budżetu 2009 rok i kolejne będą dosyć trudne. Mamy zapowiedź obniżki podatków, co budżet będzie kosztować 8 mld zł. Ministerstwo Finansów zapowiada zmniejszanie deficytu budżetowego o 0,5 pkt proc. PKB rocznie. Przy założeniu, że obecne zasady waloryzacji świadczeń emerytalnych będą utrzymane, koszty ich indeksacji można oszacować na 7,2 - 8,5 mld zł. Koszt ulg rodzinnych może wzrosnąć do 11 mld zł w 2011 roku. Wykup przywilejów emerytalnych w 2009 roku kosztować może 6-7 mld zł, a w roku 2011 to może być nawet 1 proc. PKB.
Po stronie plusów można zapisać planowane zamknięcie możliwości odejścia na wcześniejsze emerytury. Może ono zaowocować zwiększeniem tempa wzrostu PKB o 1,0 - 1,5 proc. w 2011 roku. W przyszłym roku trzeba zredukować deficyt budżetu o 1,6 pkt proc. PKB. Sądzę, że do połowy 2009 roku mamy możliwość włączyć się do systemu ERM 2 poprzedzającego przyjęcie euro. Potem możemy mieć kłopoty z inflacją i z deficytem budżetowym. Jeśli więc nie wykorzystamy tej szansy, wejście Polski do strefy euro może się przesunąć znacznie poza rok 2015.

Trzeba zmienić mentalność

Co można zrobić, aby lepiej wykorzystywać pieniądze publiczne? Jak zmniejszyć wydatki, jednocześnie zwiększając ich efektywność?
JERZY MILLER
- Każdy powinien postawić sobie pytanie: czego chcę od państwa? Moja odpowiedź: żeby państwo dbało o ład przestrzenny, bo jeżeli zaśmiecimy przestrzeń, będziemy cierpieć przez kilkadziesiąt lat. Niezbywalną funkcją państwa jest także ład prawny. Trzecie moje oczekiwanie wobec państwa to dbałość o solidarność obywatelską. Chodzi o to, aby zadbać o warunki życia umożliwiające spełnienie aspiracji osobistych, w tym zawodowych. Od tego zależy polska konkurencyjność w świecie. Państwo powinno być zatem regulujące, a nie dostarczające. Pomocnicze, a nie zastępujące.
Jeśli mamy ograniczyć wydatki publiczne, musimy zmienić rolę państwa w usługach komunalnych. Dostarczanie wody jest obowiązkiem samorządu, dostarczanie energii elektrycznej - nie. W przypadku wody państwo jest dostarczycielem, a w przypadku energii elektrycznej - regulatorem. W rezultacie państwo trwoni pieniądze na inwestycje zamiast regulować zasady rynku dostarczania wody i odprowadzania ścieków. I bierze na siebie, nie wiadomo dlaczego, ryzyko złej inwestycji. Takich przykładów jest mnóstwo. Dlaczego np. dostaje dotację budowany przez sześć lat państwowy port lotniczy w Warszawie? Może w innym miejscu potrzebne jest lotnisko, ale pieniędzy publicznych już zabrakło. Jeśli odpowiednio zarabiam, dlaczego nie miałbym płacić 60 zł za usługę lekarza? A dla tych, którzy nie mogą zapłacić za tę usługę z własnej kieszeni, jest pomoc społeczna. No i jeszcze unijne dotacje. Uważam, ze czynią one spustoszenie w naszych finansach publicznych, bo dotacja niszczy efektywność. Łatwe pieniądze zwalniają z potrzeby analizy ryzyka projektów. Jeżeli inwestycja jest w całości lub prawie w całości dotowana, to zawsze będzie uznawana za potrzebną.
Szukając efektywności wydatków publicznych sugeruję wyrzucić do lamusa taryfikatory płac w zawodach finansowanych z budżetu, w tym w administracji, bo one prowadzą do negatywnej selekcji kadr.

Administracja nie może wchodzić w rolę biznesu

Czy instytucje publiczne są zdolne do efektywnego wykorzystywania powierzonych pieniędzy?
IRENEUSZ FĄFARA
- Instytucje publiczne są nieskuteczne, drogie i w większości nie realizują na czas swoich zadań i będzie tak nadal, jeśli reformując finanse publiczne nie stworzymy systemu prawnego, który będzie odpowiednio regulował funkcjonowanie tych instytucji. To państwo może będzie tanie, ale nieskuteczne. Gorzej: może być drogie i też nieskuteczne. Instytucje publiczne nie są zainteresowane efektywnością, bo się jej od nich nie wymaga. Wymaga się, żeby przestrzegały nałożonych procedur, i pod tym kątem są kontrolowane. Urzędnik, podejmując decyzję, zastanawia się: a co powie inspektor NIK? To nie jest objaw jego lenistwa czy głupoty: to skutek sposobu oceny przez kontrolujących. Ustawa o zamówieniach publicznych to chory twór, który uniemożliwia realizację większych zadań - ale musi być przestrzegana. Więc się jej przestrzega, nie myśląc o rezultacie. Są jednak także przykłady efektywnego działania instytucji publicznej. Fundusz Rezerwy Demograficznej wprowadził pasywny sposób zarządzania portfelem inwestycyjnym przy minimalnych kosztach - pięć osób się tym zajmuje- i osiągnął bardzo dobre rezultaty. W 2005 i 2007 roku miał stopę zwrotu z kapitałów większą niż połowa OFE. Są to jednak raczej wyjątki potwierdzające regułę.

Instytucje publiczne muszą odpowiadać za efekt

Jak wygląda relacja ceny usług publicznych do ich jakości? Czy ktoś kiedyś obliczył, ile pieniędzy publicznych potrzeba, żeby usługi publiczne utrzymywały określony standard?
JANUSZ JANKOWIAK
- Stopień zadowolenia z redystrybucji w krajach, gdzie są wysokie podatki, nie dziwi, bo obowiązuje tam zasada: przez całe życie dużo wkładam do systemu i mam pewność, że gdy będę z niego korzystał, otrzymam równie dużo i to wysokiej jakości. U nas najpierw należałoby przeprowadzić ogromną operację budowy zaufania obywateli do takiego systemu redystrybucji. Boję się, że to niemożliwe.
JERZY MILLER
- W Polsce nie robi się analizy efektywności większości usług publicznych - bo to są usługi monopolisty. Po co porównywać efektywność swoją i innych, skoro nikt nam nie zagraża? Na pewno można już porównać usługi samorządowe w różnych regionach Polski. Tylko politykom samorządowym brak odwagi do cięcia kosztów, żeby osiągnąć poziom efektywności innych. Na przykład porównany został koszt komunikacji publicznej w miastach - najtańsza jest w Poznaniu. Samorządy, które dopłacają do komunikacji, nie wyciągają jednak z tego wniosków. Nie znam natomiast wyliczeń, jakie musiałyby być nakłady publiczne na konkretną usługę, żeby jej jakość osiągnęła postulowany poziom.
IRENEUSZ FĄFARA
- W 2006 roku podjęliśmy próbę oceny kosztów funkcjonowania ZUS. Badanie zrobił niezależny audytor. Długo zastanawialiśmy się, z czym porównać koszty ZUS, w końcu zestawiliśmy je z kosztami usług biur rachunkowych, obliczających świadczenia socjalne dla klientów zewnętrznych. Okazało się, że koszty ZUS są niższe.

Ograniczanie finansowania usług publicznych

Czy można powiedzieć, ile pieniędzy potrzeba nam na usługi publiczne?
JERZY MILLER
- Jeśli chodzi o służbę zdrowia wszystko jedno, jaką kwotę wyasygnuje się ze składek czy z budżetu. Każda zostanie wchłonięta i zawsze ktoś będzie umierał. To jest studnia bez dna. Dyskusja powinna toczyć się o tym, jakie powinno być niezbędne minimum dostępności i jakości usługi publicznej. A poza wszystkim przyrost dochodów NFZ zależy od tempa wzrostu gospodarczego, a nie od wysokości pobieranej składki.

Im szybciej, tym lepiej

Czy jest jakiś graniczny termin, kiedy należałoby dokonać reformy finansów publicznych?
JANUSZ JANKOWIAK
- W Polsce przyjęło się niestety uważać, że reforma finansów publicznych polega na scalaniu różnych elementów tego sektora. Tymczasem jej istotą jest likwidacja zadań jednostek sektora publicznego, a nie ich łączenie. Reforma finansów publicznych powinna polegać na podjęciu wielu przedsięwzięć deregulacyjnych, prowadzących m.in. do zmiany sytuacji na rynku pracy. Chodzi o to, aby ci, którzy dziś nie pracują - choć mogliby - podjęli pracę i mieli własne dochody. To odciążyłoby sektor publiczny. To trzeba było zrobić już dawno temu. Teraz będzie to trudne, bo minął najlepszy moment, gdy tempo wzrostu było wysokie, a chłonność rynku pracy duża. Ale lepiej późno niż wcale.
JERZY MILLER
- Do finansów publicznych trzeba podchodzić jak do finansów prywatnych. Gdy komuś brakuje pieniędzy i przez cały miesiąc się zapożycza, to natychmiast zaczyna coś robić, żeby zwiększyć swoje dochody albo zmniejszyć wydatki, by przestać się zadłużać. Jeśli chodzi o finanse publiczne, ciągle się zadłużamy. Jeśli gospodarka wpadnie w stagnację, będzie trudniej namówić społeczeństwo, żeby coś zmieniło w swoich zachowaniach.
SYMPOZJUM NA TEMAT GOSPODARKI W POLSCE
Dyskusja o stanie finansów publicznych odbyła się w trakcie XXVII sympozjum Współczesna gospodarka i administracja publiczna, którego organizatorami były m.in. Fundacja Gospodarki i Administracji Publicznej oraz Katedra Gospodarki i Administracji Publicznej Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Moderatorem dyskusji był Włodzimierz Grudziński, członek rady nadzorczej Banku DnB Nord.
Janusz Jankowiak, Polska Rada Biznesu / DGP
Ireneusz Fąfara, były wiceprezes ZUS / DGP