Od stycznia nie ma już egzaminów na pośredników w obrocie nieruchomościami. Teoretycznie wystarczy spełnić wymogi formalne, by uzyskać licencje. Ale do tej pory Ministerstwo Infrastruktury nie przyznało żadnej licencji na nowych zasadach.
W całym kraju wnioski o licencje w obrocie nieruchomościami złożyło prawie 700 osób. To bardzo dużo, bo pracujących, licencjonowanych pośredników jest w tej chwili ok. 8 tysięcy. Liczba pośredników mogłaby się więc zwiększyć o prawie 10 proc. Co prawda z danych Ministerstwa Infrastruktury wynika, że w tym roku wydano już 380 nowych licencji, ale większość jeszcze na starych zasadach. Do końca 2007 roku egzamin był bardzo trudny i z wynikiem pozytywnym zdawało go jedynie 5-6 proc. zainteresowanych. Każdy egzamin kosztował prawie 1 tys. złotych. Gdy od stycznia zmieniły się zasady, liczba osób zainteresowanych pracą agenta nieruchomości bardzo szybko wzrosła. Teoretycznie w tej chwili wystarczy ukończenie odpowiednich studiów podyplomowych i pół roku praktyki, by dostać licencje. Za rozpatrzenie wniosku trzeba zapłacić 250 złotych. W praktyce nikt takiej licencji bez egzaminu jeszcze nie dostał. Już na początku roku były problemy z wzorem wniosku o licencję, bo nie było odpowiedniego rozporządzenia. Teraz niedoszli pośrednicy, którzy złożyli wnioski, otrzymali pismo z Ministerstwa Infrastruktury informujące o tym, że z uwagi na skomplikowany charakter sprawy termin rozpatrzenia wniosków został wydłużony. Ministerstwo Infrastruktury zapowiada, że postępowanie kwalifikacyjne ma być prowadzone dopiero od września. Podobno przyznawaniem licencji zajmują się w Ministerstwie tylko dwie osoby, a w wielu wnioskach o licencje są braki formalne.
- To jest działanie celowe, by nie dopuścić do większej konkurencji między pośrednikami - mówi pan Ryszard, który już kilku miesięcy czeka na przyznanie licencji. W tej chwili prowizja pobierana przez pośredników sięga nawet 3,5 proc. wartości transakcji i jest pobierana zarówno od sprzedającego, jak i kupującego. Są to więc bardzo duże kwoty, ale transakcji na rynku nieruchomości jest w tej chwili niewiele, więc większa liczba agentów oznaczałaby, że te mniejsze pieniądze trzeba by podzielić na większą grupę pośredników.