Przykładem kraju, który rekordowo zwiększa swój deficyt są Stany Zjednoczone, co może sprawiać wrażenie, że Polska także może bagatelizować skutki zwiększania zadłużenia. Już wiosną USA przeznaczyły 3 bln USD na programy pomocowe, a na tym nie koniec. Deficyt prawdopodobnie przekroczy 20 proc. PKB i będzie największy od czasów II wojny światowej.
- Nie jest to sytuacja normalna, pewne tabu zostało przekroczone, przestało obowiązywać myślenie, że dług kiedyś trzeba będzie spłacić – mówi w rozmowie z MarketNews24 dr Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB. – Amerykanie dostali po 1 200 dolarów na osobę i popyt konsumpcyjny został uratowany.
Podobnie postępuje wiele krajów, gdzie banki centralne skupują dług publiczny. Jednak jest to niebezpieczne, o czym już wcześniej przekonała się Japonia, dochodząc do zadłużenia przekraczającego 200 proc. PKB i doprowadzając do stagnacji gospodarczej.
- Bez skupowania rządowych obligacji przez banki centralne stopy procentowe poszybowałyby w górę – wyjaśnia ekspert XTB.
Sytuacja w Polsce jest jednak trudniejsza.
Duża część zadłużenia znalazła się poza deficytem budżetu państwa, ponieważ tarcze antykryzysowe były finansowane przez Polski Fundusz Rozwoju i Bank Gospodarstwa Krajowego (należące do Skarbu Państwa). To prowadzi do tego, że polski deficyt z ukrytym długiem może nawet przekroczyć 13 proc. PKB.
Jak dotąd skutki tego odczuwamy w postaci rekordowo niskiego oprocentowania lokat. Z bankowych lokat Polacy wycofali 16 mld zł, na bankowych rachunkach bieżących trzymamy ponad 600 mld zł. Po części finansujemy więc rosnące zadłużenie stanem naszych oszczędności osłabianych już najwyższą od niemal 10 lat inflacją.
Na razie w Polsce dominują próby podnoszenia różnych drobnych opłat, które mogą być słabo dostrzegane przez konsumentów. Choć zadłużenie trzeba sfinansować, to rząd unika zapowiedzi o podniesieniu któregoś z istotnych podatków. Jednak dług trzeba będzie spłacić, wtedy pojawi się problem z inflacją bądź z wyhamowaniem wzrostu gospodarczego, a mogą wystąpić te oba negatywne czynniki.
Turecki scenariusz, gdzie obligacje skarbu państwa są oprocentowane na 18 proc. jednak nam nie grozi, bo sytuacja w tym kraju już wcześniej wywołana była kryzysem politycznym i łamaniem zasad demokracji.
Zagrożenie dla Polski związane jest z innym scenariuszem, wynikającym z tego, że nie jesteśmy w strefie euro.
- Gdybyśmy byli w strefie euro zwiększanie długu publicznego byłoby uzależnione od tego w jakim stopniu rządowe obligacje kupowałby EBC – komentuje P.Kwiecień. – Teraz NBP skup obligacji może realizować w dowolny sposób. Można się obawiać, że pojawi się silna pokusa, aby postępować tak na dłuższą metę, zwiększając zadłużenie Polski.