Nie będzie likwidacji 30-krotności, ale za to powstanie fundusz, który weźmie na siebie wypłatę dodatkowych emerytur.
PiS wycofał ustawę o zniesieniu limitu składek na ubezpieczenie społeczne, czyli tzw. 30-krotności. – Nie było pełnego porozumienia w koalicji rządzącej, więc projekt został wycofany. Na pewno będą trwały rozmowy, ale co dalej, trudno powiedzieć – mówi szef sejmowej Komisji Finansów Publicznych Henryk Kowalczyk. Projekt został wycofany, gdy okazało się, że opozycja, w tym lewica, zagłosuje przeciwko niemu, a nie udało się do zmiany zdania przekonać posłów Porozumienia Jarosława Gowina. To z satysfakcją odnotowała opozycja. – To pierwsze poważne pęknięcie Zjednoczonej Prawicy – zauważa Jarosław Urbaniak poseł PO.
Ale już pojawiły się informacje, że PiS może do projektu wrócić. Szef Stałego Komitetu rządu Łukasz Schreiber zapowiada, że zanim trafi ponownie do Sejmu, miałby być skonsultowany. Politycy PiS nie wykluczają więc, że wróci w zmodyfikowanej formie. Choć wydaje się, że nie wpłynie to na postawę posłów Porozumienia. – Pewnie jest intencja wnioskodawców, żeby do projektu wrócić. Na pewno decyzja, by nie procedować tego projektu, była słuszna i myślę, że będzie to decyzja długoterminowa. Będziemy dyskutować o innych możliwych źródłach dochodów budżetowych, jako Porozumienie mamy długą listę propozycji – mówi Wojciech Murdzek, poseł Porozumienia. Choć jest oszczędny w szczegółach.
Na pewno dla rządu to najważniejszy obecnie aspekt wycofania z 30-krotności, ponieważ jak wynika z naszych rozmów z politykami PiS, nawet gdyby projekt wrócił po konsultacjach, to jego wejście w życie w przyszłym roku jest wątpliwe.
W konsekwencji zbilansowanie przyszłorocznego budżetu znów stanęło pod znakiem zapytania. Wyższe wpływy ze składek emerytalnych o 6–7 mld zł – bo taki byłby wymierny skutek likwidacji limitu – miały pozwolić na wyraźne zmniejszenie dotacji do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Plan zakładał, że w przyszłym roku wyniesie ona 26,1 mld zł, czyli połowę kwoty zaplanowanej na 2019 r. Co więcej, likwidacja 30-krotności jako rozwiązanie stałe dawałaby rządowi więcej luzu przy wyliczaniu limitu wydatków publicznych. W odróżnieniu np. od opłaty od przekształcenia OFE w IKE, która jest zdarzeniem jednorazowym i z punktu widzenia reguły wydatkowej będzie miała znaczenie jedynie w przyszłym i kolejnym roku. Ekonomiści od wielu miesięcy zwracali uwagę, że bardzo trudno będzie rządowi pogodzić śmiałe plany zwiększania wydatków z regułą fiskalną, o ile nie znajdzie on dodatkowych dochodów w państwowej kasie. Odejście od limitowania składek miało być jednym ze źródeł. Drugim jest podwyżka akcyzy na alkohol i wyroby tytoniowe, nad którą wczoraj pracowała sejmowa komisja finansów publicznych. To dodatkowe 1,7 mld zł.
Ale komisja zajęła się jeszcze jednym projektem, dzięki któremu da się zrealizować przynajmniej jedną wyborczą obietnicę bez ryzyka złamania reguły. To ustawa o Funduszu Solidarnościowym, który dziś jest funduszem wspierającym osoby niepełnosprawne, a ma również wspierać emerytów i rencistów. Ten właśnie fundusz ma wziąć na siebie finansowanie dodatkowych emerytur. W przyszłym roku rząd zamierza wypłacić jedno takie świadczenie, w kolejnym dwa, co oficjalnie zapowiedział premier Mateusz Morawiecki w exposé. FS będzie mógł finansować wypłaty z pożyczek budżetowych (pożyczka nie jest wydatkiem, więc nie zwiększy deficytu), sam jest wyłączony spod działania reguły, więc nawet wypłata 10 mld zł dodatkowego świadczenia nie będzie brana pod uwagę przy wyliczaniu limitu dla całego sektora finansów. Według przewodniczącego komisji posła Henryka Kowalczyka z PiS dodatkowe świadczenia dla seniorów nie będą wypłacane z pieniędzy zbieranych na pomoc dla niepełnosprawnych.
– Niepełnosprawni dostaną tyle pieniędzy, ile mają w funduszu, tu się nic nie zmienia. Natomiast przez Fundusz Solidarności przejdzie 9 mld zł jak przez kanał dystrybucji tych środków dla emerytów – mówi szef komisji Henryk Kowalczyk.
Wycofanie projektu zniesienia limitu nie oznacza, że dyskusja w sprawie limitu składek na ubezpieczenia społeczne się zakończy. W Sejmie jest projekt lewicy, który nie tylko znosi limit, ale jednocześnie wprowadza górny pułap maksymalnej emerytury i podwyższa minimalne świadczenia. – Liczymy, że marszałek Witek wyśle projekt do dalszych prac i zainicjuje jego konsultacje społeczne. Niezależnie od tego będziemy sami organizować wysłuchania publiczne tego projektu. To przyczynek do rozpoczęcia pogłębionej dyskusji – mówi Magdalena Biejat z Lewicy, szefowa sejmowej komisji polityki społecznej i rodziny. Tyle że lewicy nie chodzi tak jak PiS o incydentalny przepis, ale rozpoczęcie dyskusji na temat całego systemu emerytalnego.
– Naszym zdaniem powinniśmy odejść od systemu zdefiniowanej składki na rzecz systemu zdefiniowanego świadczenia. Czas wrócić do myślenia o systemie emerytalnym w kontekście solidarnościowym. To wymaga dużo szerszej dyskusji i patrzenia na system całościowo. Zniesienie limitu to tylko wycinek problemu – podkreśla Biejat.
W kontekście modyfikacji propozycji PiS pojawiają się pomysły podniesienia limitu składek na ubezpieczenia społeczne z 30 do 40 czy 50 pensji. To tylko pokazuje, że PiS dotknął ważnego problemu.