Kluczowy jest 20 lutego. Bartkiewicz poinformował wówczas, że dywidenda z zysku za 2007 rok będzie znacząco niższa niż poprzednio.
- Bez wątpienia będziemy proponować wypłatę dywidendy na poziomie znacząco niższym w stosunku do dwóch poprzednich lat, ale na pewno nie będzie to poziom 10-20 proc. - powiedział podczas konferencji prasowej.
Kilka tygodni później po dywidendzie nie pozostało śladu. Oburzyło to inwestorów finansowych. Zaniepokoiło analityków. Bank uznał, że musi szczegółowo wyjaśnić, dlaczego nie stać go na dywidendę. Powołuje się na konieczność spełnienia wymogów dotyczących wysokości współczynnika wypłacalności.
Jedni analitycy te wyjaśnienia uznali za sensowne, inni nie. Już w lutym ING BSK wyraźnie zirytowało Marcina Maternę, analityka Millennium DM. Zwrócił wtedy uwagę, że zamiast ciąć dywidendę, bank powinien zaciągnąć pożyczkę podporządkowaną.
- W ING BSK pojęcie pożyczki podporządkowanej nie jest chyba znane, tak, jak pojęcie hipoteczny kredyt walutowy - pisał w raporcie z 21 lutego.
Marta Jeżewska, analityk DI BRE Banku, akceptuje argumentację banku, ale i ona zwraca uwagę, że pożyczka podporządkowana jest tańsza dla akcjonariuszy. Z powodów dywidendowych w raporcie z 31 marca obcięła o 16-proc. wycenę akcji ING BSK.
Najbardziej zirytowany wydaje się być Marek Juraś, szef analityków DM BZ WBK. W nocie do klientów podkreślił, że zarząd zapomniał, że polityka dywidendowa jest nie tylko narzędziem zarządzania kapitałem, ale także ważnym elementem corporate governance