UE chce przejąć pałeczkę pierwszeństwa po coraz bardziej sceptycznej względem wolnego handlu Ameryce. Po dopięciu porozumienia z Kanadą pora na ambitniejsze wyzwanie: Indie.
Z punktu widzenia potencjału już nie Chiny, ale Indie rozpalają wyobraźnię biznesu. Subkontynent to siódma co do wielkości gospodarka globu i drugi pod względem ludności kraj na świecie, zamieszkany przez 1,33 mld ludzi. I choć obecnie jego PKB to jedna piąta tego, co chiński – potencjał do wzrostu wydaje się niewyczerpany. Według ONZ już za pięć lat Indie prześcigną Chiny pod względem liczby ludności. Co więcej, będzie to młoda populacja. A to oznacza zarówno siłę roboczą, jak i potencjalnych konsumentów.
Tak atrakcyjny rynek aż się prosi o umowę o wolnym handlu. I faktycznie, rozmowy w tej sprawie od 2007 r. prowadzi Komisja Europejska. Cztery lata temu negocjacje utknęły w martwym punkcie. Teraz mogą jednak nabrać impetu – inicjatorem chcą być Niemcy.
– Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby rozmowy nabrały tempa – zadeklarowała w ubiegłym tygodniu kanclerz Angela Merkel. Słowa padły podczas wizyty premiera Indii Narendry Modiego w Niemczech.
Szef rządu przyjechał nad Sprewę z prostym przesłaniem do niemieckiego biznesu: czekamy na was. Modi doszedł do władzy trzy lata temu dzięki obietnicom głębokich reform, które zapewnią Indiom gospodarczą prosperity. I faktycznie, kraj ostatnio rozwijał się w tempie 6–8 proc. rocznie. Jeśli jednak New Delhi na poważnie myśli o dogonieniu i prześcignięciu Chin, potrzebne będą gigantyczne inwestycje. W państwie nie istnieje sieć dróg szybkiego ruchu, infrastruktura kolejowa jest w opłakanym stanie, 300 mln ludzi nie ma stałego dostępu do energii elektrycznej. Skok cywilizacyjny nastąpi szybciej, jeśli w kraju pojawią się zagraniczni inwestorzy.
To dlatego – jak odnotował niemiecki dziennik gospodarczy „Handelsblatt” – Modiemu szczególnie zależy na wzbudzeniu zainteresowania Mittelstandu, czyli sektora średnich przedsiębiorstw – filara niemieckiej gospodarki. Przedstawiciele biznesu znad Sprewy skarżyli się jednak w gazecie, że inwestowanie w Indiach to administracyjna mitręga. – Załatwienie pozwolenia na budowę trwa trzy razy dłużej niż w Chinach – ubolewał w rozmowie z gazetą Harald Marquardt, prezes firmy produkującej przełączniki elektroniczne.
Negocjacje nad układem o wolnym handlu nie będą jednak proste, bo protokół rozbieżności między Brukselą a New Delhi liczy kilkanaście pozycji. Europejczycy chcieliby większego otwarcia hinduskiego sektora finansowego i motoryzacyjnego. Martwi ich stosunek w Indiach do ochrony własności intelektualnej (lokalna branża farmaceutyczna znana jest z produkcji generyków). Co więcej, premier Modi anulował w 2014 r. jednostronnie umowy z krajami UE o ochronie inwestycji, które pozwalały biznesowi w przypadku konfliktu z lokalnymi władzami uciec się do arbitrażu (to kontrowersyjna część układów o wolnym handlu).
Teoretycznie to Indiom powinno bardziej zależeć na powodzeniu wznowionych negocjacji handlowych. W końcu UE jest największym odbiorcą towarów z Indii (wartość w ub.r. 41,7 mld euro, 17,6 proc. hinduskiego eksportu), ale subkontynent jest zaledwie 10. odbiorcą towarów z Unii (37,7 mld euro, 2,2 proc. ogółu eksportu poza UE). Ewentualny układ o wolnym handlu mógłby zachęcić biznes do większego zainteresowania Indiami – zwłaszcza że firmy z krajów rozwiniętych szukają tańszych niż Chiny lokalizacji dla działalności produkcyjnej. Według Banku Światowego 21 proc. Hindusów żyje za mniej niż 2 dol. dziennie. Pod względem redukcji biedy kraj znajduje się tam, gdzie Państwo Środka ponad dekadę temu. Już samo wyciągnięcie tych niemal 300 mln ludzi z biedy będzie stanowiło olbrzymi impuls rozwojowy dla kraju.
Ale na powodzeniu rozmów powinno zależeć także Europie. Gwałtowny rozwój gospodarczy Indii zmieniłby układ sił w Azji, w której pojawił się hegemon z globalnymi ambicjami. Owszem, New Delhi jest już mocarstwem atomowym, ale by stanowić realną przeciwwagę dla Chin, musi jeszcze mocno wysforować się gospodarczo. Umowa o wolnym handlu z Europą nie zmieni tego z dnia na dzień – chociaż wg analizy przeprowadzonej przez monachijski Instytut Badań nad Gospodarką Ifo eksport hinduskich dóbr do UE wzrósłby prawie dwukrotnie – ale stanowi krok w dobrym kierunku.