Pracownicy kopalń i ich koledzy emeryci będą protestować na ulicach stolicy. Kością niezgody jest brak obiecanych rok temu przez resort energii przepisów o deputatach węglowych.
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
– Dziwię się, że rząd przez tyle miesięcy sprawy nie rozwiązał, bo ten protest rozleje się szerzej. Są przecież inne górnicze problemy, których dłużej pudrować się nie da – mówi DGP Wacław Czerkawski, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Górników w Polsce. Protest ma się odbyć w stolicy na przełomie czerwca i lipca. Na początku przyszłego miesiąca związkowcy mają ustalać szczegóły. ZZG ma wsparcie górniczej Solidarności.
– Niewykluczone, że też się przyłączymy. Czekamy na sygnał od kolegów – mówi Bogusław Ziętek, szef Sierpnia 80.
Górnicy dawno nie odwiedzali stolicy i nie przejmują się niechęcią jej mieszkańców do takich akcji. Tłumaczą, że inaczej nikt z nimi poważnie nie porozmawia.
Walczyć o swoje
Deputat węglowy to świadczenie przysługujące na mocy Karty Górnika pracownikom i emerytowanym pracownikom kopalń węgla kamiennego. W przypadku górników to dziś 8 ton rocznie, w przypadku emerytów 2,5–3 tony. Kiedyś węgiel był wydawany, dziś to głównie ekwiwalent finansowy liczony po ok. 500 zł za tonę. To oznacza 4000 zł dla pracownika i 1500 zł dla emeryta. Tyle że spółki borykające się z trudnościami finansowymi deputaty częściowo zawiesiły lub zlikwidowały. – U nas emeryckiego nie ma, a ten dla pracowników jest zawieszony do końca 2018 r. – mówi Katarzyna Jabłońska-Bajer, rzeczniczka Jastrzębskiej Spółki Węglowej. – Rozwiązaliśmy rezerwę na węgiel emerycki, ale stworzyliśmy rezerwę na roszczenia emerytów. Na razie sprawy w sądzie wygrywamy – dodaje.
W Polskiej Grupie Górniczej zawieszone są deputaty dla emerytów (pracownicze obowiązują), podobnie w Tauronie Wydobycie. Co ciekawe, świadczenie dla emerytów wypłaca Spółka Restrukturyzacji Kopalń przejmująca zakłady przeznaczone do zamknięcia. Wszystkie deputaty płaci też lubelska Bogdanka.
Moc obietnic
W ubiegłym roku Ministerstwo Energii zapowiedziało, że przygotuje propozycje jednorazowych wypłat dla emerytów na poziomie 8–9 tys. zł w zamian za zrzeczenie się prawa do deputatu. Kosztowałoby to budżet państwa 1 mld zł. Ta propozycja przepadła w konsultacjach społecznych. Obecny projekt ustawy utknął na Komitecie Ekonomicznym Rady Ministrów, o czym w czwartek w Sejmie przypomniał wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski. Odpowiadał on na pytania opozycji dotyczące deputatowych przepisów.
– Ministerstwo Energii przedłożyło odpowiedni projekt. KERM jest jednym z etapów postępowania i Ministerstwo Energii wraz z Ministerstwem Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej przygotowało i opublikowało projekt ustawy – mówił Tobiszowski. – Jesteśmy po konsultacjach międzyresortowych i tylko dyskusja na KERM, gdzie jako ministerstwo mamy jeden głos, sprawiła, że termin procedowania mamy przesunięty w okolice czerwca. Mamy nadzieję, że kwestia rozstrzygnie się do lipca – dodał. – To 48. obietnica w ciągu roku, wcześniejsze terminy nie zostały dotrzymane, więc trudno ją brać poważnie. Czas, by w końcu została spełniona. A obecnego projektu ustawy nie widzieliśmy na oczy – mówi Wacław Czerkawski.
W projekcie zakłada się, że uprawnieni będą otrzymywać świadczenie przez wypłatę z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych– jakieś 1300–1400 zł. Zdaniem związków roczny koszt emeryckiego węgla, który wzięłoby na siebie państwo, wynosiłby 300 mln zł, zdaniem strony rządowej to ok. 400 mln zł. O tyle mniejsze byłyby w związku z tym koszty spółek węglowych, a JSW mogłaby rozwiązać rezerwę na roszczenia emeryckie.
A co z węglem pracowniczym? To też spore kwoty, bo np. w zatrudniającej 43 tys. ludzi PGG chodzi w tym przypadku o 172 mln zł w skali roku. Niewykluczone jednak, że tam deputat zniknie, jeśli w 2018 r. uda się wynegocjować układ zbiorowy pracy, gdzie stałby się on częścią wynagrodzenia – zostałby włączony do funduszu płac. – Nie możemy załatwić wszystkiego naraz. Najpierw uporządkujmy kwestie emeryckie, potem resztę. Chcąc wszystkiego, nie osiągniemy mieć niczego – tłumaczy Czerkawski.