Rozmawiamy z JERZYM MARKOWSKIM, ekspert od spraw górnictwa węgla kamiennego - Według szacunków potrzebne nakłady na udostępnienie zasobów geologicznych węgla brunatnego i kamiennego gwarantujące wydobycie w ilości adekwatnej dla potrzeb energetycznych kraju wynoszą ok. 50 mld zł.
• Czy kryzys energetyczny może dopaść Polskę?
- Poszczególne fazy potencjalnego kryzysu energetycznego są stosunkowo łatwe do przewidzenia. Najprościej analizę taką można przeprowadzić, bilansując dostępność do poszczególnych surowców energetycznych, co ostatnio premier Donald Tusk trafnie zdefiniował jako podstawę bezpieczeństwa energetycznego państwa.
Dyskusja o dostępności dla poszczególnych surowców energetycznych - na skutek właśnie kryzysu zainicjowanego kryzysem finansowym - zupełnie zmieniła kryteria. Jeszcze kilka miesięcy temu rozważania o dostępności ropy naftowej prowadzone były w cieniu dwóch podstawowych warunków. A były nimi: po pierwsze rosnąca cena do granicznej jak dotąd wielkości 148 dolarów za baryłkę, z prognozą wzrostu nawet do 250 dolarów. Budziła ona mimo wówczas silnego złotego obawy o to, czy aby będzie nas na nią stać - to z ekonomicznego punktu widzenia.
Z politycznego natomiast punktu widzenia, wyznawcy rusofobii już widzieli w rosnącej cenie ropy naftowej kolejne narzędzie politycznego nacisku. Tymczasem spadające ceny ropy naftowej - przy silnych już oznakach recesji gospodarczej - spowodowały, że nie tylko upadł mit nacisku ekonomicznego ze strony importerów ropy do Polski, ale również u tychże samych producentów ropy powstał dylemat, gdzie ulokować swoją nadpodaż ropy lub gdzie sprzedać jej więcej, by odrobić straty w przychodach wobec zmniejszającego się popytu i ceny sprzedaży. Sentencja tych zdarzeń powoduje, iż dostępność do ropy nie stanowi dla Polski obszaru zagrożenia bezpieczeństwa energetycznego państwa. Tym bardziej, że w Polsce wobec naszego węglowego modelu energetycznego, deficyt ropy mógłby sparaliżować przede wszystkim komunikację - co oczywiście byłoby katastrofą - ale nie energetykę.
• A co w przypadku gazu?
- Podobnie ma się sytuacja z gazem - paliwem też w Polsce nieznajdującym istotnego zastosowania w elektroenergetyce, a jedynie w przemyśle chemicznym, hutnictwie oraz ciepłownictwie. W dającej się przewidzieć przyszłości zdolność produkcyjna elektroenergetyki gazowej nie przekroczy 7 tysięcy MW, czyli będzie to skromny ułamek całości. Ten pozornie optymistyczny obraz dostępności gazu nie powinien jednak zwalniać nas od zwiększenia krajowego wydobycia gazu. Poziom wydobycia - ok. 5 mld m sześc. na rok na najbliższe 30 lat to wielkość i realna, i potrzebna.
Fundamentalnym ogniwem bezpieczeństwa energetycznego państwa - póki co - jest zdolność do wyprodukowania w kraju energii elektrycznej w takiej ilości, jaką potrzebuje kraj dla realizacji wszystkich swoich celów.
• Jak poradzić sobie z założeniami Pakietu Klimatycznego?
- Na szczególne wyeksponowanie zasługuje problem Pakietu Klimatycznego, czyli: 20 proc. zużycia energii mniej, 20 proc. emisji mniej, 20 proc. energii ze źródeł odnawialnych. Wynikająca z niedostosowania się do tych parametrów potrzeba handlu - czytaj w Polsce zakupu emisji dwutlenku węgla w cenach od 35 do 80 euro za tonę - spowoduje lawinowy wzrost cen lub wręcz niezdolność do wyprodukowania albo zbycia energii. W tych warunkach, po roku 2013 Polska - kraj zużywający ok. 160 TWh energii na rok, czyli trzykrotnie mniej na głowę mieszkańca niż w najbardziej rozwiniętych krajach europejskich UE - stanie się z producenta rynkiem zbytu energii. Będzie to jeden z większych paradoksów gospodarczych, który spełni się jednak dopiero wtedy, kiedy powstaną transgraniczne połączenia energetyczne, którymi będzie można sprowadzić do Polski taką ilość energii, jaka będzie potrzebna do uzupełnienia deficytu energii w kraju.
Doceniając rangę wszystkich parametrów decydujących o bezpieczeństwie energetycznym kraju, obszarem największego zagrożenia jest dostęp do surowców energetycznych, które - bezalternatywnie - przez najbliższe 30 lat stanowiły będą fundament polskiej elektroenergetyki. Surowcami tymi są węgiel brunatny, którego zasoby polskie, przy aktualnym poziomie wydobycia wynoszącym ok. 65 mln ton na rok - wystarczą na 60 lat oraz węgiel kamienny, którego zasoby przy aktualnym poziomie wydobycia wynoszącym ok. 84 mln ton na rok - wystarczą na ponad 100 lat. Problem polega jednak na tym, że te zasoby są zasobami geologicznymi - czyli znajdują się w ziemi i wymagają kosztownych inwestycji na ich udostępnienie. Szacuje się, że nakłady na ich udostępnienie gwarantujące wydobycie w ilości adekwatnej dla potrzeb energetycznych kraju wynoszą dla obu węgli ok. 50 mld zł.
• Skąd wziąć te pieniądze?
- To jest podstawowe pytanie. Wydobycie węgla kamiennego spada, co ma znaczenie nie tylko dla wielkości podaży wobec rosnącego popytu, ale również dla poziomu przychodów ze sprzedaży wydobytego węgla. Przychody te jednak wobec zmniejszającego się wolumenu sprzedaży, pomimo chęci producentów na podwyższanie cen w kraju, mogą spadać, zwłaszcza w zderzeniu z malejącymi cenami węgla na rynku międzynarodowym. Fakt ten i tak niedługo spowoduje obniżenie cen w kraju. Jeżeli tak się nie stanie, to polski węgiel przegra konkurencję na polskim rynku z węglem importowanym, co już się zaczęło, bowiem w bieżącym roku import węgla sięgnie ok. 10 mln ton wobec eksportu na poziomie 7 mln ton. Jeżeli do tego doliczymy efekty z tytułu wzrostu kosztów wydobycia, wzrostu udziału płac w kosztach wydobycia - to jawi się coraz ciemniejszy obraz zdolności do inwestowania ze środków własnych górnictwa i utrzymania konkurencyjności polskiego węgla. A jeśli do tego dołączą jeszcze komplikacje w pozyskiwaniu środków na inwestycje ze słabnącej giełdy czy sparaliżowanych strachem banków - które będą zaostrzać kryteria udzielania kredytów - to staje się oczywiste, że pozostaje już tylko jedno źródło finansowania inwestycji w górnictwie.
• Jakie?
- Źródłem tym będą środki od tych, którzy dla własnych celów technologicznych potrzebują węgla - chodzi tu o energetykę, hutnictwo czy przemysł cementowy. Oczywiście inwestowanie w polskie złoża nastąpi tylko wtedy, kiedy będzie to tańsza droga do węgla niż kupowanie go poza granicami Polski. Doceniając rangę problemu dla Polski - rządzący mogliby rozważyć powołanie przy prezydencie RP lub premierze rządu - Rady Bezpieczeństwa Energetycznego Kraju. Gremium to gromadząc ludzi nauki i praktyki, powinno kreować wizję zachowań i skutków ich braku dla problemu bezpieczeństwa energetycznego państwa. Problemu tego bowiem nie da się rozwiązać w trakcie nawet najpoważniejszej debaty parlamentarnej czy posiedzenia Rady Gabinetowej. Ten problem po prostu wymaga czasu, a nade wszystko kompetencji. Niestety i jednego, i drugiego dramatycznie ubywa.
• JERZY MARKOWSKI
absolwent Wydziału Górniczego Politechniki Śląskiej. W latach 1997 - 2005 senator RP. Był wiceministrem gospodarki w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza. Obecnie jest prezesem zarządu firmy logistyczno-transportowej JAS-FBG. Ekspert od spraw górnictwa węgla kamiennego