Do tej pory przekręty bankierów krwiopijców w Wielkiej Brytanii były karane tylko grzywną, co – jak wiadomo – jest żadną karą, bo przecież wcześniej ci ludzie zarabiali krocie.
Teraz zostaną odcięci od zawodu i będą trafiać za kraty. I co? Kryzys się skończy? To raczej sposób polityków na utwierdzenie wyborców w przekonaniu, że to prezesi banków są odpowiedzialni za problemy brytyjskiej – i nie tylko – gospodarki. Trzeba przyznać, że pomysł powinien być skuteczny.
Nie dajmy się jednak zwieść pozorom, że do tej pory każdy mógł być prezesem banku. Jak jest w Polsce? Szef instytucji finansowej jest dokładnie prześwietlany przez nadzór. Jeśli nie daje rękojmi bezpiecznego i stabilnego zarządzania, nie dostaje zgody na pełnienie funkcji. Jeśli w jednym banku powinie mu się noga, a chce iść do kolejnego – brak rękojmi mu to skutecznie uniemożliwi. Oczywiście Polska to nie Anglia, a Warszawa nie Londyn, ale nie spodziewam się, by brytyjskie regulacje mocno odstawały od naszych.
Ale jeśli bankowcom faktycznie będzie groziło więzienie, trzeba będzie iść tą drogą dalej. Za chwilę w Londynie igrzyska olimpijskie. Będzie duża strata? Za kraty. Problemy z metrem? Do więzienia. Mleko skwaśniało? Przynajmniej kilka dni aresztu.

A za jakiś czas kodeks karny złagodzimy. W imię ochrony praw człowieka. I bankowca.