Zbankrutowała ta Grecja czy też nie? Otóż nie. Przynajmniej tak twierdzi ISDA, organizacja, której nazwa w języku angielskim może robić spore wrażenie: International Swaps and Derivatives Association, Inc.
Spróbujmy to przetłumaczyć w możliwie najprostszy sposób: Międzynarodowe Stowarzyszenie Swapów Kredytowych i Derywatów. Niewiele mówi? To spróbujmy inaczej. ISDA jest organizacją, która w razie wątpliwości ma decydujący głos w sprawie tych wszystkich narzędzi inżynierii finansowej, od których włos jeży się na głowie.
Do stosunkowo najmniej skomplikowanych z tychże instrumentów należą CDS (ang. credit default swap). To rodzaj ubezpieczeń innych instrumentów finansowych. A zatem przynajmniej teoretycznie istniałaby możliwość wykupienia CDS na kredyt hipoteczny naszego sąsiada. My uważamy, że sąsiad swojego długu nie spłaci. Druga strona transakcji, np. bank, jest przekonana, że jesteśmy frajerami, a wiarygodność finansowa sąsiada nie budzi najmniejszych wątpliwości. Dlatego ów bank woli kasować od nas przykładowo co rok całkiem solidne pieniądze za CDS, niż przejmować się tym, że sąsiad kredytu nie spłaci. Kiedy jednak on faktycznie przestanie płacić, właściciel CDS zaczyna zarabiać.
Wiarygodność finansowa w rozedrganym świecie jest rzeczą względną. Przecież greckie obligacje jeszcze trzy lata temu uchodziły za jedne z najbezpieczniejszych na świecie. Firmowała je cała strefa euro i odbiło się to na CDS. Tego rodzaju ubezpieczenia na greckich papierach wykupywano zatem na niewielką skalę i gdyby Ateny okazały się rzeczywiście niewypłacalne, do rąk finansistów z tytułu CDS trafiłyby zaledwie niecałe cztery miliardy euro.
Z tego wynika, że mało kto tak naprawdę wierzył, iż greckie papiery rządowe mogą być zagrożone. Co ciekawe, podobna historia zdarzyła się z amerykańskimi kredytami hipotecznymi najwyższego ryzyka. Były one tak przekonująco opakowane, tak dobrze sprzedane przez banki, że nie budziły żadnego niepokoju. Potwierdzał to rating składający się z literek AAA. I ci, którzy mieli wątpliwości co do wiarygodności tych pożyczek, musieli wymóc na bankach powstanie rynku CDS dotyczącego pożyczek subprime. Uchodzili za nieszkodliwych dziwaków, ale w końcu banki powiedziały „why not” względem tej grupki, która chciała ubezpieczać to, czego ubezpieczać absolutnie nie było warto. Sami przedstawiciele tych dziwaków mieli mnóstwo kłopotów, ekspresowo siwiały im włosy, oskarżano ich o marnotrawstwo pieniędzy na CDS, które nie mają najmniejszych szans na uruchomienie. Do czasu. To znaczy do chwili, kiedy jeden z nich dostał pierwszy telefon z banku mającego duże pakiety subprime z pytaniem, za ile byłby skłonny sprzedać swój CDS.
Tak powstały fortuny. Akurat ci opisywani pokrótce wyżej szczęśliwcy po prostu zrealizowali swoje CDS w momencie, kiedy paczki z kredytami subprime okazały się bezwartościowe.
Możliwy jest jednak inny wariant handlowania CDS. Kupuję ubezpieczenie długu kraju X np. za 100 euro. Kraj jednak pogrąża się w kłopotach i cena CDS skacze do 150 euro. Co więcej, jest sporo chętnych, by je za tę cenę kupić. Cóż zrobić innego, niż sprzedawać?
Tylko że ta gra może się skończyć, i to z dwóch powodów. Przede wszystkim opisane wyżej mechanizmy dotyczą CDS niepokrytych, czyli takich, w których nie trzeba posiadać greckich obligacji ani paczki z kredytami subprime. Wystarczy kupić same CDS jako swego rodzaju ubezpieczenie. Kariera niepokrytych CDS stoi pod znakiem zapytania, i to za sprawą... polskiej prezydencji. Otóż polscy oficjele wymogli na Unii wdrożenie procedur prowadzących do zakazu używania niepokrytych CDS w UE. Dlaczego nam tak bardzo na tym zależy, na razie nie wiadomo.
Druga sprawa zagrażająca CDS jest już poważniejsza. Otóż wspomniana na początku organizacja ISDA uznała, że uruchomienie CDS w przypadku greckich obligacji nie wchodzi w grę. Mimo że wiadomo, iż na przykład banki posiadacze tych papierów odzyskają najwyżej połowę tego, co im się należy. ISDA doszła jednak do wniosku, że nie mamy do czynienia z bankructwem kraju, lecz z porozumieniem strefy euro z bankami w sprawie redukcji długów. A w takiej sytuacji kasa z CDS się nie należy.
Ma to kolosalne znaczenie i prowadzi do kwestii sensowności istnienia opisywanych instrumentów. Po co je trzymać i za nie płacić? Przecież jeżeli dojdzie – odpukać – do kłopotów jakiegoś kolejnego kraju strefy euro, znów najprawdopodobniej zostaną one rozwiązane na zasadzie mechanizmu, który ISDA uzna za porozumienie. I tak CDS będą sobie więdnąć. Z jednej strony to oznacza prawdopodobnie ograniczenie spekulacji. Z drugiej jednak, i to jest wielki minus, powoduje, że papiery państw tracą jedno ze swych podstawowych zabezpieczeń w tych nie najłatwiejszych, delikatnie mówiąc, czasach.