Pogłębiający się konflikt w rządzie, brak decyzji, niekończąca się debata nie będą dobrze wpływały na nerwy inwestorów. W końcu zaczną pytać: gdzie w tym zamieszaniu jest wiarygodność?
Temperatura relacji pomiędzy niektórymi ministrami w rządzie oznacza mały powrót do epoki lodowcowej. Co innego mówi minister Jolanta Fedak, publicznie spiera się z nią minister Michał Boni, swoje dokłada minister Jacek Rostowski, nie pozostaje obojętny wicepremier Waldemar Pawlak. Tylko premier zabiera głos jakby rzadziej.
Chodzi oczywiście o to, co jest na agendzie już od dawna: kształt finansów publicznych, sposób funkcjonowania OFE, mechanizmy zbijające deficyt po ewentualnym przekroczeniu 55 proc. progu ostrożnościowego i tak dalej. Ilu ministrów, tyle zdań. Mniej lub bardziej otwarty konflikt to zresztą doskonała pożywka dla komentatorów wieszczących niechybny upadek państwa i jego finansów pod rządami nieudolnej Platformy.

Dobrze, że jest plan

Zastanawiające jest jednak, że w pejzażu epoki lodowcowej w środku jesieni jest całkiem pokaźne poletko, które ma się dobrze, zieleni się, żeby wręcz nie powiedzieć: kwitnie. To rynki finansowe. Im dosyć obojętne są kłótnie w rządzie, podobnie zresztą jak większości Polaków. Tyle że większość Polaków z reguły nie przejmuje się wybrykami polityków, natomiast giełda czy rynek walutowy często wykazują wysoki stopień wrażliwości.
Co się stało tym razem? Całkiem niezły i oby nie chwilowy, klimat na świecie, to raz. Ale numer dwa stanowi to, co się dzieje u nas. A rynki są przekonane, że to nic szczególnie niepokojącego. Gospodarka kręci się całkiem przyzwoicie, a to, co przedstawił rząd jako zarys planu zaradzającego powiększaniu się deficytu, może budzić utyskiwania ekonomistów czy dezaprobatę elektoratu, ale nie oznacza żadnej katastrofy. Dla rynków jest najważniejsze, że ten plan istnieje, że wiadomo, co się będzie działo, gdy padnie 55. próg.

Giełda się zaczerwieni?

Ale jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, obojętność rynków nie jest niczym innym jak kredytem zaufania. Pogłębiający się konflikt w rządzie, brak decyzji, niekończąca się debata nie będą dobrze wpływały na nerwy inwestorów. W którymś momencie zaczną sobie zadawać pytanie: a gdzie w tym całym zamieszaniu jest wiarygodność? I zareagują tak jak zwykli ludzie – kolejną żółtą kartką dla polityków. Tylko że w ich przypadku będzie to zamiana tego, co tak ładnie się zieleni na giełdzie i rynkach walutowych, na głęboką, przejmującą czerwień.