Lepiej późno niż wcale. Komisja Europejska była do tej pory wielką nieobecną kryzysu finansowego.
To prezydent Francji, kanclerz Niemiec i premier Wielkiej Brytanii opracowywali plany ratunkowe, gdy w zeszłym roku bankructwo groziło największym bankom Europy, a w tym roku widmo niewypłacalności stanęło przed Grecją i innymi krajami południa Europy.
Jednak Bruksela znów wraca do gry. Proponowany przez Komisję Europejską fundusz na pokrycie przyszłych strat banków jest pomysłem potrzebnym i odważnym. Przez ostatnie miesiące instytucje finansowe Europy robiły wszystko, aby władze zapomniały o ich przewinieniach i pozwoliły prowadzić biznes jak dawniej. Forsowany przez Brukselę nowy podatek co prawda nie odwiedzie banków od logiki maksymalizacji zysków na krótką metę. Ale jest szansa, że za tak ryzykowne działanie zapłacą ci, którzy je podejmują, a nie podatnicy.
Pomysł KE to jednak dopiero połowa sukcesu. Teraz Bruksela musi pokazać, że umie zdobyć poparcie dla swojego projektu i wprowadzić go w życie. Wtedy Jose Manuel Barroso będzie przypominać jedynego jak dotąd przewodniczącego KE, który nie dał się wcisnąć w ramy urzędnika i negocjował jak równy z przywódcami Europy: Jacquesa Delorsa.