Trzy lata temu, kiedy UEFA powierzyła nam organizację piłkarskich mistrzostw Starego Kontynentu, Polskę ogarnęła inwestycyjna gigantomania. To, co nie udawało się od początku transformacji, czyli m.in. budowa sieci autostrad i modernizacja kolei, miało się nagle pojawić jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Czary niestety nie zadziałały, Euro 2012 mamy już niemal za chwilę i zaczynamy ścigać się z czasem.
Ten inwestycyjny sprint może nas słono kosztować. Wysyp drogowych przetargów ściągnął nad Wisłę firmy budowlane z całego świata. Efekt – cena za kontrakty spadła nawet o połowę. Rząd ciesząc się, że zaoszczędzi miliardy, nie chciał słuchać ekspertów ostrzegających, że za takie pieniądze nie da się budować dróg.
Teraz firmy orientują się, że mogą dołożyć do interesu. Pierwsi przed szereg wyszli wykonawcy autostrady A2 z Łodzi do Warszawy. Na razie podwyższenie wynagrodzenia tłumaczą zwiększeniem zakresu prac. Jeśli to prawda, firmom należą się od państwa pieniądze ekstra. Jeżeli jednak blefują, chcąc uciec od odpowiedzialności za rozpętaną przez siebie cenową wojnę, nie należy im się nawet złotówka.