Cezary Grabarczyk, minister infrastruktury, pochwalił się kiedyś w mediach, że na ścianie swojego gabinetu powiesił kartkę z napisem: „Kolej na kolej, głupcze!”. To miał być jasny sygnał dla marginalizowanej przez kolejne rządy branży: teraz się wami zajmę. Z perspektywy czasu nie sposób uniknąć złośliwości. Pan minister najwyraźniej musi siedzieć do tej kartki odwrócony plecami, bo w działaniach resortu nie widać nawet krzty troski o transport szynowy.
Kolejna odsłona polsko-polskiej wojny na kolei to jedna z zasług tego resortu. Od ponad roku dwóch największych przewoźników, samorządowe Przewozy Regionalne i państwowe PKP Intercity, zamiast tworzyć komplementarną ofertę, wyszarpuje sobie z rąk coraz bardziej skołowanego pasażera, puszczając pociągi w kilkuminutowych odstępach czasu, jakby to było metro.
Jeżeli prawdą jest, że na spotkaniu z kilkoma marszałkami Andrzej Wach, szef PKP SA, spółki matki kolei, w zamian za usunięcie niewygodnego zarządu obiecywał rozłożenie długów Przewozów Regionalnych na 2 – 3 lata, resort skompromituje się do końca. Bo to by oznaczało, że w ogóle nie panuje nad sytuacją, a PKP to mimo upływu lat wciąż państwowe państwo w państwie.