Wystarczyło rozpisać konkurs na region, który najszybciej będzie wydawał unijne pieniądze, by we wszystkich województwach się zagotowało.
Pomysł Ministerstwa Rozwoju Regionalnego okazał się być genialny. To, że zwycięzca zgarnie 200 mln euro, zmotywowało wszystkich samorządowców do wydawania unijnych pieniędzy. W końcu o to chodzi, by pieniądze z Unii pracowały w gospodarce i zapobiegały pogłębianiu się spowalniania. Szkoda tylko, że województwa zostały zaskoczone pomysłem ministerstwa. Część z nich dwa lata temu uległa naciskom beneficjentów i uprościła procedury, tak by były przyjazne i mniej kosztowne. Teraz musi się z tego wycofywać, bo wydłużają one czas wpompowania w gospodarkę unijnych dotacji. Dodatkowe unijne pieniądze będą dzielone między poszczególne ministerstwa odpowiadające za tempo wydawania dotacji. Idzie wolno, więc przydałaby się euromarchewka, która podgrzałaby atmosferę w ministerialnych gabinetach. Bo na razie spokojny może być tylko premier Donald Tusk. I nie dlatego, że rząd radzi sobie z funduszami z UE, ale dlatego, że ze wszystkich resortów jego kancelaria jest w tym najlepsza.