Konsolidacja działań w rękach Mateusza Morawieckiego jest zasadna, ponieważ tylko dzięki temu odchodzimy od sektorowego modelu zarządzania państwem - mówią PAP eksperci z Instytutu Jagiellońskiego w rok od powołania MR. Zarazem wskazują na ryzyko, które płynie z połączenia funkcji ministra rozwoju i finansów.

"Na pewno pierwszy raz w historii jedna osoba ma tak duży wpływ na gospodarkę i wydaje się, że połączenie odpowiedzialności politycznej z realnie podejmowanymi decyzjami jest dobrym kierunkiem" - powiedział PAP Marcin Roszkowski z Instytutu Jagiellońskiego.

"PiS wskazywało w kampanii wyborczej na problem +silosowości+ polegający na tym, że ministerstwa - w ramach naszego porządku konstytucyjnego, bardzo dużej władzy ministrów - potrafią mocno ze sobą rywalizować. To dotyczy zarządzania nie tylko administracją, ale też podległymi spółkami SP. Teraz następuje zmiana w kierunku polonizacji niektórych segmentów gospodarki. Połączenie przez Morawieckiego funkcji ministra rozwoju i ministra finansów, który nadzoruje budżet państwa i środki unijne, powoduje, że rząd ma dosyć silne narzędzia do tworzenia programów rozwojowych i +ręcznego sterowania+ pobudzaniem aktywności przedsiębiorców" - mówił.

"Sztandarowym przedsięwzięciem jest tzw. plan Morawieckiego, który jest swoistą próbą ucieczki z pułapki średniego wzrostu. Jest on dość rozbudowany, wskazuje na liczne segmenty, w których polska gospodarka ma wykonać wysiłek i na pewno jest dosyć ambitny. Chodzi o znalezienie takich nisz, które możemy technologicznie opanować i być w nich liderami. Przykładowo niektóre segmenty gospodarki - jak energetyka czy motoryzacja - bez problemu mogą produkować w Polsce. Morawiecki próbuje więc położyć akcent na poszczególne segmenty, w których możemy zdobyć przewagę konkurencyjną. Można już zresztą zaobserwować zjawisko dostosowywania się przedsiębiorstw do tych planów" - zaznaczył.

"Będzie bardzo ciężko ocenić, co jest sukcesem programu Morawieckiego. Nie mamy bowiem takiej sytuacji jak przed wojną, gdy budowano Gdynię i COP. Nie jesteśmy na etapie ministra Eugeniusza Kwiatkowskiego. Dużą rolę odgrywają bowiem zjawiska, które dzieją się niezależnie od nas" - powiedział ekspert.

"Wysiłek państwa jest duży, w grę wchodzą bardzo potężne środki, natomiast na tym etapie trudno dokonać bilansu, ponieważ rok to za mało, by np. wymienić tabor transportu samorządowego na elektryczny czy hybrydowy. Pytanie np., czy sukcesem jest ściągnięcie inwestycji Volkswagena, Daimlera czy Toyoty. To może być sukces, jeżeli to nie są tylko montownie" - wskazał.

"Na pewno w pewnym momencie Morawiecki będzie musiał powiedzieć, co jest sukcesem. Będzie bardzo trudno ocenić, co jest sukcesem, a co porażką tego programu" - konkludował Roszkowski.

Podobnie uważa Mariusz Trojak z Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, który jest również członkiem zespołu ewaluacyjnego Strategii. "Zacytuję klasyka: +mężczyznę poznaje się po tym, jak kończy, a nie jak zaczyna+. Jest jeszcze za wcześnie na gruntowną ocenę, natomiast możemy się pokusić o próbę oceny tego, co zostało zrobione do tej pory. A działania te mają charakter administracyjny i przygotowywania do realizacji Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju" - powiedział PAP.

Za pozytywne zjawisko - jego zdaniem - należy uznać konsolidowanie wokół MR różnych instytucji, jak np. agencji mających wspierać przedsiębiorczość czy promować polski eksport.

"Konsolidację działań w rękach wicepremiera Morawieckiego również należy uznać za jak najbardziej zasadną, ponieważ tylko dzięki temu odchodzimy od sektorowego modelu zarządzania państwem i skupiamy się na realizacji celów strategicznych" - zaznaczył.

Jednak - jak podkreślił - czynnikiem dużego ryzyka, którego bardzo się obawia, jest skupienie w jednych rękach funkcji ministra rozwoju i ministra finansów. "Z jednej strony minister rozwoju musi bowiem walczyć o stymulowanie rozwoju gospodarczego poprzez wydatkowanie środków publicznych. Z kolei minister finansów powinien być +hamulcowym+, mówiącym, że poza daną granice nie można się już posunąć, musi pilnować deficytu budżetowego, limitu długu publicznego, trzymać się zasad dyscypliny finansów publicznych. Tak więc skupienie tego w jednych rękach jest kłopotliwe, choć z drugiej jest też kuszące, bo +ma się pieniądze w rękach+" - mówił.

"Jest to chyba jedno z największych operacyjnych wyzwań wicepremiera Morawieckiego. Skupia on nadzór nad ponad 60 różnymi departamentami. Jak tym zarządzać? Nie wiem, to niebywałe wyzwanie" - dodał.

"Jeśli chodzi o Strategię, co do najważniejszego celu - reindustrializacji państwa - należy uznać, że jest on właściwy i stwarza szansę na wyjście z tzw. pułapki średniego dochodu. Nasze możliwości wykorzystania szans rozwojowych, wynikające z niższych kosztów pracy czy dostępu do zasobów, zostały już wykorzystane. W związku z tym plany rozwojowe, takie jak reindustrializacja czy postawienie na nowoczesne branże, wydają się zasadne. Ten dokument ma ponad 260 stron i są tam rzeczy, z którymi się zgadzam jak i takie, z którymi się nie zgadzam, ale generalnie należy go ocenić pozytywnie" - powiedział Trojak.

Jak podsumował, trudno ocenić pierwszy rok działania rządu, choćby z tego powodu, że realizował on budżet przygotowany przez poprzednią ekipę rządzącą. "Zobaczymy, jak będzie realizowany pierwszy budżet samodzielnie przygotowany przez obecny gabinet. Za rok będzie więc można ocenić, czy budżet był dobrze skonstruowany i czy rzeczywiście promował rozwój. To będzie połowa kadencji i właściwy moment, w którym będziemy mogli już coś ocenić" - wskazał.

Na to, że połączenie przez Morawieckiego funkcji ministra rozwoju i finansów niesie ryzyko - zwrócił także uwagę Wojciech Jakóbik, ekspert ds. energetyki z Instytutu Jagiellońskiego. Jak powiedział PAP, przez to, że Morawiecki otrzymał funkcję ministra finansów, "to on będzie żyrantem wszelkich socjalnych projektów rządu, a program modernizacyjny dostaje +kulę u nogi+, np. w postaci konieczności znalezienia finansowania np. na program 500+".

Polityka gospodarcza państwa - mówił Jakóbik - będzie efektywna, jeżeli rzeczywiście resort rozwoju zdoła nadać ton planowanym zmianom.

Jego zdaniem resort rozwoju nie jest "omnipotentny, tak jak by tego być może chciał minister Morawiecki", także ze względu na tarcie między resortami rozwoju i energii. Ekspert uważa, że superresort powstaje wolniej od oczekiwań, ale kierunek przyjęty przez ustawodawcę został wyznaczony. Zarządzanie energetyką ulega stopniowej konsolidacji.

"Morawiecki zgodnie ze swoją Strategią Odpowiedzialnego Rozwoju ma projektować kierunki działania spółek SP, szczególnie w sektorze energetycznym. Ale z drugiej strony jest odpowiedzialny za finansowanie programów, np. restrukturyzacji górnictwa, które do czasu zakończenia reformy będzie obciążeniem ograniczającym możliwości spółek" - mówił Jakóbik.

"Ten pat jakoś trzeba będzie rozwiązać. Być może obecna ekipa czeka na zakończenie reformy górnictwa i wtedy np. doprowadzi do pewnych zmian, które wzmocnią ministra rozwoju albo ministra energii" - zaznaczył.

Jak wyjaśnił, w poprzedniej kadencji kompetencje dot. energetyki były rozdzielone między MSP a MG, teraz są natomiast podzielone między ME, MR i pełnomocnika ds. strategicznej infrastruktury energetycznej. "A zatem nadal mamy rozproszenie kompetencji, nie mamy superresortu zapowiadanego przez PiS i w to wszystko wpisuje się dodatkowo różnica interesów. Zarówno minister Morawiecki, jak i minister Tchórzewski, a także pełnomocnik Naimski mają swoje oczekiwania, swoje wizje wobec sektora energetycznego i choć próbują dojść do porozumienia, to widać ścieranie się kompetencji" - wskazał.

Jak powiedział Jakóbik, godzeniem dążeń poszczególnych resortów miał w założeniu zająć się Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów, na czele którego stoi Morawiecki, jednak, zdaniem eksperta, jest to rozwiązanie niedoskonałe. "Z punktu widzenia zarządzania aparatem partyjnym czy strukturami władzy, gdzie ktoś chce utrzymać równowagę między różnymi stronnictwami, to jest korzystne rozwiązanie, ponieważ mamy równowagę i stabilność, ale z punktu widzenia efektywności reform nie jest to rozwiązanie idealne i takie jakie było zapowiadane czyli superresort" - zaznaczył Jakóbik.