Wskazał, że Polska na pewno nie przyłączy się do stanowiska kilku krajów bałtyckich i skandynawskich, które wzywają Komisję Europejską do przyspieszenia negocjacji. "Nie widzimy takiej potrzeby, bo dla nas kwestią absolutnie priorytetową jest to, aby te wszelkie wrażliwości, które Polska od samego początku przedstawiała, czyli kwestie okresów ochronnych dla rolnictwa, dla sektora chemicznego, rozdział energetyczny, to są te sprawy, które konsekwentnie podnosiliśmy" - zaznaczył wiceminister.
Według niego nic też nie wskazuje na to, by jeszcze w tym roku miało dojść do istotnego przełomu, jeżeli chodzi o TTIP. "Mamy więc jeszcze sporo czasu, by analizować skutki" - zauważył.
"Jeżeli chodzi o TTIP, stanowisko polskiego rządu jest jasne: nie ma najmniejszych szans na to, aby Polska zgodziła się na przyspieszenie procesu negocjacyjnego w TTIP kosztem jakości czy kosztem treści samego porozumienia" - podkreślił.
"Pamiętajmy, że TTIP nie ma; i dlatego, że nie ma jeszcze zaprezentowanego tekstu, wszystko na razie opiera się na wzajemnych konsultacjach" - mówił.
Uznał też, że "w przypadku TTIP należy być dużo, dużo bardziej ostrożnym, jeżeli chodzi o ocenę skutków ekonomicznych". Powołał się na prognozy Komisji Europejskiej, według których PKB w Polsce po przyjęciu TTIP miałoby wzrosnąć o 0,1 proc. "Czyli mówimy tutaj o bardzo niewielkim wzroście, który nie wiadomo czy byłby generowany przez polskie firmy, czy też przez amerykańskie, co też ma znaczenie" - zauważył Domagalski.
"Myślę, że nawet dobrze, że w przypadku pewnego impasu negocjacyjnego, o którym mówili politycy francuscy czy niemieccy, lepiej sobie dać zdecydowanie więcej czasu na to, aby kardynalna treść TTIP - jeśli w ogóle do niego dojdzie - odzwierciedlała polskie wrażliwości" - zaznaczył.
Pod koniec sierpnia prezydent Francois Hollande oświadczył, że Francja "nie chce utrzymywać iluzji", iż umowę TTIP można będzie zawrzeć "przed końcem roku" i końcem kadencji prezydenta USA Baracka Obamy. Wcześniej francuski sekretarz stanu ds. handlu zagranicznego Matthias Fekl zapowiadał, że rząd w Paryżu opowie się za przerwaniem obecnej rundy negocjacji. "Nie ma już we Francji politycznego poparcia dla tych negocjacji" między UE a USA - tłumaczył.
Natomiast niemiecki wicekanclerz i minister gospodarki Sigmar Gabriel (SPD) w końcu sierpnia powiedział, że negocjacje w sprawie TTIP zakończyły się de facto fiaskiem. Podkreślał, że Europejczycy nie mogą podporządkować się amerykańskim żądaniom.
Do szybkiego zawarcia TTIP dąży partia CDU kanclerz Niemiec Angeli Merkel.
Komisja Europejska mimo tych głosów oraz opowiedzenia się za wyjściem z UE Wielkiej Brytanii - jednego z największych zwolenników porozumienia handlowego z Amerykanami - zapowiada kontynuowanie negocjacji w sprawie TTIP.
Negocjacje ws. TTIP trwają od 2013 r. Ich celem jest stworzenie największej strefy wolnego handlu na świecie. Żeby tak się stało, mają zostać ujednolicone normy techniczne oraz usunięte bariery w handlu po obu stronach Atlantyku, aby obniżyć koszty dla eksporterów, importerów i inwestorów.
Liberalizacja handlu z USA w Europie wywołuje jednak silny sprzeciw organizacji społecznych, antyglobalistycznych, rolników i związków zawodowych, zdaniem których pod naciskiem amerykańskich korporacji dojdzie do obniżenia unijnych standardów w zakresie prawa pracy, ochrony konsumentów czy bezpieczeństwa żywności.
Administracja Obamy oraz KE dążą do tego, by prowadzone od blisko trzech lat rokowania zakończyć jeszcze w tym roku. Zarówno urzędnicy w Waszyngtonie, jak i Brukseli podkreślają, że po zmianie władzy w USA z powodu samych przekształceń w rządzie rozmowy mogą zostać wstrzymane na co najmniej kilka miesięcy. A jeśli wygrają Republikanie, grozi im nawet zamrożenie.
Do tej pory odbyło się 14 rund negocjacyjnych ws. TTIP. 15. odbędzie się na początku października w Nowym Jorku. (PAP)