Jest niemal powszechne oczekiwanie, że dzisiaj – pierwszy raz po dziewięciu i pół roku – amerykańska Rezerwa Federalna podwyższy stopy procentowe. Efekty już odczuwamy na rynkach finansowych.
Ostatnia podwyżka stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych miała miejsce w połowie 2006 r. Fed kończył wówczas trwający dwa lata okres zaostrzania polityki pieniężnej. Stopa funduszy federalnych wyznaczająca krótkoterminową cenę pieniądza urosła wówczas z 1 proc. do 5,25 proc. Niewiele ponad rok później zaczęły się jednak problemy na amerykańskim rynku nieruchomości oraz spadki na giełdach i Fed znów musiał ciąć oprocentowanie. W grudniu 2008 r. – u szczytu kryzysu finansowego, który z pełną mocą wybuchł trzy lata wcześniej – wyznaczył obowiązujący do dziś poziom: główna stopa znajduje się w przedziale 0–0,25 proc. Od tego czasu amerykański bank centralny przeprowadził jeszcze trzy programy ilościowego luzowania polityki pieniężnej.
Ostatnie dwa lata to jednak okres prób normalizacji polityki pieniężnej w USA: najpierw zrezygnowano z ilościowego luzowania, czyli dodruku pieniądza, a od kilku miesięcy szefowa Fed Janet Yellen sygnalizowała podniesienie stóp. Oczekiwania podwyżek wprowadziły już sporo zamieszania na rynkach finansowych. I, zdaniem ekonomistów, mogą jeszcze trochę wprowadzić. Decyzje Fedu, najpotężniejszego banku centralnego, będą miały wpływ także na to, co będzie się działo z europejską, a więc i polską gospodarką. Widać to już od kilku tygodni.
W komunikacie po październikowym posiedzeniu Federalnego Komitetu Otwartego Rynku (FOMC), który decyduje o wysokości stóp w USA, pojawiła się zapowiedź, że podwyżka zostanie rozważona na kolejnym spotkaniu w grudniu. W języku bankierów centralnych oznaczało to, że podniesienie oprocentowania jest niemal pewne (choć żaden bank centralny nie formułuje tego typu zapowiedzi wprost). W dodatku pojawiły się lepsze od oczekiwań dane na temat bezrobocia – to istotne, bo dla amerykańskiego banku centralnego pełne zatrudnienie jest celem równie ważnym, jak stabilność cen (inaczej niż w Europie, gdzie celem jest tylko niska inflacja).
Już na kilka dni przed październikowym posiedzeniem FOMC dolar zaczął wyraźnie się umacniać. W połowie tego miesiąca euro kosztowało jeszcze niemal 1,15 dol., na koniec października było to już 1,1 dol., a miesiąc później niecałe 1,06 dol. (obecny kurs to z powrotem 1,1 dol. – to w dużej mierze efekt mniej ekspansywnej od rynkowych oczekiwań polityki Europejskiego Banku Centralnego).
– Jeśli teraz będziemy mieć podwyżkę stóp w USA, kurs euro znów pójdzie w dół, a dolar się umocni. Zadziała psychologia – podwyżka stóp w Stanach to sygnał, że ocena kondycji amerykańskiej gospodarki ze strony Rezerwy Federalnej jest pozytywna. Skoro tak, to notowania amerykańskiej waluty powinny iść w górę – uważa Marcin Mazurek, ekonomista mBanku.
Osłabienie euro sprzyjać będzie gospodarce państw Eurolandu. Europejskie towary staną się bardziej konkurencyjne na rynkach, gdzie w rozliczeniach dominuje dolar (to nie tylko Ameryka, również Azja; Chiny, które starają się unikać gwałtownych ruchów swojego pieniądza, żeby uniknąć efektów umacniania się dolara, zapowiedziały, że kurs juana powiązany będzie już nie tylko z nim, ale z koszykiem głównych walut). Poczynania amerykańskiego banku centralnego sprzyjać więc powinny eksportowi firm z naszego kontynentu, a więc i wzrostowi gospodarczemu w Europie.
Polska waluta będzie raczej tracić na wartości – nie tylko w związku z osłabieniem euro. – Złoty będzie słabszy, podobnie jak waluty wszystkich wschodzących rynków. To osłabienie będzie miało konsekwencje dla polityki pieniężnej w naszym kraju – zmniejszy się prawdopodobieństwo obniżek stóp procentowych – ocenia Marcin Mazurek.
Z tą opinią zgadza się Konrad Soszyński, ekonomista w firmie ubezpieczeniowej Warta. – Waluty wschodzących rynków faktycznie mogą pójść w dół, podobnie ceny akcji. Równocześnie spodziewać się można spadku rentowności papierów dłużnych emerging markets, co jednak oznacza, że ich ceny pójdą do góry.
Podwyżka stóp w USA to niedobra informacja dla firm, które spłacają zadłużenie denominowane w amerykańskiej walucie.
– W Stanach dotyczy to głównie tych, które emitowały obligacje wysokiego ryzyka. Wśród nich jest np. dużo spółek działających w branży łupkowej. Te projekty, które nie mają ekonomicznego uzasadnienia, będą musiały wypaść z rynku. Wprawdzie wiele z tych firm było zabezpieczonych przed spadkiem ceny ropy poniżej 50 dol. za baryłkę za pomocą transakcji hedgingowych, ale przy obecnych notowaniach tego zabezpieczenia nie da się odnowić. Z punktu widzenia cen ropy to powinno mieć jednak efekt stabilizujący – podaż ulegnie pewnemu ograniczeniu – ocenia Marcin Mazurek.
Duże zadłużenie denominowane w dolarach jest jednak również poza Stanami Zjednoczonymi. W Europie ten problem istnieje w ograniczonym zakresie. W Turcji dług dolarowy stanowi mniej więcej połowę całkowitego zadłużenia przedsiębiorstw – przekracza jedną piątą PKB tego kraju. Niewiele mniejszy jest w Rosji. W Azji i Ameryce Południowej dolar dominuje wśród zagranicznych walut, w których denominowany jest dług. „Dolarowi kredytobiorcy” muszą się liczyć z dwoma problemami równocześnie. Z jednej strony wzrosnąć może oprocentowanie spłacanych pożyczek, a jeśli nawet było ono stałe, to nie da się zrolować zadłużenia na dotychczasowych warunkach. Z drugiej strony umocnienie dolara spowoduje, że w przeliczeniu na krajową walutę obciążenie będzie większe.
Nie wszyscy są jednak zdania, że zaostrzenie polityki pieniężnej w USA w rzeczywistości będzie mieć duże znaczenie. – To burza w szklance wody. Ryzyko, że będą kolejne podwyżki stóp, nie jest duże. W Stanach Zjednoczonych widać symptomy, że szczyt koniunktury już minął. Przyszły rok w gospodarce będzie już zapewne nieco słabszy – przewiduje Konrad Soszyński.
Jeśli patrzymy z tej perspektywy, najważniejsza staje się symbolika – jeśli Fed podniesie dziś stopy, to dla sporej części bankowców, osób pracujących w instytucjach finansowych, a nawet dla odpowiedzialnych za finanse w firmach może to być pierwsza podwyżka stóp w życiu.
Kurs euro prawdopodobnie pójdzie w dół, a dolar się umocni