Resort finansów zapowiedział nowelizację. Znajdziemy się na granicy procedury nadmiernego deficytu.
Lakoniczny komunikat Ministerstwa Finansów z piątkowego późnego popołudnia zapowiadający nowelizację tegorocznej ustawy budżetowej niewiele wyjaśnia. Wynika z niego, że przyczyną są mniejsze od zamierzonych dochody z VAT. 26 listopada były niższe od przyjętych w ustawie budżetowej o 13,3 mld zł. Jeśli punktem odniesienia jest plan dochodów na cały rok, to te 13 mld zł ubytku nie są zaskoczeniem. Ubytku w takiej skali spodziewał się już poprzedni rząd, czemu dał wyraz w oficjalnym planie wykonania budżetu. Gabinet PO-PSL założył, że z VAT uda mu się zebrać 121 mld zł zamiast 134,6 mld zł. Oczekiwał przy tym powetowania strat w VAT innymi dochodami, głównie niepodatkowymi, które miały w sumie wynieść 32,6 mld zł zamiast 25,8 mld zł zapisanych w ustawie. Najważniejszym źródłem miała być rezerwacja częstotliwości (tzw. dywidenda cyfrowa) w wyniku aukcji organizowanej przez UKE. Pierwotnie rząd liczył na 1,8 mld zł, ale aukcja okazała się rekordowa i operatorzy zaoferowali ponad 9 mld zł. To pozwoliło planować, że jeszcze w tym roku wpływy niepodatkowe będą wyższe o 7 mld zł, niż zakładano. Dzięki temu w budżecie miało zabraknąć nie 13, ale 5,8 mld zł. To zostałoby pokryte tzw. naturalnymi oszczędnościami – czyli niewykonaniem planu wydatków. Tyle że procedury w sprawie aukcji trwają, rozstrzygnięcie oprotestował T-Mobile i wszystko wskazuje na to, że pieniędzy nie będzie w tym roku.
Teoretycznie MF mógł się obyć bez nowelizacji, zwiększając jeszcze bardziej oszczędności, czyli blokując wydatki. Wtedy dochody i wydatki byłyby mniejsze niż zapisane w ustawie, ale deficyt udałoby się utrzymać w ryzach. I tak resort postępował do tej pory. Blokując tegoroczne wydatki, mógłby część z nich zrealizować dopiero w przyszłym roku.
– Nawet bez wpływów z LTE, gdyby zachowali dyscyplinę taką jak w poprzednich 10 miesiącach, to oszczędności na koniec roku wyniosłyby 15 mld zł, czyli pokryłyby ubytki w dochodach VAT – zauważa Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.
Tyle że potencjalna luka jest bardzo duża, a przeniesienie wydatków na przyszły rok byłoby dodatkowym naciągnięciem budżetowej struny w 2016 r., która i bez tego jest już mocno napięta. Rząd ma ambitny pan sfinansowania programu dodatków wychowawczych. Według Mirosława Gronickiego, byłego ministra finansów, w tle nowelizacji tegorocznego budżetu jest właśnie układanie finansowego planu na przyszły rok.
– Skoro w przyszłorocznym budżecie może zabraknąć pieniędzy na różne dodatkowe wydatki, to lepiej zwiększyć deficyt na ten rok, kiedy można to w miarę bezpieczne zrobić. Wówczas można już teraz zaksięgować jakieś wydatki, które w normalnym trybie księgowane byłyby dopiero w przyszłym roku, albo – odwrotnie – zaksięgować np. grudniowe dochody z VAT jako dochody styczniowe. W każdym z tych wariantów powstaje niedobór w tym roku i dodatkowy zasób na przyszły rok – mówi Gronicki. W podobny sposób odbiera ruch swojego następcy poprzedni minister finansów Mateusz Szczurek. Jego zdaniem nowelizacja pozwali na przesunięcie dochodów na rok kolejny, pozornie zmniejszając obciążenie finansów publicznych w 2016 kosztem większego deficytu w 2015: – Choć nowelizacja ustawy budżetowej na 2015 r. jest z pewnością niekonieczna, z punktu widzenia planów gigantycznego wzrostu wydatków w 2016 r. jest dla rządu bardzo przydatna – uważa Szczurek. Jak podkreśla, w porównaniu do planu wykonania 2015 zapisanego w projekcie ustawy budżetowej na 2016 r. dochody z VAT były w ostatnich miesiącach wyższe i oczekiwane wykonanie deficytu budżetu było mniejsze o ponad 9 mld zł od zapisanego w ustawie.
Tyle że w takim wariancie nowy rząd musiałby jeszcze realizować wydatki poprzedników, stąd zapadła decyzja o nowelizacji. – Nie ma mowy o oszczędnościach w takiej skali. Tym bardziej że to stawia nas w trudnej sytuacji. Wydatki przeszłyby na przyszły rok i byłyby do poniesienia wówczas. A wtedy i tak musimy znaleźć dodatkowe pieniądze. Chcemy pokazać faktyczny stan finansów – zdradza nam jeden z polityków PiS.
Nowelizacja jest też korzystna politycznie. Pozwala pokazać, że sytuacja w finansach publicznych jest napięta i nie pozwala na wiele. A to jest zbieżne z ostatnimi zapowiedziami rządu, że duże wyborcze obietnice będą realizowane stopniowo. W 2016 r. ma wejść w życie 500 zł na dziecko, zaś podwyższenie kwoty wolnej ma nastąpić w kolejnych latach.
Decyzja resortu finansów jest mimo wszystko zaskoczeniem. Pytanie, jak ją przyjmie rynek. Zdaniem Mirosława Gronickiego nie powinien zareagować nerwowo. – Dopóki jasny jest rachunek długu – czyli wiadomo, ile jesteśmy winni i ile pożyczamy – to takie operacje, jak przesuwanie wpływów z VAT nie mają znaczenia. To się może zmienić, gdybyśmy zobaczyli w projekcie przyszłorocznego budżetu np. duży deficyt i potrzeby pożyczkowe o wiele większe niż te, których spodziewają się inwestorzy – zauważa Mirosław Gronicki.
Ważne także w tej operacji jest to, jak wpłynie ona na wielkość deficytu finansów publicznych, czy nie przekroczy on 3 proc., na co mogłaby zareagować Komisja Europejska, przywracając procedurę nadmiernego deficytu. Zwiększenie deficytu budżetowego o 4 mld podnosiłoby deficyt sektora finansów publicznych o 0,2 proc. PKB. Komisja Europejska w najnowszych listopadowych prognozach szacuje, że deficyt w Polsce na koniec roku wyniesie 2,8 proc. PKB. Więc jeśli inne składowe deficytu by się nie zmieniły, znaleźlibyśmy się dokładnie na dopuszczalnej granicy. ©?