Pracodawcy RP protestują przeciwko podatkowi od strat. Ten podatek na szczęście by nas nie zabił, ale bez wątpienia poważnie utrudniłby nam życie – mówi Robert Duszkiewicz, wiceprezes Zakładów Magnezytowych Ropczyce, odpowiedzialny za finanse.
Chodzi o kwotę, jaką – zgodnie z niedawną decyzją dyrektora Urzędu Kontroli Skarbowej w Rzeszowie – spółka musi zapłacić dodatkowo w ramach podatku dochodowego od osób prawnych za lata 2009 i 2010 w związku z tym, że korzystała w tym okresie z tzw. opcji walutowych.
Firma nie zgadza się z postanowieniem organów skarbowych. Zamierza odwołać się od ich decyzji.
Załamanie się kursu złotego spowodowało, że w kilku kolejnych latach zakłady miały ujemny wynik finansowy netto. Łączna strata spółki w latach 2008–2010 przekroczyła 70 mln zł. Teraz musi zapłacić dodatkowy podatek od tej straty.
Suma, jaka została naliczona w wyniku trwającej ponad 10 miesięcy kontroli UKS, to 6,24 mln zł, jednak po doliczeniu zaległych odsetek urasta do ok. 9,5 mln zł. – Fiskus chce nas pozbawić kwoty porównywalnej z trzyletnią dywidendą, jaką wypłacają Ropczyce – wyjaśnia Duszkiewicz. Zgodnie z ostatnią decyzją WZA spółki do jej akcjonariuszy trafiło 3,44 mln zł (czyli 0,75 zł na jedną akcję).
Według niego konieczność dopłacenia prawie 10 mln zł podatku odbije się negatywnie na postrzeganiu Ropczyc przez inwestorów. Pod znakiem zapytania stanąć może planowane podwyższanie dywidendy i zarobków pracowników.
Firma zatrudnia ok. 800 osób i jest jednym z większych pracodawców w województwie podkarpackim.
Kłopot z niesymetrycznymi opcjami, które po załamaniu się kursu złotego w 2008 r. spowodowały wielkie straty, miało w Polsce bardzo wiele spółek (najbardziej znane przypadki to: Apator, Ciech, Elwo, Erbud, Feroco, Huta Pokój, Indykpol, JSW, Odlewnie Polskie, Paged, PKM Duda czy Zelmer), nie wszystkie miały problem ze skarbówką.
Początkowo urzędy nie chciały zaliczać w poczet kosztów uzyskania przychodów kwot związanych z przedterminowo zamkniętymi opcjami walutowymi, potem jednak – po interwencji posłów – Ministerstwo Finansów uznało racje spółek i urzędnicy zmienili nastawienie.
Jak zauważa poseł Jan Warzecha (PiS) w swojej interpelacji do ministra finansów, urzędy zaczęły się odwoływać do art. 15 ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych. Na jego bazie fiskus rości sobie prawo do arbitralnej oceny, czy wydatki poniesione przez przedsiębiorców były racjonalne, czy nie. I czy w związku z tym mogą być zaliczone do kosztów podatkowych, czy nie.
Właśnie tak było w przypadku decyzji UKS dotyczącej Ropczyc. – Nie wiem dlaczego wobec nas pojawił się zarzut nieracjonalności, choć innym firmom tego nie zarzucono – zastanawia się Józef Siwiec, prezes Ropczyc.
Jego zdaniem korzystanie z opcji walutowych w przypadku spółki, która ponad połowę przychodów osiąga z eksportu, jest jak najbardziej racjonalne. W 2008 r. banki nie oferowały innych niż niesymetryczne opcji (funkcjonują na takiej zasadzie, że korzyści dla spółki w razie umocnienia się polskiej waluty są znacznie mniejsze niż straty w razie osłabienia się kursu złotego).
Twierdziły przy tym, że to najlepsza oferta dla polskich firm, szczególnie że opcje były zerokosztowe. Z ekspertyz, jakie zleciły zakłady, wynika, że skorzystanie z innych instrumentów zabezpieczających związane byłoby w ówczesnej sytuacji rynkowej z koniecznością wyłożenia kilkunastu milionów złotych.
Rzeszowski UKS nie odpowiedział na nasze pytania.
Sprawa podatku naliczonego właśnie Ropczycom przez rzeszowski UKS bulwersuje środowisko przedsiębiorców. W ostatni piątek prezydent Pracodawców RP Andrzej Malinowski wystosował w związku z tym list otwarty do premier Ewy Kopacz. Apeluje w nim o „natychmiastowe zablokowanie bezsensownego niszczenia Ropczyc”. Podkreśla, że w tym przypadku chodzi o podatek od strat, a Polska jest zapewne jedynym krajem w Unii Europejskiej, w którym te się opodatkowuje.
Prezydent Pracodawców RP przypomina jednocześnie, że gdyby rząd ratyfikował w 2007 r., tak jak zapowiadał wcześniej, unijną dyrektywy MiFID, nie byłoby kłopotu (dyrektywa została ratyfikowana dopiero dwa lata później). Banki musiałyby bowiem szczegółowo informować swoich klientów o ryzyku związanym z oferowanymi instrumentami finansowymi. ©?