Unia chce powrotu działalności wytwórczej na Stary Kontynent, ale przedstawiciele przemysłu sygnalizują, że to nie będzie takie proste. Wcześniej bowiem Europa będzie musiała spełnić pewne warunki
Jedna z lekcji, jaką rządzący na całym świecie wynieśli z globalnego kryzysu, była taka, że łatwiej poradziły sobie z nim kraje, w których jest silna baza przemysłowa. Jak więc sprawić, aby przemysł znów rozkwitł w Europie, jakie warunki stworzyć, jakie mechanizmy uruchomić, zastanawiali się uczestniczy panelu Reindustrializacja w Europie.
A jest nad czym się zastanawiać. Jak wyliczają bowiem eksperci z niemieckiego Instytutu Badań nad Gospodarką w Kolonii, rozwinięty przemysł uruchamia masę dobroczynnych efektów, które mają wpływ na całą gospodarkę. To przede wszystkim miejsca pracy, nie tylko bezpośrednio w samych zakładach, ale też pośrednio, u kooperantów i w obsługujących przemysł usługach. Przemysł to także magnes na absolwentów kierunków ścisłych, co jest jednym z elementów budowy innowacyjnej gospodarki. Przemysł wreszcie, chociaż zatrudnia mniej osób niż usługi, odpowiada aż za 60 proc. nakładów na działalność badawczo-rozwojową.
Ważne jest również to, że przemysł dzisiaj już nie wygląda tak, jak wskazywałyby powszechne skojarzenia z tym słowem. Jak tłumaczył Andrzej Balcerek, dyrektor generalny w Grupie Górażdże i prezes zarządu w Górażdże Cement SA, konieczne jest odczarowanie tego słowa. – Przemysł wciąż kojarzy się dymiącymi kominami, chociaż już o branży elektronicznej uważa się, że jest sexy – bo tam ludzie chodzą w fartuchach i wszędzie są komputery. Chciałbym więc powiedzieć, że produkcja cementu też jest sexy. Większość naszej załogi pracuje w fartuchach, w każdym kącie stoją komputery, a wszystko jest naszpikowane elektroniką – wskazywał prezes Balcerek.
Uczestnicy panelu byli zgodni, że europejskie firmy działają na globalnym rynku, więc w codziennej działalności muszą brać pod uwagę także ofertę cenową konkurentów z krajów, w których produkcja może być tańsza. Prezes zarządu ArcelorMittal Poland Sanjay Samaddar zwracał uwagę na stałe koszty, jakie ponosi przemysł, przede wszystkim koszty nośników energii. – Za gaz w Europie płaci się trzy razy więcej niż w USA, a za energię elektryczną dwa razy więcej – napominał. Wtórował mu Andrzej Skolmowski, wiceprezes zarządu w Grupie Azoty SA. – Dopominamy się w dyskusjach publicznych, aby wzięto pod uwagę, że my w związku z wszystkimi regulacjami klimatycznymi ponosimy realne koszty – mówił.
Europarlamentarzysta Adam Gierek wskazywał przykład Niemiec jako kraju, który swoją pozycję międzynarodową zbudował na silnym przemyśle. To kolejna z przyczyn, dla których projekt reindustrializacyjny jest atrakcyjny. Niemniej jednak przeniesienie modelu niemieckiego do innych krajów UE może okazać się trudne przez wzgląd na lokalną specyfikę. W żadnym innym państwie bowiem branże elektromaszynowa i motoryzacyjna nie stanowią tak poważnej składowej krajowego przemysłu. – Inne kraje nie będą w stanie z łatwością przenieść niemieckiego modelu do siebie, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że wiele niemieckich firm z tych dwóch branż ma za sobą dziesięciolecia udanej działalności biznesowej – tłumaczą analitycy.
– Kiedy za kilka lat skończą się środki unijne, to z czego utrzymamy te wszystkie stadiony i centra konferencyjne? Dzięki przemysłowi ciężkiemu naprawdę może być nam lżej – przestrzegł prezes Balcerek.