W 2014 r. niekorzystne trendy rynkowe nie odbiły się negatywnie na wynikach branży. Ale akcjonariusze odczują to w tym roku: o zyski będzie trudniej, a działania nadzoru mogą uniemożliwić wypłaty dywidend
Dla sektora to był rekordowy rok, ale nie wszystkim udało się powiększać zyski / Dziennik Gazeta Prawna
Od kilku lat prezesi banków narzekali, że nadciągają chude czasy dla branży. Jak dotąd nie znajdowało to potwierdzenia. Obaw bankowców nie potwierdziły też wyniki sektora w 2014 r. Zysk okazał się rekordowy – po raz pierwszy w historii przekroczył 16 mld zł. Udało się go zwiększyć o ponad miliard złotych pomimo kilku przeciwności, jakie spotkały instytucje finansowe.
Stopy cisną wynik
Najważniejsza to niskie stopy procentowe. Rada Polityki Pieniężnej dokonała w minionym roku głębokiego ich cięcia, obniżając główną stopę do 2 proc., a stopę lombardową do 3 proc. W efekcie spadło oprocentowanie kredytów – zarówno tych uzależnionych od rynkowych stóp WIBOR, które zachowują się podobnie jak stopa referencyjna NBP, jak i kredytów konsumenckich, których cena jest zwykle bliska pułapowi wyznaczanemu przez tzw. ustawę antylichwiarską, czyli czterokrotności stopy lombardowej NBP.
Dla banków sposobem na ograniczenie dokuczliwości obniżek stóp oficjalnych jest zmniejszanie oprocentowania depozytów, czyli kosztów finansowania. Tu jednak możliwości są ograniczone: nominalne stawki w granicach 2–3 proc. nie stanowią wystarczającej zachęty do oszczędzania, więc dalsze obniżki stawek lokat wiążą się z ryzykiem odpływu klientów. Dodatkowy problem jest taki, że wiele instytucji już od dłuższego czasu stosuje zerową (albo bliską zera) stawkę oprocentowania rachunków bieżących. Znajdują się na nich poważne kwoty, które wprawdzie nic banków nie kosztują, ale też tych kosztów obniżyć się nie da (chyba że – wzorem niektórych zachodnich banków – wprowadzając ujemne oprocentowanie).
Pomimo obniżek stóp banki w ubiegłym roku zarobiły na odsetkach... więcej niż rok wcześniej. Przychody z kredytów wprawdzie spadły o 4 proc., do 49,1 mld zł (w sumie przychody odsetkowe wyniosły 58,8 mld zł), jednak koszty odsetkowe (głównie oprocentowanie depozytów) zmniejszyły się o 20 proc., do 21,7 mld zł. Skutek: wynik z tytułu odsetek podskoczył o 7 proc., do 37,2 mld zł. Również dla dużej części giełdowych banków dochody odsetkowe były w ubiegłym roku głównym motorem poprawy wyniku.
Tak było jednak w skali całego roku. Redukcja stóp procentowych miała miejsce jesienią i w wynikach IV kw. widać już efekty negatywne dla banków. Przychody odsetkowe spadły o 10 proc., w takim samym stopniu zmniejszyły się też dochody odsetkowe. Najmocniej dotknięte zostały te banki, których biznes w znaczącym stopniu opiera się na kredytach konsumpcyjnych – uzależnionych od czterokrotności stopy lombardowej. A na tym nie koniec – niedawno mieliśmy kolejną dużą obniżkę stóp procentowych, która stopę lombardową sprowadziła do 2,5 proc. Maksymalne oprocentowanie kredytów to dziś 10 proc. Jak wynika z danych Narodowego Banku Polskiego, w ubiegłym roku średnie oprocentowanie nowych umów wynosiło jeszcze 12,8 proc.
W tych warunkach instytucjom, którym zależy na wzroście dochodów odsetkowych, pozostaje zwiększanie skali działania – czyli sprzedaż nowych kredytów. O takim podejściu mówił np. przy okazji prezentacji ubiegłorocznych wyników Luigi Lovaglio, prezes Pekao.
Spadające stopy procentowe w jeszcze jednym aspekcie pozytywnie wpływały na wyniki banków. Przyczyniały się do spadku rentowności obligacji i wzrostu cen, a ich sprzedaż automatycznie przekładała się na wzrost dochodów. Problem w tym, że hossa na rynku obligacji nieco przyhamowała. O powtórzenie obligacyjnych zysków będzie więc trudniej (warto jednak pamiętać, że wątpliwości, czy papiery dłużne będą jeszcze droższe i czy dadzą zarobić bankom, pojawiały się także w poprzednich latach).
Prowizje w dół, koszty w dół
Innym czynnikiem ograniczającym wzrost zysków były regulacje, które zmniejszały np. dochody prowizyjne. – Regulatorzy patrzą coraz bardziej z perspektywy klienta, dlatego nakładają na banki kolejne ograniczenia – nie ukrywał na niedawnym spotkaniu z dziennikarzami Mateusz Morawiecki, prezes Banku Zachodniego WBK.
W 2014 r. ta tendencja najmocniej dała o sobie znać w przypadku kart płatniczych. Ustawowo zmniejszona została prowizja interchange – płacona przez sklepy i punkty usługowe od transakcji dokonywanych za pomocą kart płatniczych (kolejny raz interchange spadnie w tym roku). Jeśli dodać do tego ograniczone zainteresowanie klientów kredytami czy produktami inwestycyjnymi, rysuje się mało optymistyczny dla banków obraz. Potwierdzają to statystyki Komisji Nadzoru Finansowego: przychody prowizyjne banków w minionym roku wprawdzie nie spadły, ale też nie udało się ich zwiększyć. Wyniosły 17,5 mld zł.
Wśród regulacji, które w tym roku najmocniej dotkną banki, bankowcy wymieniają opłaty na Bankowy Fundusz Gwarancyjny, które są wyraźnie wyższe niż rok wcześniej. Jednym z powodów jest konieczność pokrywania strat sektora spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych.
Skoro banki mają problemy z dochodami, szukają sposobów na ograniczanie kosztów działania. Widać to było już w ubiegłym roku – wydatki na bieżące funkcjonowanie zmniejszyły się o nieco ponad 1 proc. (ale w IV kw. spadek przekraczał już 6 proc.).
W instytucjach finansowych dużą część kosztów stanowią pensje pracowników. Nic dziwnego, że instytucje finansowe ograniczają zatrudnienie. Z danych nadzoru wynika, że liczba pracowników banków zmniejszyła się w minionym roku o ponad 1,6 tys. osób, do 172,3 tys. Zwolnienia w oddziałach przekroczyły 2 tys. ludzi (wzrosło za to zatrudnienie w centralach). Ten trend będzie się utrzymywał. A w największym stopniu będą się do niego przyczyniały połączenia banków. Dwa najświeższe przykłady to fuzja BGŻ – BNP Paribas Bank Polska oraz Alior – Meritum. W pierwszym przypadku zatrudnienie może stracić w ciągu dwóch lat 1,8 tys. osób. W drugim (informacja o planowanym cięciu zatrudnienia pojawiła się wczoraj) – tysiąc osób.
Frankowa czkawka
W tym roku największym wyzwaniem dla sektora bankowego nie jest jednak codzienny biznes, ale konieczność uporania się z problemem stworzonym kilka lat temu – mowa o kredytach we frankach. Po styczniowym uwolnieniu kursu szwajcarskiej waluty przez tamtejszy bank centralny złotowa wartość takich kredytów wystrzeliła w górę.
Wprawdzie jak dotąd nie ma sygnałów, że klienci nie radzą sobie ze spłatą takich zobowiązań (po pierwsze jest jeszcze za wcześnie, sytuacja może zmienić się dopiero za kilka miesięcy, po drugie banki zastosowały wiele rozwiązań, które mają zmniejszyć skalę obciążeń klientów, po trzecie – wzrost kursu został częściowo skompensowany przez obniżki stóp procentowych w Szwajcarii), ale sprawą mocno przejął się nadzór bankowy. Wojciech Kwaśniak, zastępca przewodniczącego KNF, mówił kilka dni temu w dyskusji opublikowanej na łamach DGP, że wypracowanie systemowego rozwiązania problemu kredytów frankowych powinno nastąpić do maja. Takie rozwiązanie zapewne będzie się wiązało z koniecznością wzięcia na siebie przez banki części strat, jakie klienci ponieśli na skutek niekorzystnych zmian kursowych.
Sprawa ma jeszcze jeden aspekt: najwyraźniej część banków nie będzie mogła podzielić się z akcjonariuszami ubiegłorocznym zyskiem. „W związku z ryzykami związanymi z portfelem kredytów walutowych, w szczególności z wysokim udziałem kredytów o wskaźniku LtV (stosunek sumy kredytu do wartości zabezpieczenia – red.) powyżej 100 proc., oraz przy uwzględnieniu zaleceń Europejskiego Urzędu Nadzoru Bankowego, KNF zamierza podejmować działania nakierowane na indywidualne oddziaływanie na wysokość funduszy własnych banków (tzw. domiar kapitałowy)” – zapowiedział wczoraj nadzór bankowy. „Do czasu zakończenia procedury związanej z nałożeniem na banki istotnie zaangażowane w kredyty walutowe indywidualnych domiarów kapitałowych, co nastąpi do końca 2015 r., banki te otrzymają w kwietniu 2015 r. indywidualne zalecenia nadzorcze w sprawie niewypłacania dywidendy z zysku za 2014 r.” – podał urząd KNF. Nadzór nie wymienił żadnej nazwy. Wiadomo jednak, że zdecydowana większość kredytów we frankach znajduje się w portfelach 10–11 banków. Dla nich ubiegłoroczne sukcesy w zwiększaniu zysków mogą się okazać pyrrusowym zwycięstwem.