Żadnego z sektorów w ciągu ćwierćwiecza wolnej Polski nie charakteryzowała tak wielka zmienność, jak finansowego. Ale dzisiaj to jeden z największych pracodawców – zatrudnia 174 tys. osób.
Dziennik Gazeta Prawna
Naszą branżę bankową można porównać do tygla, w którym ciągle wrze. Ciągle, czyli od 25 lat z okładem. Dość napisać, że jeszcze w 1987 r. w Polsce działało jedynie 7 banków ogólnopolskich. Przy czym Narodowy Bank Polski łączył niektóre funkcje banku centralnego z zadaniami banku komercyjnego – przyjmował depozyty ludności, udzielał kredytów.
Wydzielony z jego struktur PKO BP miał obsługiwać klientów indywidualnych. Powołany rok wcześniej BRE obsługiwał przedsiębiorstwa. Bank Handlowy realizował transakcje Polski z zagranicą. Pekao – operacje dewizowe ludności. Bank Gospodarki Żywnościowej obsługiwał rolników i przemysł rolno-spożywczy oraz zrzeszał 1663 banki spółdzielcze.
Prawdziwy przełom w strukturze polskiego sektora finansowego nastąpił w 1989 r., kiedy to NBP wydzielił 9 banków komercyjnych ze swoich oddziałów regionalnych. Miały obsługiwać i ludność, i przedsiębiorstwa, przyjmować depozyty i udzielać kredytów. – To moment, kiedy narodziny nowego polskiego sektora finansowego stały się namacalne. Przełom nastąpił jednak wcześniej, w umysłach prof. Władysława Baki i prof. Zdzisława Sadowskiego. Już na początku lat 80. naciskali na ówczesny rząd, by wydzielić banki komercyjne z NBP, stworzyć nowy system finansowy – wyjaśnia Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich.
Profesor Baka w latach 1981–1985 był pełnomocnikiem rządu ds. reformy gospodarczej. A w latach 1985–1988 i 1989–1991 prezesem NBP. Profesor Sadowski w 1981 r. objął funkcję zastępcy pełnomocnika rządu ds. reformy gospodarczej, a w 1987 r. został mianowany wicepremierem i przewodniczącym Komitetu ds. Realizacji Reformy Gospodarczej oraz Komisji Planowania przy Radzie Ministrów w rządzie Zbigniewa Messnera. – To dzięki ich działaniom powstało prawo umożliwiające tworzenie banków prywatnych i wchodzenie do Polski kapitału zagranicznego – dodaje Pietraszkiewicz.
W nowych realiach gospodarczych zaczął się wysyp instytucji. W 1990 r. Ministerstwo Finansów i NBP wydały 49 licencji, w tym 3 na utworzenie spółek akcyjnych z kapitałem zagranicznym, rok później 19, z tego 6 z zaangażowaniem kapitału zagranicznego. Powstały instytucje do obsługi określonych sektorów gospodarki – Cuprum Bank, Bank Morski, Bank Energetyki, wspierające regiony – Bank Częstochowa, Bank Komunalny w Gdyni, pierwsze z przewagą kapitału zagranicznego – Bank Amerykański w Polsce i Raiffeisen Centrobank, Citibank.
Bardzo szybko wyszła na jaw słabość obowiązujących aktów prawnych, które zezwalały np., by jeden podmiot posiadał do 99 proc. udziału w kapitale banku. Nie sprawdzano źródła pochodzenia środków na zakup akcji lub założenie instytucji finansowej. Można było emitować akcje założycielskie na okaziciela. Wymogi kapitałowe dla instytucji były minimalne. Na dziurawe przepisy, które umożliwiły założenie banku niemal każdemu, nałożyło się znaczące pogorszenie sytuacji przedsiębiorstw, które były obsługiwane przez te instytucje. Efekt? W 1993 r. ponad jedna trzecia kredytów zaliczała się do kategorii straconych lub wątpliwych.
Dlatego lata 90. to nie tylko okres szybkiego rozwoju, lecz także regulacji działalności sektora finansowego. Znowelizowana została ustawa – Prawo bankowe. Wprowadzono m.in. zapis mówiący o tym, że jeden założyciel nie może być właścicielem więcej niż połowy kapitału, pieniądze nie mogą pochodzić z pożyczki, kredytu itd., a założyciel musi udokumentować źródło ich pochodzenia. NBP oceniał kompetencje właścicieli i władz spółki oraz planowaną strategię rozwoju. Ustalono minimum kapitałów, jakimi musiał dysponować bank. Przy NBP powołano Komisję Nadzoru Bankowego (obecnie to Komisja Nadzoru Finansowego).
Powstał także Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Banki miały obowiązek przekazywania na jego rzecz części zgromadzonych depozytów. Natomiast w przypadku niewypłacalności którejś z instytucji z funduszu zaczęły być wypłacane pieniądze jej deponentom. – Jak na owe czasy to były nowatorskie rozwiązania i pozostały w naszych regulacjach do dziś. Dzięki nim suchą stopą przeszliśmy zarówno przez kryzys rosyjski końca lat 90., jak i ten z 2008 r. – przekonuje prezes ZBP.
Władze nadzorcze wysiłki skoncentrowały na tym, by nie dopuszczać do upadłości banków. Te w słabszej kondycji podsuwano do zakupu instytucjom silnym, w tym zagranicznym, które chciały wejść na nasz rynek. Nie bez znaczenia było wzmacnianie kapitałowe sektora przez wprowadzanie akcji spółek do obrotu publicznego – np. Banku Inicjatyw Gospodarczych (zadebiutował w 1992 r.), Banku Śląskiego, Pekao SA itd.
Pod koniec lat 90. mieliśmy już jedynie 7 banków państwowych, o 22 mniej niż w 1993 r., za to 70 z przewagą kapitału prywatnego, w tym 39 zagranicznego.
Kolejne lata to kontynuacja fuzji i przejęć. Przy czym w nowym wieku stopniowo zmieniła się ich przyczyna. Częściej następowały w wyniku zmian na rynkach zagranicznych, konsekwencją czego było łączenie się w Polsce spółek należących do grupy. Część inwestorów z powodu wewnętrznych problemów decydowała się także na sprzedaż aktywów w naszym kraju. To była przyczyna koncentracji podczas ostatniego kryzysu – np. BZ WBK przejął Kredyt Bank, a PKO BP – Bank Nordea. Liczba banków komercyjnych spadła z 49 do 41.
– Przez najbliższe lata będzie trwała kontynuacja koncentracji pod hasłem budowania już nie systemu, bo on jest gotowy, a kapitałów. Choć w 1993 r. fundusze własne banków stanowiły 2 proc. PKB, a teraz przekraczają 8 proc., to nadal możliwości finansowania gospodarki przez ten sektor są bardzo małe – podsumowuje Krzysztof Pietraszkiewicz.