Liczba rosyjskich turystów w ostatnich latach rosła dwucyfrowo. Hotelarze, restauratorzy i właściciele sanatoriów lubią ich, bo nie mają zwyczaju liczyć się z groszem. W tym roku przyjedzie ich do Polski znacznie mniej
ikona lupy />
Liczba turystów z Rosji w Polsce / Dziennik Gazeta Prawna
Na balkonie wywiesiliśmy dwie flagi – polską i ukraińską, na rosyjską nigdy nie będzie tu miejsca. Dopóki 90 proc. Rosjan będzie popierać działania aktualnego prezydenta, szczególnie te w sprawie Krymu, w naszym hotelu będziemy odmawiać im gościny – mówi Piotr Zygarski, dyrektor generalny hotelu Diamonds Rzemieślnik w Zakopanem. Przyznaje, że nie była to łatwa decyzja, ponieważ rosyjskich turystów w polskich górach, w tym w Zakopanem, od lat jest dużo. – Ale trudno, dobry wynik handlowy osiągniemy w inny sposób. A Rosjanie mają teraz Krym, tak bardzo chcieli na nim położyć rękę, że teraz tam mogą jeździć na wakacje i długie weekendy – dodaje.
Rosjanie nie chcą przyjeżdżać do Polski. Mają świadomość, że po ostatnich wydarzeniach na Ukrainie stosunki między naszymi krajami mocno się ochłodziły i nie są tu zbyt mile widziani. Z drugiej strony rosyjska propaganda nasz kraj przedstawia w jak najbardziej negatywnym świetle. Eugeniusz Ławeniuk z Biura Turystyki Junior w Białymstoku, przyznaje, że media na Wschodzie są Polsce bardzo nieprzychylne. Strach więc jechać do Polski, żeby u siebie nie zostać uznanym za osobę przychylną wrogowi, a tu nie paść ofiarą odwetu za aneksję Krymu. Do incydentów dochodziło już zresztą wcześniej. Przykładem może być mecz Polska–Rosja podczas Euro 2012.
W efekcie ten rok może być pierwszym od kilku lat, w którym liczba przyjezdnych z Rosji nie wzrośnie. Niewykluczony jest nawet kilkuprocentowy spadek ich liczby – szacują eksperci z Instytutu Turystyki. U ubiegłym roku na wypoczynek do Polski przyjechało 15,8 mln cudzoziemców, z których 765 tys. to Rosjanie. Oznacza to, że ich liczba była o 34 proc. większa w porównaniu z 2012 r.
Nie wszyscy przedsiębiorcy chcą rezygnować z Rosjan, bo to bardzo dochodowa grupa turystów. Mowa przede wszystkim o biurach podróży specjalizujących się w turystyce przyjazdowej, hotelarzach, uzdrowiskach czy właścicielach kwater prywatnych, głównie z Pomorza i terenów górskich. Ci dzięki nim zarabiali coraz więcej. – W sezonie zimowym obsłużyliśmy ok. 3 tys. Rosjan, czyli tyle samo co przed rokiem. Liczba rezerwacji zrobionych na sezon letni wskazuje natomiast, że w całym roku będziemy mieli jednak mniej turystów ze Wschodu. Ile dokładnie, za wcześnie na szacunki. W ubiegłym roku za naszym pośrednictwem do Polski przyjechało ich ok. 6 tys. – wyjaśnia Czesław Choroś, prezes biura Almatur Opole.
Uzdrowiska szacują, że w ich przypadku spadki wyniosą 8–10 proc. Wiele z nich deklaruje, iż do tej pory nie dokonało żadnej rezerwacji dla kuracjuszy z Rosji. W ubiegłym roku o tej porze mogły się już pochwalić przynajmniej kilkunastoma klientami. – Co roku w polskich uzdrowiskach wypoczywało 80–90 tys. Rosjan, co dawało im trzecie miejsce pod względem liczby rezerwacji zrobionych przez zagranicznych gości – tłumaczy Jan Golba, prezes Stowarzyszenia Gmin Uzdrowiskowych. Jak dodaje, straty będą o tyle odczuwalne, że jest to cenna grupa turystów. Dominują w niej osoby młode w wielu 30–35 lat, czyli wydające najwięcej pieniędzy na przyjemności. Znacznie więcej niż Niemcy, którzy zakupy ograniczają wyłącznie do potrzebnych rzeczy. W sumie, jak szacują przedsiębiorcy, Rosjanie zostawiają w polskich restauracjach, klubach i sklepach po kilka tysięcy złotych od osoby.
Przynajmniej kilkuprocentowych spadków liczby gości z Rosji oczekują też hotelarze. Jak tłumaczą styczeń nie był jeszcze zły. Problemy zaczęły się w połowie lutego, czyli w momencie zaostrzenia się konfliktu na Ukrainie. Wówczas sprzedaż noclegów w hotelach i pensjonatach, zwłaszcza tych położonych bliżej wschodniej granicy, stanęła. Ta sytuacja trwa do dziś. – W ubiegłym roku obsłużyliśmy 30 tys. gości, z czego 2,5 tys. z Rosji. Już wiemy, że tego wyniku nie powtórzymy. Dlatego staramy się promować nasz hotel i usługi w Zachodniej Europie. Robimy to uczestnicząc w targach turystycznych oraz współpracując z lokalnymi biurami podróży. Liczymy szczególnie na odzew ze strony Niemców, Francuzów, Holendrów czy Skandynawów – informuje Aleksandra Górecka-Ostrowska z Hotelu Krasicki na Mazurach.
Pewne nadzieje są wiązane z turystami z innych krajów bloku sowieckiego, którzy coraz chętniej przyjeżdżają do Polski. Ale trudno się spodziewać, że wypełnią oni lukę po Rosjanach w sytuacji gdy np. na Białorusi na polską wizę trzeba czekać nawet dwa miesiące.