Jeśli dojdzie do eskalacji konfliktu na Ukrainie, mogą się pojawić kłopoty z transportem, zamówieniami, dostawami towarów i transakcjami. Przedsiębiorcy robią dobrą minę do złej gry, ale wstrzymują oddech
ikona lupy />
Polskie firmy na Ukrainie / Dziennik Gazeta Prawna
Krwawe starcia w Kijowie i innych dużych miastach oznaczają potencjalne trudności dla polskiego biznesu. Dotkną zarówno tych firm, które ulokowały za wschodnią granicą swoje zakłady produkcyjne, jak i tych, dla których Ukraina jest ważnym rynkiem eksportowym. Na razie nasz biznes skrupulatnie śledzi przebieg wydarzeń.
– Przedsiębiorcy, którzy mają do załatwienia jakieś sprawy administracyjne, muszą się z tym wstrzymać. Biznes jest wciąż możliwy, ale z dnia na dzień może być tylko gorzej – ocenia Jacek Piechota, prezes Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej.
– Sytuacja nie wpływa dziś bezpośrednio na funkcjonowanie naszej ukraińskiej spółki KUB-Gas – mówi Jakub Korczak, wiceprezes Serinus Energy, poszukiwawczo-wydobywczej spółki kontrolowanej przez Kulczyk Investments. Prowadzi działalność niemal tysiąc kilometrów od Kijowa. – Jeżeli zaistnieje konieczność, podejmiemy wszelkie działania, by zapewnić bezpieczeństwo pracownikom – zapewnia.
Grzegorz Pawlak, prezes Plast-Boksu, na razie jest spokojny. Deklaruje, że zamieszanie na Ukrainie nie ma wpływu na sytuację jego firmy, która produkuje opakowania z tworzyw sztucznych. – Produkcja i handel odbywają się w normalnym trybie – zapewnia. Dodaje, że zamówienia od klientów spływają regularnie. – Naszymi głównymi odbiorcami na Ukrainie są duże firmy, często będące częścią międzynarodowych koncernów, oraz wielkopowierzchniowe sklepy budowlane, które starają się utrzymać ciągłość sprzedaży. Dlatego liczba zamówień się nie zmniejsza i zakładamy, że to się nie zmieni – przewiduje.
Krakowski Can-Pack ma na Ukrainie dwie fabryki: duży zakład produkujący puszki w Kijowie oraz mniejszy, wytwarzający kapsle do butelek na zachodzie kraju. – Obie fabryki funkcjonują, ale w przypadku eskalacji konfliktu może się okazać, że wprowadzone zostaną restrykcje, które utrudnią prowadzenie biznesu – mówi Stanisław Waśko, wiceprezes Can-Packu. Problemem, jak wyjaśnia, może się okazać m.in. zaopatrzenie w surowce, szczególnie że są one sprowadzane zarówno z państw Unii Europejskiej, jak i z Rosji, a także eksport produktów z terytorium Ukrainy. – Kłopoty logistyczne mogłyby się pojawić na przykład, gdyby wprowadzono stan wyjątkowy – dodaje.
Na zimne dmucha również podkarpacki producent farb, spółka Śnieżka, który ma dwie fabryki na Ukrainie. – Produkcja trwa. W środę, ze względu na informacje o tym, że część dróg na Ukrainie jest nieprzejezdna, dyrekcja ukraińskich zakładów zdecydowała jednak o wstrzymaniu wysyłki towarów – mówi DGP Piotr Mikrut, prezes Śnieżki. Z tych samych powodów firma zdecydowała się też wstrzymać eksport produktów, a także surowców z kraju na Ukrainę.
Mikrut przypomina, że podobna sytuacja miała już miejsce w styczniu br. – Wtedy jednak szybko wznowiliśmy transporty. Mamy nadzieję, że podobnie będzie i tym razem – mówi prezes Śnieżki.
Ale poważniejszym problemem, jak przekonuje wiceprezes Can-Packu, może się okazać ograniczony popyt na wyroby. – Boimy się też, że zablokowana zostanie wymiana walut. Już od kilku tygodni są pewne ograniczenia dotyczące takich transakcji – mówi nam Waśko. – Ta przeszkoda wymaga bardziej precyzyjnego planowania działań.
Ukraina jest istotnym kierunkiem eksportowym dla katowickiego Fasingu, jednego z największych na świecie producentów łańcuchów m.in. dla górnictwa, energetyki i przemysłu cukrowniczego. Firma ma nawet stałe przedstawicielstwo w Doniecku. Nie chce jednak wyjaśnić, jak obecna sytuacja na Ukrainie odbije się na jej biznesie. Wczoraj giełdowy kurs spółki spadł o 1,85 proc.
Śnieżka zdecydowała o wstrzymaniu wysyłki towarów