Gdy zbyt wielu analityków jest zgodnych co do scenariusza, inwestorzy zachowują się odwrotnie - mówi Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB.

Kiedy frank będzie w końcu tańszy?

Kurs franka szwajcarskiego wobec euro nie będzie się wyraźnie zmieniał w najbliższym czasie. A więc żeby odpowiedzieć na pytanie, ile będzie kosztował frank w złotych, musimy patrzeć, jak będzie kształtować się kurs złotego do euro. On teraz jest dość nisko, mówiąc inaczej, złoty już jest stosunkowo mocny względem euro. Wynika to m.in. z dobrej koniunktury na rynkach i mocnego euro wobec dolara. Przynajmniej ten drugi czynnik uważam za nietrwały. Dlatego oczekiwałbym, iż złoty się osłabi. W jakiej skali? To pokazało osłabienie z początku lutego, gdy euro w pewnym momencie kosztowało nawet 4,25 zł. Może to być gwałtowny proces. Zwykle jest tak, że umocnienie złotego jest stopniowe, a potem następuje gwałtowne osłabienie.

Rozumiem, że to pańska prognoza na najbliższe tygodnie. A do jakiego poziomu złoty umocni się na koniec roku?

Nie umocni się. Moja prognoza dla pary EURPLN to 4,21, zaś dla CHFPLN 3,41.

Jak to? Większość ekspertów spodziewa się stopniowej aprecjacji złotego. Pańska prognoza wyraźnie odbiega od średniej rynkowej.

To akurat specjalnie mnie nie martwi, jednomyślność na rynku jest niebezpieczna. Gdy zbyt wielu analityków jest zgodnych co do scenariusza wydarzeń na rynku, inwestorzy zazwyczaj zachowują się dokładnie odwrotnie. Dobrze, że się nie wpisuję w ogólny trend prognoz.

Ale nawet przedstawiciele Ministerstwa Finansów już kilka razy mówili, że obawiają się aprecjacji złotego. Według pana niepotrzebnie?

Nie sądzę, że jesteśmy w sytuacji, w której mielibyśmy się obawiać nadmiernej aprecjacji. Nie mieliśmy jej już od 2008 r., czyli od prawie 6 lat. Nie mamy w tej chwili ani zagrożenia dla eksportu z powodu waluty, ani zbyt niskiej inflacji. Takie obawy są chyba przesadzone.

Osoby obstawiające scenariusz umocnienia złotego mówią, że będzie wynikał z krajowych czynników, m.in. niskiego deficytu obrotów bieżących.

Wiadomo, że jeśli mamy nerwową sytuację na rynku walut, to przy dużym deficycie problemy mogłyby być większe. Ale sam fakt niskiego deficytu nie zmienia charakterystyki waluty. Zresztą nasz deficyt wzrośnie. Jeśli chcemy, by gospodarka rozwijała się szybciej niż 3 proc. PKB rocznie, to będą musiały ruszyć inwestycje. A one są importochłonne, co pogorszy nam bilans handlowy.

A więc co będzie decydowało o kursie złotego?

Wydarzenia na świecie. Nie ma waluty, która by była oderwana od tego, co się dzieje na rynkach globalnych. Waluty rynków wschodzących – jak złoty – są na nie szczególnie podatne.

Ale podobno my już gramy w innej lidze niż np. Turcja. A dowodem na to jest stosunkowo duża odporność złotego na ostatnie zawirowania wywołane choćby spadkiem kursu tureckiej liry.

To myślenie życzeniowe. To taki nasz polski punkt widzenia, chcielibyśmy się widzieć w tej innej lidze, ale tak nie jest. I jeszcze przez kilka lat nie będzie. Mamy ogromny udział inwestorów zagranicznych w krajowym rynku długu i na rynku złotego. Nasz silny związek z rynkami wschodzącymi jest wyraźny na rynku akcji: indeksy GPW zachowywały się podobnie jak wskaźnik Morgan Stanley Capital International (MSCI) dla rynków wschodzących, a nie jak np. indeksy na Wall Street. Nie mieliśmy takiej hossy, jak rynki rozwinięte. Ten podział zarysował się wyraźnie w 2011 r. i trwa do dziś. Wall Street biło od tego czasu rekordy, a u nas koniunktura na giełdzie była słaba.