Mieszkaniec Radomia jest 4 razy biedniejszy niż mieszkaniec Warszawy. Ma mniejsze szanse na dobre wykształcenie i pracę. Samorządowcy z południowego Mazowsza uważają, że takie dysproporcje są nie do przyjęcia i piszą w tej sprawie do premiera i do ministrów.

W jednym województwie, zaledwie 100 kilometrów od szybko rozwijającej się stolicy są takie miejsca jak Szydłowiec, gdzie od lat jest - przekraczające 30 procent - strukturalne bezrobocie. Ubogie południowe Mazowsze potrzebuje unijnych pieniędzy, ale żaden z samorządów w pojedynkę nie będzie miał na nie szans - przekonuje Wojciech Walczak, wójt Jedlińska, wsi pod Radomiem.

Podkreśla on, że gminy samodzielnie nie są w stanie skutecznie walczyć o pieniądze. Jak dodaje - dla regionu - Warszawa jest od zawsze problemem, bo tam idą wszystkie pieniądze. Z kolei okolice Radomia, gdzie jest położona jego wieś, są na ostatnim miejscu. Dlatego - zdaniem wójta Jedlińska - należy zmobilizować się i zjednoczyć ponad podziałami. Efektem mają być projekty, których realizacja będzie nie do odrzucenia przez władze centralne.

Z kolei prezydent Radomia, Andrzej Kosztowniak, twierdzi, że samorządowcy mogą już tylko prosić i apelować. Teraz wszystko zależy od polskiego rządu. Szanse dla miasta i dla regionu widzi on w mechanizmie elastyczności. Na jego podstawie trzy procent z wszystkich województw miałoby wesprzeć biedniejsze regiony. Samorządowiec zachwala mechanizmy takie jak kontrakty terytorialne oraz zintegrowane inwestycje regionalne.

Władze Radomia zapowiadają, że będą się domagały nowego podziału europejskich pieniędzy na Mazowszu.

Pod apelem w tej sprawie podpisało się kilkadziesiąt osób, w tym parlamentarzyści i samorządowcy z południowej części województwa.