Zastosowanie weta w negocjacjach nad nowym budżetem UE - z punktu widzenia państw przyjaciół spójności - jest ostatecznością - deklaruje premier Donald Tusk. Nie może być mowy, by kompromis ws. budżetu polegał na zbliżeniu się do propozycji brytyjskiej - zaznaczył.

Kluczowy dla rozmów o nowym budżecie UE na lata 2014-2020 szczyt zaplanowano na czwartek i piątek. Szanse na porozumienie są jednak ograniczone; państwa Unii coraz bardziej koncentrują się na swoich problemach, w tym Wielka Brytania, którą niemal wszyscy komentatorzy wskazują z góry, jako potencjalnego winnego porażki szczytu. Londyn domaga się bowiem największych cięć w nowym budżecie UE, grożąc przy tym wetem.

"Będziemy zdeterminowani, ale nie mamy łatwej pozycji, która polega na tym: +dawać tyle, ile chcemy albo obracamy się plecami i idziemy do domu+ (...) Musimy wrócić do domu z pieniędzmi, a nie z hardo podniesioną głową i bez grosza" - powiedział premier na wtorkowej konferencji prasowej.

Podkreślił, że z punktu widzenia piętnastu unijnych państw tworzących grupę przyjaciół spójności weto jest ostatecznością, bo - jak mówił - "to przecież my jesteśmy głównymi beneficjantami tego budżetu".

Tusk zaznaczył, że nie ujawnia "tajnej instrukcji negocjacyjnej, bo wszyscy w Europie wiedzą, kto daje, kto bierze i kto jakie ma interesy". Dodał, że jeszcze we wtorek i w środę będzie rozmawiał telefoniczne z kilkoma premierami państw z grupy przyjaciół spójności.

"Między innymi na tym polegają te moje telefoniczne konsultacje z naszymi sojusznikami z piętnastki przyjaciół polityki spójności, że my ustalamy taktykę postępowania, która ma polegać na tym, że przyjmujemy propozycję (szefa Rady Europejskiej) Hermana Van Rompuya, jako propozycję nie do zaakceptowania, jeśli chodzi o liczby, ale do zaakceptowania, jako punkt wyjścia do negocjacji" - powiedział Tusk. Jak tłumaczył, chodzi mniej więcej o propozycję szefa Rady Europejskiej, ale z mniejszymi cięciami, jeśli chodzi o spójność i większymi środkami na wspólną politykę rolną.

Podkreślił, że uzyskał potwierdzenie, iż cała piętnastka jest gotowa "solidarnie z Polską bronić tego punktu widzenia"."Z tym nastawieniem jedziemy do Brukseli. Dylemat nie polega na tym, jakby chciał Jarosław Kaczyński, że mamy dostać 500, 600 mld, czy bilion, najlepiej, żeby cały budżet europejski był dla Polski, albo wetować. To wtedy będzie nic. Naszym zadaniem jest negocjować" - powiedział Tusk.

Premier podkreślił także, że "gra polega na tym", by "nie robił się kompromis wokół propozycji brytyjskiej", oznaczającej największe cięcia w budżecie UE. "Nie może być mowy - i tutaj będą te twarde mury stawiane - o zbliżaniu się z tym kompromisem wyraźnie w stronę propozycji brytyjskiej" - oświadczył premier, zaznaczając, że "z punktu widzenia państw beneficjentów unijnego budżetu propozycja ta jest bardzo niekorzystna".

"Z naszego punktu widzenia ten kompromis musi być w okolicy: pierwotne przedłożenie Komisji Europejskiej - ostatnie przedłożenie Van Rompuya. To jest to nasze wyobrażenie i każde ustępstwo z tego pola uznałbym za ostateczność" - podsumował szef rządu.

Punktem wyjścia na dwudniowy szczyt UE poświęcony wieloletnim ramom finansowym będzie nowa propozycja Van Rompuya, którą przedstawi dopiero w czwartek.

Dotychczasowa propozycja szefa Rady zakłada wydatki UE na poziomie 973,2 mld euro (w tzw. zobowiązaniach) w ciągu siedmiu lat, podczas gdy obecny budżet UE na lata 2007-13 jest o 20 mld większy.

Polska zgodnie z tą propozycją może liczyć na ok. 73,9 mld euro na politykę spójności, czyli mniej niż proponowała KE, ale więcej niż proponowała cypryjska prezydencja w poprzednim projekcie budżetu.

KE zaproponowała w czerwcu ubiegłego roku budżet, który zakłada wydatki UE na lata 2014-20 w wysokości 1033 mld euro w tzw. zobowiązaniach (988 mld euro w tzw. płatnościach). Płatnicy netto od razu ogłosili, że to za dużo, argumentując, że w czasach kryzysu także budżet unijny musi być bardziej oszczędny. Płatnicy netto różnią się jednak w skali swych postulatów: Niemcy i Francja chciały dotychczas cięć w wysokości około 100 mld euro, a Wielka Brytania sięgających nawet do 180-200 mld euro.

Według źródeł unijnych UE będzie chciała przekonać zwłaszcza Londyn do zgody na nowy budżet m.in. większymi cięciami w administracji i utrzymaniem brytyjskiego rabatu w składce do unijnej kasy.