Wyjście z Grecji z eurolandu to złe rozwiązanie, ale byłoby dziś łatwiejsze do zniesienia niż rok temu, bo większość długu Grecji jest już w rękach publicznych, a nie banków prywatnych - ocenia ekonomista prestiżowego Niemieckiego Instytutu Badań Gospodarczych (DIW) Ferdinand Fichtner.

Nie obawia się on efektu zarażenia na Hiszpanię czy Włochy.

"Mam nadzieję, że wybory pozwolą na pozostanie Grecji w euro, ale wyjście Grecji z euro byłoby teraz łatwiejsze, bo większość długu Grecji, około 80 proc., jest już jest w rękach publicznych" - powiedział ekspert na spotkaniu z grupą korespondentów z Brukseli, wskazując m.in. na efekty interwencji Europejskiego Banku Centralnego oraz pożyczki państw euro i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. To oznacza, wyjaśnił, że w przypadku wyjścia Grecji z euro nie byłoby dziś ryzyka systemowego upadku banków europejskich, zwłaszcza francuskich czy niemieckich, do niedawna posiadających znaczne ilości obligacji greckich.

Ekspert przyznał, że nie wierzy, by Grecji udało się w przyszłości spłacić swe długi. "Spodziewam się w przyszłości +haircutu+ (redukcji długów) u kredytodawców publicznych" - powiedział. W lutym br. miał miejsce haircut długu Grecji u prywatnych wierzycieli mniej więcej o połowę (ok. 100 mld euro).

Zastrzegł jednak, że tzw. Grexit, (zbitka angielskich słów "Greece" i "exit" - jak się przyjęło mówić o wyjściu Grecji z euro) - to "ostateczność" i "najgorsze rozwiązanie", gdyby nowy rząd nie chciał respektować zobowiązań do reform. Chodzi o zobowiązanie się do reform i oszczędności w zamian za pomoc państw eurolandu i Międzynarodowego Funduszu Walutowego dla bankrutującej Grecji; pomoc ta do 2014 r. ma wynieść (łącznie z obu przyjętych dotąd pakietów pomocowych) około 240 mld euro.

Zdaniem eksperta jeśli nowy rząd wyłoniony w niedzielnych wyborach odstąpi od tych zobowiązań, "trojka (eksperci EBC, KE i MFW) nie może zgodzić się na przekazanie dalszych pieniędzy z funduszu ratunkowego". A to w dalszej kolejności najprawdopodobniej będzie oznaczało, że kraj wyjdzie z euro i utworzy nowy własny bank centralny i powróci do drachmy.

To jednak nie rozwiąże problemu zadłużenia kraju u partnerów w UE.

"Ekonomicznie i politycznie mówiąc, jeśli Grecja zostanie w euro, byłoby lepiej - byłoby łatwiej kontrolować sytuację. Jeśli Grecja wyjdzie z euro, to nowy rząd z tą słabą drachmą i tak nie będzie w stanie spłacić długów u publicznych kredytodawców. Prywatni wierzyciele też by stracili, bo oni również nie zostaliby spłaceni tą słabą drachmą" - powiedział ekspert. Deprecjacja drachmy zwiększyłaby konkurencyjność greckiej gospodarki, przyznał, "tylko co Grecja ma do wyeksportowania?" - ironizował.

Zdaniem eksperta ryzyko zarażenia Grexitem na inne kraje euro byłoby "relatywnie ograniczone". Przeciwnicy Grexitu argumentują, że rynki mogłyby testować, czy kolejna do wyjścia z euro byłaby Hiszpania czy Włochy. "Rynki wiedzą, że przypadek Włoch czy Hiszpanii jest inny" - powiedział wskazując, że są to tak duże gospodarki euro, iż tu nie może być mowy o wyjściu z euro, bo wtedy euroland po prostu się rozpadnie.

17 czerwca w pogrążonej w głębokim kryzysie zadłużenia Grecji odbędą się nowe wybory parlamentarne, ponieważ po poprzednich z 6 maja żadnej partii nie udało się utworzyć rządu. Zgodnie z niektórymi sondażami w niedzielnych wyborach pozycja skrajnie lewicowej partii SYRIZA jeszcze bardziej się umocni - może ona zająć pierwsze bądź silne drugie miejsce. Jej lider Aleksis Cipras deklaruje, że jest za pozostaniem kraju w UE i strefie euro, ale domaga się radykalnej renegocjacji planu pomocowego i reform dla Grecji. Sprzeciwiają się temu KE, jak i Berlin, na którym spoczywa główny ciężar pożyczek dla Grecji.