Uczestnicy zakończonego w sobotę szczytu G8 w Camp David zaapelowali, by w walce z kryzysem w strefie euro położono większy nacisk na stymulowanie wzrostu. Opowiedzieli się także za pozostaniem Grecji w strefie euro.

"Imperatywem jest promowanie wzrostu i tworzenia miejsc pracy. (...)" - czytamy w oświadczeniu na ten temat. Stwierdza się w nim, że "trzeba eliminować deficyty budżetowe", ale zaraz dodaje, że cięcia wydatków rządowych "powinny brać pod uwagę zmieniające się warunki ekonomiczne w poszczególnych krajach i wzmacniać wiarę w odzyskiwanie sił przez gospodarkę".

Gospodarz szczytu, prezydent Barack Obama, przemawiając na jego zakończenie podkreślił, że oświadczenie jest zgodne z jego intencjami.

"Kierunek, który przybrała ostatnio debata, powinien wzmocnić w nas zaufanie, że Europa podjęła znaczące kroki, aby poradzić sobie z kryzysem. Poszczególne kraje i Unia Europejska jako całość zainicjowały ważne reformy, które na dłuższą metę zwiększą perspektywy wzrostu. Jest teraz zgoda, że trzeba zarazem więcej zrobić dla promowania wzrostu i tworzenia miejsc pracy w kontekście tych reform strukturalnych. To porozumienie na rzecz postępu zostało wzmocnione tu w Camp David" - powiedział.

Prezydent dodał, że na szczycie opowiedziano się także za pozostaniem Grecji w strefie euro.

"Dziś uzgodniliśmy, że musimy podjąć kroki, aby wzmocnić zaufanie oraz promować wzrost i popyt, wprowadzając jednocześnie ład w naszych budżetach. Zgodziliśmy się także co do potrzeby silnej i spójnej strefy euro i potwierdziliśmy, że jesteśmy zainteresowani, by Grecja pozostała w strefie euro, dotrzymując jednocześnie swoich zobowiązań (odnośnie dyscypliny budżetowej - przyp.PAP)" - oświadczył.

W swym wystąpieniu Obama cytował dosłowne sformułowania z deklaracji z Camp David ogłoszonej pod koniec szczytu.

Oprócz umieszczonych w niej na początku fragmentów na temat kryzysu w strefie euro znalazły się w niej także wyrazy poparcia dla dalszej walki z ocieplaniem klimatu przez ograniczanie emisji gazów, jak dwutlenek węgla, do atmosfery.

W deklaracji wezwano do rozwijania alternatywnych - odnawialnych i "czystych" - źródeł energii i do bezpiecznego dla środowiska naturalnego poszukiwania i wydobycia surowców energetycznych.

Zaapelowano w niej też o pomoc żywnościową dla biednych krajów Afryki i innych regionów.

W końcowym dokumencie szczytu znalazły się też oświadczenia na temat Iranu, Syrii, i Korei Północnej powtarzające znane stanowiska państw zachodnich w sprawie konfliktów z tymi krajami.

Deklarację nt. strefy euro na szczycie w Camp David komentuje się jako delikatne wywarcie presji na kanclerz Niemiec Angelę Merkel, aby odstąpiła od sztywnych wymogów zaciskania pasa, narzucanych przez Niemcy zadłużonym krajom strefy euro. Niemcy dyktują im warunki jako kraj najsilniejszy gospodarczo w Unii Europejskiej.

Sukces Obamy

Komentatorzy oceniają szczyt G8 jako sukces prezydenta Baracka Obamy, któremu zależało na takim właśnie zrównoważonym podejściu w wyborze metod zwalczania kryzysu w strefie euro. Jego administracja - jak przypomniał sam prezydent - także kładzie nacisk na wzrost gospodarczy.

Aby ostrzec Iran, kraje-uczestnicy szczytu zapowiedziały uruchomienie międzynarodowych strategicznych rezerw ropy naftowej na wypadek przyszłych zakłóceń na rynku tego surowca.

"W ostatnich miesiącach zdarzały się zakłócenia w dostawach ropy na globalny rynek, co zagraża wzrostowi gospodarki. Licząc się z możliwością dalszych zakłóceń w sprzedaży ropy i zwiększeniem popytu na nią, w najbliższych miesiącach będziemy obserwować rozwój sytuacji i jesteśmy gotowi wezwać Międzynarodową Agencję Energetyki (IEA), żeby podjęła odpowiednie działania w celu upewnienia się, że rynek jest w pełni zaopatrzony" - stwierdza wspólne oświadczenie krajów grupy G8.

W oświadczeniu nie wspomina się o Iranie, ale odebrano je jako ostrzeżenie pod adresem tego kraju, że rzeczywiście zamierza się wprowadzić w życie plan nałożenia w lipcu embarga na import irańskiej ropy i społeczność międzynarodowa poradzi sobie wtedy z ewentualnymi brakami na rynku.

Szczyt krajów G8 miał się początkowo odbyć w Chicago, gdzie w niedzielę rozpocznie się dwudniowy szczyt NATO. Przeniesiono go jednak do Camp David spodziewając się protestów ulicznych w Chicago. Camp David to ukryta w lesie letnia rezydencja prezydentów USA, zapewniająca spokój uczestnikom spotkania.

Jak się oczekuje, szczyt NATO w Chicago będzie zdominowany przez debatę na temat dalszego losu operacji sojuszu w Afganistanie.

Już od piątku towarzyszą mu demonstracje uliczne organizowane przez lewicowe i antywojenne organizacje.